Rozdział drugi

Zacznij od początku
                                    

„Wierzymy nieskończenie. Kochamy nieskończenie. Traktujemy się jak rodzinę, której strzępy pielęgnujemy w sercach."

Traktujemy się jak rodzinę? Wierzymy nieskończenie? W co? Pulsujący ból głowy jest odpowiedzią na moje zdenerwowanie. Przewracam stronę, a zdumienie omal nie zwala mnie z nóg.

„Niebo, ziemia.

Woda, lód.

Ja i Wy.

Wy i ja.

Jesteśmy harmonią."

Co to są za bzdury? Jesteśmy harmonią? Coś ściska mnie za gardło, treść pustego żołądka przesuwa się w kierunku przełyku. Zaciskam zęby, żeby powstrzymać mdłości, ale jest już za późno. Odkładam notes i szybko biegnę do łazienki. Unoszę klapę sedesu, zwijam się w pół i wymiotuję żółcią. Jestem przerażona swoim stanem. Torsje wstrząsają moim ciałem, które osłabione poddaje się każdemu szarpnięciu. Z wysiłku ciemnieje mi przed oczami, chwytam się muszli, gdy kolana się uginają. Upadam na podłogę. Drżę, a po policzkach spływają mi łzy. Tak bardzo jestem głodna. Nie mogę znieść myśli, że matka i Tony przyrządzili sobie wczoraj obiad i nie zostawili mi choćby kęsa. Gniew kotłuje się we mnie, na równi z poczuciem totalnej beznadziei. Niech ich szlag! Wycieram usta, nadal trzęsąc się jak osika odsuwam się od muszli i siadam przy ścianie. Wszystko niebezpiecznie wiruje, moje mięśnie sztywnieją. Kiedyś czytałam, że śmierć z powodu pustego żołądka jest jedną z najstraszliwszych. Strach zagląda mi prosto w oczy. Boję się umierania. Fakt, że moje znikanie pod powierzchnią wody w celach uspakajających sprawia, że często balansuje na granicy utraty przytomności, a w konsekwencji tego może i nawet śmierci, lecz sama myśl o umieraniu wzbudza we mnie potworny strach. Gdyby było inaczej, już dawno dokonałabym samobójstwa. Jestem tchórzem. Gównem, jak określił syn sprzedawczyni sklepu, którego okradłam. Niespodziewanie docierają do mnie przytłumione kroki. Wyrzucam sobie, że powinnam zamykać drzwi na klucz ale w tej chwili nie ma to aż takiego znaczenia. Siedzę pod ścianą niezdolna nawet się podnieść. Jeśli to złodziej, to z całą pewnością opuści mieszkanie zrezygnowany bądź podminowany. Nie ma tutaj nic czym mógłby się wzbogacić. Po cichu jednak liczę, że to matka. Nie wiem gdzie poszła, ale może załatwiła jedzenie. Och, nie będę wybredna. Przyjmę cokolwiek, by już nie czuć tego potwornego ścisku w żołądku. Kroki stają się coraz wyraźniejsze, a kiedy w progu łazienki staje wysoki mężczyzna w swetrze prawie rozdziawiam usta zaskoczona.

Tony.

Co on, tutaj robi?

– Żal patrzeć na ciebie, dziecko. – W jego tonie słyszę jedynie pogardę.

– Wal się. – Mamroczę groźnie.

– Twoja matka wiele razy płakała mi w ramię. Mówiła, że nie radzi sobie z życiem.

– Czego chcesz?

– W naszej wspólnocie jest miejsce dla takich jak ty.

– Wasza wspólnota to jakieś pochrzanione rytuały i pranie mózgu!

– Chronimy najsłabszych. – Odpowiada spokojnie, zupełnie nie zwracając uwagi na mój wybuch. – Twoja matka nie odtrąciła naszej pomocy i dzięki temu przynajmniej teraz nie głoduje.

– Przychodzisz jak do siebie!

– Jestem u siebie. – Uśmiecha się przebiegle. – To co moje jest wasze, to co wasze jest moje. Czy matka opowiadała ci o Harmonii?

Harmonia. Kiedy przypominam sobie o notesie to aż mnie skręca w trzewiach. Chcę zaprzeczyć i zażądać, by się wyniósł i nigdy nie wracał lecz po chwili dociera do mnie, że mogę wykorzystać ten moment. Zyskać przewagę w pozornie przegranej sytuacji. Dowiedzieć się znacznie więcej niż kiedykolwiek.

Till the Last Breath / ZOSTANIE WYDANE  2025 /Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz