46. Bukiet szczęścia

Start from the beginning
                                    

Było to chronione osiedle, wiec Hongjoongowi nie wydawało się, by temu mogło coś się stać. Ewentualnie potknął się o coś i wywrócił, co było już bardziej prawdopodobne, zwłaszcza, że zaczęło padać. Wtedy jednak zadzwoniłby do niego, dramatycznie informując, żeby dzwonić po karetkę.

- Gdzie ty jesteś?! Pięć minut ci to powinno zająć. Stało się coś?- nie dał mu dojść do słowa, kiedy ujrzał, że dwudziestosześciolatek od niego odebrał.

- Już idę, jestem w windzie.- odparł jakoś zbyt entuzjastycznie, jak na niego, co natychmiast wzbudziło podejrzenia Honga. Chłopak niespełna dziesięć sekund później usłyszał czyjeś kroki na klatce schodowej oraz ciężki oddech kogoś, kto złapał solidną zadyszkę. Podszedł do progu, szykując swoją pozę, którą robił zawsze gdy domagał się wyjaśnień.

Nie spodziewał się natomiast, że w progu zastanie Seonghwę, przesiąkniętego deszczem, wyszczerzonego od ucha do ucha, trzymającego w dłoniach olbrzymi bukiet fioletowych oraz żółtych kwiatów oraz reklamówką na przedramieniu, w której były ulubione napoje energetyczne Joonga oraz dwie paczki chipsów. Niższy zlustrował go od góry do dołu, uznając, że jest to najbardziej rozczulający moment w jego życiu i nie rozumiał czy to przez świecące oczy ciemnowłosego, czy przez natłok wszystkich emocji, które dotąd trzymał z dala od siebie, ale poczuł jak łzy zbierają mu się pod powiekami. Nie powinny. Powinien go wyśmiać, bo ten w deszczu latał po jakichś sklepikach i wytrzasnął skądś kwiaty, a nie płakać. Pociągnął nosem, zdając sobie sprawę, jak żałosny jest, ale po chwili odebrał Seonghwie cały bagaż, by odłożyć go na półkę, a samemu wskoczyć na starszego i pozwalając by ten uniósł go do góry. Zdążył jeszcze tylko pchnąć za nimi drzwi, by sąsiedzi nie wścibiali nosa w ich życie.

Hwa był cały mokry, przez co Hongjoong obruszył się, gdy tamten musnął ustami jego policzek, następnie czoło, czubek nosa, by na końcu przenieść się na jego wargi. Kim mocno oplatał nogami jego talię, śmiejąc się jak głupi.

- A z jakiej to okazji?- zapytał, wpatrując się w rozweselone ślepia mężczyzny. Mógłby wymieniać w nieskończoność powody, dlaczego tak uwielbia bruneta, a ten wieczór był świetnym podsumowaniem jego zalet. Nie znał nigdy kogoś, kto by z takim zaangażowaniem, każdego dnia okazywał, że cieszy się z samego faktu obecności Kima w swojej codzienności.

- Pomyślałem, że każdy lubi dostawać prezenty, a uznaje się, że najbardziej romantyczne są kwiaty oraz czekoladki. Ty wolisz chipsy oraz energetyki od czekoladek, więc pozostał tylko element bukietu, za to w twoich ukochanych kolorach. Czyż się nie mylę?- skubany potrafił podejść Hongjoonga i sprawić, że całkowicie zapomniał o swoim złym humorze, czy towarzyszących mu przez ten cały tydzień niepokoju. Wszelkie wątpliwości nachodziły go wtedy, gdy był sam, ale przy Hwie ten strach automatycznie wyparowywał.

- Dziękuję.- wydukał cicho, wtulając się mocno w dwudziestosześciolatka, przez przypadek go podduszając. Właściwie to do stopnia, w którym drugi musiał poklepać go po plecach, by zwolnił uścisk, bo zabrakło mu tlenu.

- Wiesz po co jeszcze te badyle?- rzucił, przyzwyczajając się już do ciężaru Honga, który zwisał na nim jak leniwiec i najwyraźniej nie zamierzał schodzić. Powędrował z nim do kuchni, żeby wyjąc szklany dzbanek do soków, do którego następnie włożył kwiaty. Musiał to zrobić, zanim Kot się do nich dobierze, traktując jak surówkę do kolacji.

- Mhm?- mruknął mu w szyję, nie fatygując się by podnieść głowę, bo zbyt zajęty był wdychaniem nowych perfum Seonghwy, które wybrał mu podczas ich ostatniej wizyty w centrum handlowym.

Jęknął z zawodem, gdy tamten posadził go na kuchennym blacie, tak by chłopak w końcu na niego spojrzał. Zdjął z siebie bluzę, którą rzucił gdzieś w kąt, pozwalając by kręcący się po mieszkaniu zwierzak, zajął się nią, a nie łaskotaniem jego kostki. Zaczesał wilgotne włosy do tyłu, a Joong wywrócił oczyma, twierdząc, że ten za bardzo przedłuża, sprawiając, iż ta scena przypominała tanią telenowelę. Pociągnął go za koszulkę, przerywając brunetowi jego "main character" moment.

White Dandelion| SeongjoongWhere stories live. Discover now