Rozdział 1 - Złe miejsce, zły czas

43 3 1
                                    

To był ten dzień, kiedy wszystko wzięło w łeb.

Pracowałam jako asystentka prywatnego detektywa. Zajmowałam się głównie sprawami papierkowymi, odbieraniem i wykonywaniem telefonów, czasami coś sprawdzałam dla detektywa, dostawałam też lżejsze zlecenia, takie jak śledzenie niewiernych kochanków. Byłam na bieżąco z portalami społecznościowymi, miałam kilka fałszywych kont pozwalających mi na obserwację, czasami nawet udzielałam się w rożnych grupach, żeby podtrzymać iluzję. I muszę przyznać, że w takich błahych sprawach szło mi nadzwyczaj dobrze. Detektyw śmiał się, że mam nosa i kiedyś go wygryzę z rynku, ale póki co nie przekładało się to na powagę spraw, które dostawałam.

Pracowałam u niego pół roku i choć nie były to wielkie pieniądze, sama praca śledcza bardzo mnie interesowała. Miałam nadzieję, że kiedy wreszcie skończę późno podjęte studia, uda mi się dostać do policji, chociaż z drugiej strony musiałam przyznać, że coraz bardziej kusiło mnie otwarcie własnej działalności. Zwłaszcza kiedy przez moje ręce przechodziły pieniądze, a wcale nie były małe. Oczywiście moje zlecenia były mniej płatne niż te, którymi zajmował się Miller, ale też wiem, że tamte wymagały od niego więcej czasu, zaangażowania i bywały dużo bardziej niebezpieczne.

Detektyw umawiał się z różnymi osobami, jednak kiedy miał spotkanie z tymi najbardziej szemranymi typami, wysyłał mnie wcześniej do domu. Raz tylko wróciłam, bo zapomniałam telefonu i wzrok rozmówcy, który napotkałam, zmroził mnie do szpiku kości. Nigdy więcej nie chciałam nawet słyszeć o tych spotkaniach. Zresztą nawet Miller powiedział, że to było bardzo lekkomyślne z mojej strony. Dlatego grzecznie zajmowałam się moimi sprawami i trzymałam z daleka od kłopotów.

Aż do dzisiaj.

Wszystko zaczęło się od telefonu z samego rana. Wiedziałam, że Miller jest chory, bo kilka dni temu przeziębił się podczas nocnej obserwacji. Dlatego przychodziłam, odbierałam telefony, robiłam swoje i szłam do domu spokojna, jak to zawsze jest, kiedy szefa nie ma.

Tego poranka jednak zanim wyszłam do pracy zadzwonił do mnie. Był zachrypnięty, ledwo mówił, ale udało mi się zrozumieć, co chce mi przekazać. Wieczorem miał zaplanowaną obserwację celu. Z uwagi jednak na chorobę nie był w stanie pojawić się na miejscu. Mówił, że to duża sprawa, za którą dostanie ogromną kasę i chciał, żebym mu pomogła a on za to podzieli się nią ze mną. Zadanie miało być trochę bardziej niebezpieczne niż to, do których przywykłam, ale polegało głównie na obserwacji z ukrycia i zrobieniu kilku zdjęć w odpowiednim momencie. Jego cel miał spotkać się z kimś i przekazać kopertę, a ja miałam zrobić zdjęcia tego momentu.

Wydawało się to proste, tak jak sprawy które do tej pory prowadziłam, więc bez wahania się zgodziłam. Powiedział, że prześle mi wszystkie dane i żebym pamiętała, że mam nadmiernie nie ryzykować. Uprzedził mnie również, że są to niebezpieczni ludzie, więc mój powrót całej i zdrowej do domu jest priorytetem. Mam nie nawiązywać z nimi kontaktu, zrobić zdjęcia i dyskretnie się oddalić.

Kiedy się rozłączył, moje serce zabiło szybciej. Zrozumiałam, że oto trafiła się idealna okazja, by udowodnić mu, że nadaję się nie tylko do śledzenia niewiernych małżonków. Poza tym sam fakt, że akcja miała być niebezpieczna, powodował u mnie pełne podekscytowania mrowienie w całym ciele.

Przez cały dzień nie mogłam się skupić. Przeglądałam w kółko informacje, które wysłał mi detektyw i skończyło się na tym, że znałam je na pamięć. Spotkanie miało odbyć się w dokach. Nigdy nie byłam tam po ciemku, więc trochę obawiałam się, ale w końcu chciałam być detektywem. Chciałam tego dreszczyku i ekscytacji. Zabrałam więc latarkę, ubrałam się na czarno, z pracy wyciągnęłam porządny aparat fotograficzny. Zastanawiałam się, czy w ogóle jechać swoim samochodem, jednak po namyśle doszłam do wniosku, że gdyby coś poszło nie tak potrzebuję środek transportu, by uciec.

Jedno zdjęcie, cz. 1 [Zakończone]Where stories live. Discover now