Pokręciłem rozbawiony głową, i wróciłem do podpisywania fotografii. 

Z każdą dziewczyną która do mnie podchodziła, moje nadzieje malały. Nigdzie nie mogłem wyłapać tej jednej osoby, którą tak bardzo chciałbym zobaczyć. Aż w końcu, jedna z fanek trochę się przesunęła, a ja ujrzałem tą osobę, której cały czas szukałem wzrokiem.

Stała po środku ogromnej hali, rozmawiając z tą szurniętą brunetką, która wcześniej rzucała mi się na szyję. Niebieskie jeansy opinały jej nogi, a na ramiona miała zarzuconą czarną rozpinaną bluzę, jej włosy spięte były w niechlujnego koczka. Wyglądała tak pięknie....

Przez chwilę zastanawiałem się co powinienem zrobić. Może podejść do niej? Może ją zawołać? Przecież i tak już znałem jej imię. 

Nie wiedziałem co się ze mną działo. Nie umiałem także, opisać tego co siedziało mi w głowie. Jak można nazwać uczucie, którym darzy się osobę której się nie zna, a jednak jakoś cię do niej ciągnie? Miłość? Na pewno nie, to za duże sformułowanie. Zauroczenie? Chyba tak, chyba to jest to. 

Ja Aiden Mills, chłopak który mógłby mieć każdą, dziewczynę w Londynie. Dosłownie każdą. Zauroczył się jakąś przypadkową blondynką, której nawet nie znał nazwiska. 

- Przepraszam? - piskliwy głosik wybudził mnie z dziwnego transu. Oderwałem w końcu wzrok od Bianci, i spojrzałem na dziewczynę stojącą obok mnie. 

- Wybacz. - zaśmiałem się niezręcznie, przyjmując od niej dwa zdjęcia. - Jak masz na imię? - spytałem, przykładając pisak do jednej z kartek. 

- Florence. - uśmiechnęła się lekko. Odpowiedziałem jej tym samym, i zacząłem nanosić swoje imię na fotografii. - Dziękuje bardzo. - mruknęła gdy podałem jej kartki. - Świetnie dzisiaj walczyłeś, zasłużyłeś na wygraną. 

- Dziękuje ci bardzo. - dotknąłem delikatnie jej ramienia. 

Machnąłem głową w stronę kolejnej dziewczyny. Brunetka zapiszczała, i biegiem rzuciła się w moją stronę. 

Boże, niech to już się skończy. 

****************

Uderzałem raz po raz w worek treningowy, wyobrażając sobie, że to głowa mojego trenera. 

- Mills nie bądź pizda! - Matthew krzyknął podchodząc bliżej mnie. - Masz zaraz kolejną walkę, a uderzasz jak panienka! Chcesz w końcu pierwszy raz przegrać? 

Matthew Lynn był cudownym człowiekiem. Jako jedyny uwierzył we mnie, że na prawdę umiem się dobrze bić, i zainwestował w moją karierę ogromne pieniądze. Jednak od kiedy, zacząłem osiągać coraz większe sukcesy, zaczął mnie coraz bardziej cisnąć, na każdym treningu. 

- Może już koniec na dziś? - mruknąłem wycierając ogromną rękawicą pot z czoła. - Jestem już zmęczony. 

- Jeszcze pół godziny. - mężczyzna klasnął w dłoń. - Albo wiem. Zrobimy sobie mały sparing. - zaczął iść w stronę swojej szafki. - Jeżeli wygrasz to zakończymy na dzisiaj. 

Przewróciłem oczami i pokierowałem się w stronę niewielkiego prowizorycznego ringu. Stanąłem na białej macie, i delikatnie rozciągnąłem mięśnie szyi, czekając na trenera. 

- Wiesz, że nie masz ze mną żadnych szans? - uniosłem brew, patrząc na blondyna zbliżającego się w moim kierunku. - Te dwadzieścia poprzednich walk, o czymś świadczą. 

 Mężczyzna coś mruknął pod nosem, i przyjął pozycję bokserską. Przewróciłem oczami i wykonałem pierwsze uderzenie. Matthew wykonał sprytny unik, i dosłownie rzucił się na mnie. Jego ciosy nie robiły na mnie wielkiego wrażenia, bo prawie każde udało mi się oddawać. 

Don't play with fireWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu