***

39 5 1
                                    

Czas jest igraszką śmiertelników.

Tak przynajmniej wydawało się większości mieszkańców Nieba i Piekła. Z pełnym przekonaniem twierdzili oni, że nie obejmuje ich to, co jest bolączką ludzi i zwierząt, starzenie się, choroba i śmierć.

I chociaż to ludzie stworzyli pojęcie Czasu, podzielili go jak tort na lata, godziny i sekundy, stworzyli wzory z dziedziny matematyki i fizyki, które miały go okiełznać - to on dalej istniał, niezależnie od nadanej im nazwy lub formy.

Jakże złudne było wrażenie wielu aniołów i demonów, że są ponad to! Byli wplątani w trybiki przemijania bardziej, niż chcieliby przyznać. Nie musieli być Bogiem, żeby czuć się bóstwami, ale, odizolowani od materialnego świata, zapominali, że są jego elementem.

Większość z nich.

Czyli nie wszyscy.

***

Rzym, III wiek n.e.

Nauka trzeźwienia zajęła Azirafalowi kilka prób, które kończyły się różnym efektem. Kolejnych kilka zajęło mu dostrzeżenie momentu, gdy powinien niezwłocznie pozbyć się z organizmu nadmiernych procentów, zwłaszcza, zanim zostanie autorem jakiegoś skandalicznego czynu. Albo, co gorsza - nie zanotuje między neuronami swojego czasami zbyt materialnego ciała tego, co wydarzyło się poprzedniego wieczora.

- To właśnie są te słynne ostrygi? - jak przez mgłę Azirafal usłyszał znajomy głos, nie potrafił jednak przyporządkować go do właściciela. Jęknął boleśnie, czując, że boli go dosłownie każdy kawałek ciała, a światło poranka, wpadające przez okno, razi go bezlitośnie.

Po przybyciu dzień wcześniej do stolicy Cesarstwa Rzymskiego zorientował się, że zapomniał o tym, że większość miasta przygotowuje się do wielkiej fety na cześć lokalnego bóstwa, Junona, naliczając tym samym kolejny rok istnienia Imperium. Zaintrygowany anioł postanowił dołączyć do ogólnej radości i, posiliwszy się radośnie zachwalanymi ostrygami, skorzystał z zaproszenia nowopoznanego arystokraty. Impreza, w której wziął udział, okazała się być trwającą kilkanaście godzin libacją i, wciąż niewprawiony w arkana spożywania wyskokowych trunków, zapomniał w odpowiednim momencie wytrzeźwieć.

Pstryknął palcami, wysilając resztki skutego wczorajszym winem umysłu do koncentracji i rozejrzał się po pobojowisku dookoła. Wszędzie walały się puste naczynia, a resztki jedzenia gniły na długim stole pośrodku sali. Na ławach, w kątach, leżeli ludzie w różnym stanie... Dezabilu, z całą pewnością nieprzypadkowym.

Azirafal zarumienił się na ten widok i zawstydził z podwójną mocą, gdy dostrzegł, że i jego toga jest do połowy rozsunięta, a on sam leży niedaleko młodego patrycjusza w rozchełstanej na piersi szacie.

- Kogo jak kogo, ale nie spodziewałem się zobaczyć nikogo z oficjeli Nieba na jednej ze słynnych uczt Liwiusza - Azirafal uniósł głowę, tym razem dobrze wiedząc, kogo zobaczy - Ostrygi okazały się być niewystarczające? - złote oczy, pozbawione zakrywających ciemnych szkieł, patrzyły badawczo na anioła, który podskoczył jak oparzony. Drżącymi rękami wyplątał się z objęć pijanego w sztok młodzieńca, pilnując, by żadna osoba na sali nie wybudziła się w ciągu najbliższych kilkunastu minut.

- To wcale nie jest tak, jak myślisz! - żachnął się Azirafal, z prawie całkowicie skompletowaną garderobą. Nie mogąc znaleźć lewego sandała, machnął ręką, materializując na nodze zagubione obuwie.

- Udam, że nic nie widziałem - dalej słyszał, jak Crowley znęca się nad jego osobą - Choć nie zapomnę widoku roznegliżowanego anioła w gnieździe rozpusty - demon powąchał zawartość leżącego obok bukłaka i nalał sobie pokaźną porcję trunku do kielicha - Zdrowie Azirafala, najciekawszego ze wszystkich cherubinów - parsknął w napój i wypił zawartość naczynia do dna.

NiezmierzoneWhere stories live. Discover now