XIX. On wiedział, gdzie mnie szukać.

Začít od začátku
                                    

Myślałam zdecydowanie za wiele, o czym świadczyła druga część mojej osobowości– to ona wysuwała na przód jedną, istotną myśl: Nie jesteś nikim na tyle znaczącym, by miał wobec ciebie głębsze intencje. Jego zachowanie nie miało ukrytego sensu.

Nie wiedziałam jedynie, którą z tych części byłam bardziej.

Nim zdążyłam się obejrzeć, taksówka wjechała w jedną z ulic, która była mi zdecydowanie lepiej znana; kojarzyłam już kamienice, jak i mijany przez nas park. Byłam bardzo blisko domu i czekającego w nim łóżka, którego cholernie teraz potrzebowałam. Musiałam się z tymi wszystkimi myślami przespać.

Gdy samochód znacznie zwolnił, zapięłam zamek kurtki pod samą szyję i intensywniej wytężyłam wzrok, skanując przy tym okolicę. Dziś nie była zasnuta przez mgłę, co było naprawdę miłą odmianą.

Tylko dzięki temu udało mi się go wypatrzeć.

– Niech pan zawróci, błagam – sapnęłam, ładując głowę między kolana – Zapłacę nawet podwójnie, ale niech pan nie zwalnia i po prostu zawraca.

– Ale czemu? Dziewczyno, uspokój się. Wokół nic się nie dzieje, nikogo nawet nie ma na ulicy – burknął, jednak zgodnie z prośbą docisnął pedał gazu.

Ja widziałam, że tam był. Jego sylwetka choć wtapiała się nieco w otaczające go drzewa, była jednocześnie niemożliwa do pomylenia z żadną inną. Otaczający go dym papierosowy jedynie utwierdzał mnie w tym, że miałam rację.

Garett Wilson wiedział, gdzie mnie szukać.

Serce podeszło mi do gardła i pomimo upływu dobrych kilku minut, kompletnie nie chciało zwolnić tempa; wciąż niemiłosiernie mocno waliło w żebra sprawiając, że krew dosłownie buzowała w moich żyłach.

Adrenalina niemalże osiągnęła najwyższy znany mi poziom; zresztą tak samo, jak strach. Czułam, jak moje ręce zaczynają się pocić, co w połączeniu z niesłabnącymi drgawkami i irytującymi odzywkami lecącymi ze strony kierowcy, mocno utrudniło mi wybranie na klawiaturze odpowiedniego numeru telefonu.

– Przepraszam – zaczęłam, gdy usłyszałam głos po drugiej stronie słuchawki – Ja... Ja muszę wrócić.

Połączenie zostało rozłączone, a brak reakcji ze strony Bryce'a jedynie podbił wszystkie okropne emocje, które aktualnie we mnie buzowały. Kierowca finalnie skapitulował, gdy zorientował się, że tak intensywna reakcja mogła być spowodowana czymś realnie poważnym. Wreszcie przestał wyklinać całą sytuację i nazywać mnie rozwydrzoną gówniarą.

Droga zdawała mi się trwać w nieskończoność, jednak nawet to nie było czasem dostatecznie długim, bym zdołała w głowie ułożyć odpowiednie wyjaśnienie, które mogłabym przystawić Addamsowi.

O ile wpuści mnie do domu.

Jeżeli faktycznie nie chciałby mnie wpuścić, wyrósłby przede mną problem naprawdę ogromnych rozmiarów– Garett co prawda nie siedział dokładnie przy mojej kamienicy, jednak nie było żadnej innej uliczki czy tylnego wejścia, którym mogłabym dostać się do środka bez mijania go. Musiałabym gdzieś w środku miasta przeczekać do rana, narażając przy tym siebie, lub zgoła odmiennie– cudem obudzić i wyciągnąć przed blok któreś ze znajomych, tym samym narażając kolejną osobę.

Będziemy musieli zmienić miejsce zamieszkania. A przynajmniej to rozważyć.

Samochód wjechał w ulicę, przy której znajdowała się posiadłość bruneta, a ja z sercem na dłoni wyjrzałam za okno, obawiając się tego, co mogę dostrzec tym razem.

Dawka ŚmiertelnaKde žijí příběhy. Začni objevovat