Steven zbliża się jeszcze bardziej.

– Jego żona miała problemy. – Mówi ostrożnie dobierając słowa. – Pomogłem. Nie wiem ile czasu minęło. Gdy nie patrzę na upływające godziny, jestem szczęśliwszy.

– Co w takim razie dlaczego masz zegarek na ręce?

– To pamiątka. – Spina się. – Nie bądź wścibska.

– Przepraszam. – Dukam, nie chcę go denerwować. – Zdradzisz mi swoje prawdziwe imię?

Prycha pod nosem, a potem siada na sofie. Trochę się waham, ale ostatecznie zajmuję miejsce tuż obok niego. Boże, jest taki wielki. Przewyższa mnie o całą głowę i gdyby tylko chciał mógłby zmiażdżyć moje ciało w żelaznym uścisku swoich ramion.

– Powiedziałem.

– Nie. Ty podszyłeś się pod zmarłego człowieka.

– Fajna zabawa, co? – Niespodziewanie wyciąga rękę w przód i muska palcami bok mojej szyi. – Dlaczego chcesz znać moje imię? Co zrobisz z tą wiedzą? Czy nie wystarcza ci, że dzielimy dach?

Tężeje. Nie jestem gotowa na ten dotyk.

– Niedługo wrócę do domu. – Odpowiadam cicho.

– Nie. – Jego place wspinają się po mojej żuchwie i docierają aż do policzka. – Wrócisz tam, gdy ci pozwolę.

– Ale... – Nie mogę się skoncentrować, kiedy czule muska moją bliznę. – Przestań, proszę.

– Zabiłem go.

– Słucham?

– Tego, który ci to zrobił. Zabiłem go.

– Muszę wrócić, oni mogą... – Zaciskam zęby. – Moja matka...

– Jeśli podasz mi adres, to sprawdzę jak się miewa.

– Nie, ja muszę...

– Jedną rzeczą jaką musisz zrobić to zrozumieć, że od tej pory jesteś do mojej dyspozycji. – Przesuwa czubki placów w okolice moich ust. – Ja, moja droga Lucille, ocaliłem cię i zaopiekowałem się tobą. W zamian za to poświęcenie należy mi się twoja uległość.

Jego palce nieoczekiwanie zaciskają się na moim karku. Czuję się jak schwytana w pułapkę. Strach paraliżuje mi mięśnie. Nie jestem zdolna do wykonania choćby najmniejszego ruchu. Mężczyzna pochyla się na tyle, że gorącym oddechem owiewa mi twarz. Zapach jego skóry wymieszany z silną wonią drzewnych perfum zaczyna mnie przytłaczać.

– Wkrótce pojmiesz, że należy stawać po właściwej stronie. – Łapie kosmyk moich włosów w swoje palce i prześwietla mnie spojrzeniem. – Mojej stronie.

– Jestem wdzięczna za uratowanie, za opiekę również. Ale proszę... – Płacz więźnie mi w gardle. – Błagam, niech pan mi nie każe tego robić.

W jego oczach pojawia się błysk.

– No i proszę. – Szepcze mi na ucho. – Bez przymusu nazwałaś mnie swoim panem.

Moja twarz płonie z zażenowania. Tak, zrobiłam to, ale zupełnie nie wiem czemu. Może zadziałałam instynktownie. Całkiem prawdopodobne, że w mojej podświadomości narodził się plan, jakoby bycie grzeczną da mi więcej opcji potrzebnych do działania. Steven czy jakkolwiek mu imię, wcale nie jest lepszy od ludzi, którzy mnie sponiewierali. Wiem, że przy nim czeka mnie jedynie udręka. Muszę uciec. Jak najszybciej.

– Nie krzywdź mnie.

– Zatem nie zmuszaj mnie, bym musiał to zrobić. – Odsuwa dłoń i wstaje z sofy. – Gdy byłem dzieckiem sporo chorowałem. Bywałem marudny i wówczas znajdowałem odrobinę pocieszenia w planszówkach. Jeżeli masz ochotę możemy w coś zagrać.

Till the Last Breath / ZOSTANIE WYDANE  2025 /जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें