Rozdział 8: Gra pozorów

Start from the beginning
                                    

– Chciałem ci towarzyszyć na stołówce. Gdy wyszedłeś, pomyślałem, że skoro ostatnio dwa razy odmówiłem śniadania, zjesz je dzisiaj sam.

– Chcesz mi powiedzieć, że zgłodniałeś?

– Do tej pory jedzenie było przyjemnością, ale zaczynam podejrzewać, że moje ludzkie ciało potrzebuje go nie tylko do lepszego samopoczucia.

– Kto by pomyślał, że będąc ze mną trzy dni, dowiesz się o sobie więcej, niż przez całe stulecia.

– Też mnie to zaskoczyło – odpowiedział sędzia, mając na myśli znacznie szerszy kontekst, niż tylko odczuwanie głodu.

– No niech będzie. Zaraz szósta, o tej godzinie otwiera się kafeteria, możemy wracać do kwatery. Umyję się i możemy iść na śniadanie.

Neuvillette kiwnął głową i ruszył za administratorem, wlepiając spojrzenie w jego umięśnione plecy pokryte bliznami i kropelkami potu. Wriothesley nic sobie nie robił ze swojej nagości. Szedł z koszulą w ręce i samych tylko spodniach.

Neuvillette zorientował się nagle, że dziś patrzy na diuka inaczej, niż pierwszego dnia. Wtedy przyglądał się jedynie jego bliznom i zastanawiał się, które zrobili mu jego przyszywani rodzice, a które on sam. Teraz zwrócił uwagę na ruchy mięśni, fakturę skóry i kilka pieprzyków na karku, a widok ten wzbudził w nim pozytywne emocje, podobne do zachwytu nad jakimś dziełem sztuki. Przypomniał sobie zaraz też kształt wody, jaki spływał po jego nagim ciele i poczuł nieodpartą chęć, by zrobić to znowu. Czy to już był występek?

Przecież nic nie widzę, nie podglądam, jedynie... czuję – pomyślał na swoje usprawiedliwienie, lecz pomimo wiary w niewinność, zawstydził się, że miał ochotę powtórzyć coś tak prymitywnego.

*

Gdy Wriothesley zszedł z góry, odświeżony i ubrany w zwyczajowy strój, Neuvillette siedział na kanapie bledszy niż zwykle i wyraźnie przybity. Diuk nie dociekał, czemu sędzia czuł się podle. Może był po prostu głodny? Otworzył drzwi i puścił go przodem.

Gdy dotarli do kafeterii, byli jednymi z pierwszych gości. Sędzia usiadł naprzeciw diuka, na drewnianej ławie, patrząc podejrzliwie na swoje pudełko z tajemniczym śniadaniem, które zostało mu wydane.

– Nie wiem czy te niespodzianki to dobry pomysł – zastanowił się na głos. – Wolałbym wiedzieć, co dostanę.

– Uznajemy to za sprawiedliwe, Wolsey stara się jak może, ale mamy ograniczone dostawy. Robi więc co się da i wychodzi mu to nawet smacznie.

Wriothesley otworzył swoje pudełko, gdzie czekały na niego rogaliki z dżemem.

– Tylko nie na słodko – jęknął niezadowolony.

– Omlet – zawyrokował Neuvillette, otwierając swoje. – Z czymś zielonym.

– To szczypiorek.

– Rzadko jem coś, co ma zielony kolor, w zasadzie to nigdy.

– Tak bywa, gdy się żywi samym ciastem.

Zapadła cisza, którą przerwało ciężkie westchnienie administratora.

– Jak chcesz, możemy się zamienić.

– Sprawiedliwość zamieniła się w handel – mruknął pod nosem Neuvillette. Z ulgą podał diukowi swój talerz, w zamian zostały mu przysunięte rogaliki.

– To nie handel, to symbioza. Ciebie tona cukru nie utuczy, a ja potrzebuję białka po treningu.

Kilku strażników i więźniów łypało na nich ciekawskim wzrokiem. Byli pełni podziwu, jak ich diuk potrafił zachowywać się swobodnie w towarzystwie sędziego, którego wszyscy wiedzieli, jak bardzo nienawidzi. Gdyby nie "wypadek", który obrósł w legendę, mogliby nawet powiedzieć, że zachowywali się jak starzy, dobrzy przyjaciele. Oczywiście wiedzieli, że to tylko gra pozorów, choć gołym okiem trudno było ją odróżnić od prawdy.

TopielWhere stories live. Discover now