2.

5 1 0
                                    

- Elena Gilbert. - Szepnęłam sama do siebie, a moje usta mimowolnie wykrzywiły się w cynicznym uśmiechu.

Nienawidziłam jej. Nienawidziłam jej najbardziej parszywą, złowieszczą i ordynarną nienawiścią. Chociaż przecież nie miałam ku temu podstaw.

Nic mi nie zrobiła i jestem pewna, że nikomu innemu także, a przynajmniej nie umyślnie. Ta miałka dziewczynka, to typ osoby płaczącej, gdy ktoś zabije pająka.

Więc dlaczego tak bardzo jej nie znosiłam? Innych mogłam oszukiwać i całą wieczność, ale siebie samej nie zdołam oszukać nigdy.

Zazdrościłam jej absolutnie wszystkiego. I w innej sytuacji, nie sposób byłoby mnie w ogóle do niej porównać. W końcu jaki cel znajdziemy w porównywaniu, dwóch skrajnie różnych ludzi, w skrajnie różnych sytuacjach, wiodących całkowicie odmienne życia, z zupełnie innymi możliwościami, z całkowicie różnymi szansami?

Trudno jednak nie porównać się do człowieka, noszącego tę samą twarz.

A Elena Gilbert, mająca te same oczy, ten sam głos, nawet te same włosy, jak na ironię była symbolem wszystkiego, czym ja nigdy nie mogłam być. Patrząc na nią, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, jakbym patrzyła na alternatywną wersję siebie, na coś co mogłabym mieć, ale nigdy tego nie zdobędę. Na moje nieosiągnięte przeznaczenie, na mój niewykorzystany idealny zestaw cech. Na moją nadzieję.

Wygląd całe życie pomagał mi w osiąganiu tego, czego chciałam. Oczywiście, kluczową rolę odgrywały spryt i przebiegłość, ale bez wyglądu, nie miałyby takiego pola do popisu. Tego, czego nie mogło nadrobić moje wnętrze, zawsze mógł naprawić mój wygląd. Możesz mówić co chcesz, ale byłam niekwestionowanie piękną kobietą.

Więc Elena Gilbert była nie ode mnie tylko lepsza. Była dla mnie niebezpieczna. Bo dlaczego jakikolwiek mężczyzna, zwłaszcza mężczyzna, którego bym kochała, miałby wybrać mnie, jeżeli mógłby wybrać kobietę wyglądającą identycznie na zewnątrz, ale nie zepsutą od środka?

Dlatego rozumiałam Stefana Salvatore. Chociaż przyznam, że trochę mi to zajęło. Na początku nie umiałam tego pojąć, bo nie myślałam w takich kategoriach. Zawsze sądziłam, że faceta obchodzi tylko i wyłącznie to co widać na zewnątrz i mogę zapewnić, że taki osąd nie wziął się u mnie z nikąd. Ale zapomniałam, że to Stefan. A Stefan z pewnością, nie był taki jak inni mężczyźni. I było to prawdziwym koszmarem. Owiele łatwiej byłoby mi kochać kogoś, takiego jak reszta.

Ale wiedziałam, że po prostu nie mogłam. Nie dałabym rady pokochać kogoś innego. To nie tak, że od 1864 roku, nie miałam żadnych mężczyzn. Błagam was... Oczywiście, że podobali mi się inni.
Ale już nigdy później nie poczułam w stosunku do innego człowieka miłości. A w końcu miałam na to dwa razy tyle czasu co normalny człowiek.

Już zawsze szukałam w każdym mężczyźnie Stefana Salvatore. Ale nigdy w nikim go nie znalazłam. Może co najwyżej nieznaczne przebłyski, które nie były czymś wystarczającym. Nie na tyle, by pokochać.

Zniewolenie nieszczęśliwą miłością niezbyt pasuje mi do wizerunku. Dlatego raczej o tym nie wspomniam. A jak już, to wolę mówić, że po prostu nam nie wyszło. Nie te miejsce, nie ten czas. Nie ta, zepsuta od środka wampirzyca, której nikt nie zdoła pokochać. A przynajmniej nie ten, którego pragnię.

Przecież miałam tyle opcji. Z Damonem byłoby mi dobrze. Ale jak mogłabym go pokochać? Nie dałabym rady. Podobał mi się, ale nigdy nic poza tym. Nie było w nim ani krztyny jego brata.

Pozatym lubię sobie to tłumaczyć jeszcze w jeden sposób. W końcu obaj byliśmy sobowtórami. Obaj stworzeni z pierwszych nieśmiertelnych. To nierozerwalnie nas czymś łączyło. Jeżeli miałabym jeszcze kiedyś uwierzyć w przeznaczenie, to być może właśnie tak bym to nazwała.

Nie wiem ile w tym prawdy. Ale dzięki temu, nie czułam się ze sobą aż tak żałośnie. W końcu, może to co do niego czułam było narzucone odgórnie, a ja nie miałam na to wpływu? W takim wypadku to nie moja wina, że był moim jedynym słabym punktem.

Tylko jeżeli to prawda, to dlaczego on również mnie nie kochał?

W ogólnym rozrachunku, zawsze wybiorę siebie. Zabiła bym każdego, kto cokolwiek dla mnie znaczył, jeżeli miałabym wybierać między nim, a mną. Ale czy zabiła bym Stefana? Nie wiem. Może. Wiem tylko jedno.

Gdyby mnie kochał, nie zrobiłabym tego.

A to było bardzo niebezpieczne. Dlatego może to i lepiej, że mnie nie kochał. Dzięki temu, już zawsze będę mogła wybierać tylko siebie. Dzięki temu zawsze przetrwam.

KaterinaWhere stories live. Discover now