XXIII. Zamknięta w szkle róża.

Start from the beginning
                                    

Gdy kątem oka dojrzałam Grace, która na powrót zaczęła kreślić wokół naszej dwójki zawężające się kółka, stanęłam na równe nogi. Addams szybko zrozumiał, o co mi chodziło, ponieważ uniósł lekceważąco lewy kącik ust i skupił swoje spojrzenie tylko i wyłącznie na mnie.

Jego ręka subtelnie owinęła się wokół mojej talii, a intensywność spojrzenia narastała w zastraszającym tempie; czułam, jakby zamykał nas w pustym pomieszczeniu, gdzie obecność osaczających nas ludzi nie miała żadnego znaczenia. Znów poczułam intymność chwil w muzeach, do których mnie zabierał; obrazy zaczynały krążyć mi przez oczami, tym samym odwracając uwagę od strachu kumulującego się w moim wnętrzu.

Jego dotyk był lekki, niemal niewyczuwalny; wiedziałam, że nie chciał, bym się spinała. Był we wszystkim aż nader ostrożny, niesamowicie delikatny.

– Jakiego koloru były te kwiatki van Gogha? – szepnął, uśmiechając się lekko.

– Koloru nadziei, panie poważny – odparłam, śmiejąc się pod nosem – Nie powinieneś zaczynać?

– Za chwilę – westchnął, sięgając wzrokiem w stronę sceny – Daj panu poważniejszemu skończyć.

Gdy biel sukienki irytującej mnie dziś dziewczyny mignęła gdzieś w pobliżu, przystanęłam tuż przed Bryce'm i subtelnym ruchem poprawiłam kołnierzyk jego czarnej koszuli. Dłońmi subtelnie przesunęłam po jego torsie, wygładzając tym samym materiał marynarki.

Już po chwili do naszych uszu dotarło jego nazwisko wywołane wprost ze sceny, na co ten jedynie uśmiechnął się blado i ucałował wewnętrzną stronę jednej z moich dłoni.

Nie potrafiłam określić, czy nader silne uczucie, które napiętrzyło we mnie momentalnie, bliższe było strachowi, czy też swego rodzaju przyjemności. Nie wiedziałam, co czułam, jednak nade wszystko dziwiło mnie jedno: czemu nie chciałam uciec?

Nie miałam ochoty wyrwać się, nie chciałam go odepchnąć. I choć odczuwałam nieprzyjemne skutki jego bliskości, poniekąd nie chciałam też, by ona się kończyła. Czy właśnie tym były Daddy issues?

– Będzie dobrze – szepnęłam, uśmiechając się na odchodne.

– Bardzo ładnie udała ci się ta scenka – odparł, po czym puścił do mnie oczko i odszedł w odpowiednim kierunku.

Ach, no tak; przecież to było tylko na pokaz.

***

– Jesteś pewna, że chcesz zostać? – sapnął Bryce, zasiadając na jednym z krzeseł przed samą sceną – Mówiłem już, że mi na tym nie zależy, więc możemy wracać.

– Mam przeczucie, że chcesz wracać ze względu na mnie – burknęłam, zakładając nogę na nogę – Jeśli jesteś w stanie popatrzeć mi w oczy i powiedzieć, że chcesz wracać tylko i wyłącznie przez swój kaprys– spoko, zawijam kiecę i lecę. Ale jeśli nie– nie ruszę się; tak czy tak mam już z tej pracy za dużo przywilejów, więc same w sobie obowiązki chciałabym chociaż doprowadzać do końca.

– Proszę cię bardzo – mruknął, a wsparłszy głowę na pięści, oddał się rozmyślaniom o prezentowanych obrazach.

Ja natomiast bawiłam się nieco lepiej, niż zakładałam, że będę; okazało się bowiem, że nie musiałam mieć kompletnie żadnej wiedzy na ten temat. Bryce szeptem zachęcił mnie do oceny każdego obrazu w skali od jednego do dziesięciu, kompletnie nie czepiając się przy tym moich wyborów.

Dawka ŚmiertelnaWhere stories live. Discover now