La Rochelle

160 15 2
                                    

Regulus jak zawsze na koniec miesiąca szykował się na bal, który odbywał się w jego królestwie. Z racji tego, że jego ojciec był królem, musiał być na każdym takim balu. Zawsze nosił na takie uroczystości ubrania z najlepszych materiałów, sprowadzanych z najróżniejszych zakątków świata. Jego ubrania zawsze były wykonane z najwyższą dbałością o każdy detal. Na dzisiejszy bal ubrał przepiękny stój z ciemno zielonymi detalami takimi jak chusta, sygnety i naszyjniki z delikatnymi szmaragdami. Kilka chwil później został zawołany przez służącą by zszedł na dół i zaczął witać gości u boku swojego brata- Syriusza. Przez całe życie był uczony dobrego zachowania, kultury i dobrych manier, dlatego nie miał problemu z właściwym zachowaniem się na ucztach. Gdy był młodszy rodzice często chwalili go za jego spokój i opanowanie, lecz robili też wszystko, żeby uchronić go przed całym światem. Był uczony jak obyć się z mapami, odczytywać współrzędne i wiadomości z przyrządów geograficznych, ale nigdy rodzice nie pozwalali mu wypłynąć na jakąkolwiek wyprawę morską (nawet taką najbliżej brzegu). Zawsze marzył, żeby poznać różne zakątki świata i kultury jakie tam panowały. Lecz jedyne co mu zostało to siedzenie w zamku i ucztowanie na balach, wyglądając nienagannie i grzecznie. Po przywitaniu gości udał się na salę balową, która była przystrojona w najróżniejsze złote dodatki. Na początku zjedli ucztę pełną różnorodnych dań, po tym rozpoczęły się tańce. Regulus jak zawsze nie uczestniczył w tej chwili zabawy i siedział popijając wino mocno rozwodnione z wodą by utrzymać dobrą postawę i przypadkiem nie powiedzieć czegoś, co wpłynęło by źle na jego wizerunek.

James stał na bocianim gnieździe swojego statku obserwując przez lunetę swój nowy cel... Francuskie królestwo Blacków, położone w bardzo niemądrym miejscu lecz niewyobrażalnie pięknym. Miasto La Rochelle... marzenie każdego korsarza który kiedykolwiek pływał po wodach tego świata, leży nad Zatoka Biskajska Oceanu Atlantyckiego. Bogate, urodziwe, z pięknymi zabytkowymi budowlami, potężnym zamkiem i śliczną okolicą. Idąc uliczkami tego miasta czujesz te niesamowicie miły i przyjazny klimat, muzyka rozbrzmiewa na każdym rogu gdzie kryją się knajpy z jedzeniem i niesamowitym alkoholem. Port morski idealnie oddaje piękno tego miasta dodając kropkę nad tym wszystkim. Jest to jednak pozornie ciężko dostępne miasto, ale czego nie zrobi James by zdobyć to czego chce?

Obserwował oświetlone miasto z uniesionymi kącikami ust, wiedział ze zdobędzie to czego chce i nie straci ludzi którzy byli jego rodziną. Był w stanie oddać życie dla swoich kamratów. Statek Pottera miał dobić do portu wieczorem gdy słonce miało zacząć znikać w głębi oceanu. I tak tez się stało, stanął na ladzie o planowanym czasie trzymając w dłoniach dwa pistolety, które po chwili schował do pasa na jego biodrach zajmując miejsce obok pięknie zdobionej szabli i miecza. (Potter był naprawdę wybitnym piratem, najbardziej znanym co wiąże się z tym, ze też najbardziej poszukiwanym. Głowa pirata była wysoko ceniona, a miejsc co zawiśnięcia sporo. Jego umiejętności walki były na bardzo wysokim poziomie przez co niejeden rycerz lub zwykły człowiek mu zazdrościł. Za to był najbardziej wdzięczny swojemu ojcu, to on nauczył go tego wszystkiego. James dodał do tego jedynie swój spryt).

Głowę pirata zdobiła lekko przydługa czupryna na której można było dostrzec pojedyncze dredy, warkoczyki i splecione nitkami i koralikami kosmki włosów. To wszystko częściowo chowało się pod jego chusta i piracka czapka. Lekka, przyduża biała koszula z wiązaniem u góry powiewała przez wiatr nadchodzący ze strony oceanu. Jego szyja zdobiona była rożnymi talizmanami z najróżniejszych zakątków tego świata, miały one za zadanie chronić kapitana przed zmorami które mogą atakować go w trakcie jego tułaczki oraz ochronę przed klątwami. Silne, żylaste przedramiona chronione były przez duże skórzane brązolety, a palce pirata przyozdobione w sygnety zaciskały się na rękojeści miecza schowanego w pochwie. Rozejrzał się po okolicy poprawiając okulary na swoim nosie i uśmiechnął się szeroko. Ruszyli. Plan był prosty, brać co się da i zostawić jak najmniej ofiar. Część kamratów została by rabować okoliczne domy, a kapitan z 11 ludźmi ruszył do zamku. Bocznymi schodami wszedł sam na górę wchodząc do jednej z sypialni przez okno.

Treasure is not just gold and jewels//JegulusWhere stories live. Discover now