Ciche znaki

32 3 2
                                    

W sali kryształu było cicho i spokojnie. Odkąd przenieśli spotkania do Sali Obrad, w ogóle mało kto tutaj zaglądał; chyba że po to, żeby się pomodlić. On nie wierzył w siłę modlitwy, odkąd właśnie kryształ, wyrocznia i głupie przepowiednie zabrały mu najlepszych przyjaciół, więc trochę nawet bawili go faeries traktujący to miejsce niczym sanktuarium. To miejsce nie było dla niego niczym godnym czci. Nie wydarzyło się tu nic, co mógłby dobrze wspominać.

Choć szanse i tak były nieduże, to żeby nie natknąć się już na pewno na nikogo, przychodził zawsze wcześnie rano… albo późną nocą, zależy, jakby na to spojrzeć. I tak praktycznie nie spał, więc cykl dobowy nie miał dla niego większego znaczenia. Rano pracował, popołudniu pracował, wieczorem pracował i w nocy też pracował, a jedynymi przerywnikami i wyznacznikami mijającego czasu były wizyty zmartwionej Karenn w jego gabinecie. Przychodziła najczęściej po obiedzie, czasami zabierała ze sobą Alajeę — to jest, zanim ta wyjechała. Teraz przychodziła z Chromem, który lubił przy okazji zagadywać go, czy nie potrzebowałby kogoś, kto mu pomoże w obowiązkach Straży Cienia. Skubany.

W sumie to nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatnio rozmawiał z kimś poza swoją siostrą o czymś, co nie miało związku z papierkową robotą. Nikomu więc nie mówił o tym, co robił w sali kryształu i nawet nie musiał się starać, żeby robić z tego jakąś wielką tajemnicę. To dobrze. Nie miał siły ani czasu na wymyślanie wymówek, a nie mógł tak po prostu obwieścić wszem i wobec, że kryształ się ruszał.

— Dostałem list od Ezarela — powiedział wprost, nawet się nie witając. Położył odruchowo dłoń na krysztale, jakby po raz kolejny chciał się upewnić, że sobie tego nie przyśnił. Nie powinien jednak powątpiewać w swoje wampirze, wyostrzone zmysły. Delikatne drgania, jak zawsze, przeszły przez jego palce. Uśmiechnął się do siebie pod nosem. — Nie napisał za dużo, tylko że zostawił Twyldę z Marią Anną w jakiejś wiosce i dalej rusza sam. Myśl sobie, co chcesz, ale moim zdaniem to dobrze. Nie wiem, co to w ogóle był za pomysł, żeby wyjeżdżać razem z nimi, ale wiesz, jaki jest Ezarel, i tak nie dałby sobie wytłumaczyć, że to bez sensu.

Gardienne pewnie by się z nim zgodziła. Ta dziewczyna mimo wszystko miała trochę zdrowego rozsądku. Wybór Ezarela był niedorzeczny, ale ciężki do negocjowania.

— Tak czy siak, żyje i chyba się jakoś trzyma. Po liście trudno powiedzieć, był zresztą naprawdę krótki. Do ciebie by pewnie pisał dłuższe. Zastanawiałem się w ogóle, czy skoro już wysyła mi chowańca, to czy nie napisze też czegoś do ciebie, na wypadek, jakbyś się obudziła. Chyba nie napisał, bo Taenmil przyniósł mi tylko jeden list… ale i tak dopytam purrekos, czy nie przyszło nic bezpośrednio na twoje konto. Jakby coś było, to przeczytam ci na głos. Wiesz, że dostajesz całkiem sporo listów?

Uśmiechnął się do siebie z rozbawieniem. Kwestia tego, co robić z setkami listów zaadresowanych do Garidenne nękała ich przez wiele tygodni po poświęceniu. Huang Hua początkowo upierała się, żeby uszanować prywatność Gardienne… ale z czasem nawet do niej dotarło, że skoro Gardienne najprawdopodobniej się już nie obudzi, to to chyba trochę bez sensu.

—  Głównie z podziękowaniami — dokończył , przypominając sobie, że nie dokończył myśli. — Wiadomości się u nas szybko rozchodzą, to fakt, ale w naprawdę różnych wersjach. Niektórzy byli przekonani, że po ofierze może i byłaś trochę nieprzytomna, ale wróciłaś do siebie i możesz odwiedzić ich jako gość honorowy na ślubie, koronacji, pogrzebie, czy czymś w tym stylu… wszędzie teraz robią wielkie przyjęcia i bale z najgłupszych okazji, bo chcą jakoś się przyłączyć do świętowania ocalenia Eldaryi. Otwieramy te listy, przepraszam, Gardienne, za takie naruszenie prywatności, ale musimy to naprostowywać, żeby potem nie było nieporozumień. W jednym królestwie uznano nawet, że musiałaś stać się dobrowolnie daemonem, żeby nas uratować, czy, jeszcze lepiej, oddać się daemonowi… Zbieramy wszystko w archiwum w bibliotece, ale tego ci już chyba nie muszę czytać, co? To normalnie mogłoby być śmieszne, ale trochę nie jest nam teraz do śmiechu, tobie chyba też by nie było. Musisz wiedzieć tylko tyle, że to najczęściej albo czysta dyplomacja i formalności, albo totalny stek bzdur.

Zamyślił się, chcąc zmienić temat. To pewnie było dość niezręczne dla Gardienne.

— Pewnie zauważyłaś, że ostatnio się tu ciągle ktoś kręci? Zanim Miiko wyjechała, ściągnęła nam z Jaspisu jakieś księgi o przywoływaniu dusz… Huang Hua przetłumaczyła już całość razem z Fang Zifu i zaczęli się przygotowywać do jakichś rytuałów. Będziemy próbować wszystkiego, co tylko wygląda w miarę rozsądnie.
Kryształ nie odpowiadał. Zresztą on w ogóle nie reagował na nic oprócz jednego imienia. Nevra zauważył to przypadkiem, kiedy Huang Hua dyskutowała w pobliżu o czymś ze swoją siostrą, świeżo po tym, jak ta przyjechała do Kwatery. Na początku myślał, że z kryształem dzieje się coś niedobrego, dopóki nie połączył faktów, o kim  wtedy rozmawiano.

— Ezarel, Ezarel, Ezarel — zawołał cicho, z lekkim, nostalgicznym rozbawieniem.
Kryształ najzwyczajniej w świecie drżał jak mruczący purreko.

— Czyli nadal tam jesteś, Gardienne — westchnął. — On o tym nie wie, tak przynajmniej mi się wydaje. Był tu ponoć w dzień wyjazdu, tak przynajmniej mówi plotka. Ekipa sprzątająca znalazła tu jakąś rozbitą flaszkę tej samej nocy, kiedy zniknął z Kwatery, ale to mógł być zbieg okoliczności. Ja myślę, że to nie mógł być nikt inny, to przecież głupie. No ale tylko ty to możesz wiedzieć… i on, no ale żadne z was mi już chyba tego nie powie. Jak się obudzisz, to może będziesz jeszcze pamiętała, chociaż to chyba nie będzie wtedy już takie ważne.

Jeśli Gardienne miała jakiś sposób, żeby mu odpowiedzieć, to do tej pory tego nie zdradziła.

— Wiesz, Sheitan zna jego zapach. Znajdzie go, gdzie by nie wyjechał. Gdybym chciał, mógłbym napisać, że reagujesz na jego imię i trochę się zastanawiałem… ale teraz jestem pewien, że to nie jest dobry pomysł.

Zamilkł na chwilę, drapiąc się nerwowo po karku. Czuł się trochę tak, jakby zdradził zaufanie Gardienne… ale robił to dla Ezarela. Poza tym, powinna to rozumieć. Nie miał prawa go zatrzymywać czymś tak niepewnym.

— Przepraszam. Ale napiszę mu, jeśli się kiedyś obudzisz. To dość uczciwe. Tylko że nie wiemy, czy to się w ogóle może wydarzyć. Huang Hua powiedziała, że jeśli to się nie stanie w ciągu pierwszych kilku tygodni… no cóż, a minął już prawie rok. Sama rozumiesz. Jeśli planujesz jakiś powrót, to lepiej się pospiesz, bo z każdym dniem będzie tylko trudniej — ostrzegł, nawet jeśli był pewien, że gdyby to od niej zależało, to obudziłaby się od razu po bitwie. — Idę. Wpadnę za parę dni, chyba że do tego czasu się obudzisz. — Mówił to każdej nocy, kiedy przychodził. Nie budziła się.

Czas im się kończył. Wszyscy byli coraz bardziej zdesperowani… i chyba nikt nie miał już wiary w to, że Leiftan i Gardienne wrócą. A Nevra…

Nevra nie chciał dawać nikomu fałszywej nadziei. Był wystarczająco silny, by wziąć tten ciężar na siebie… i samemu naiwnie oczekiwać na coś, co nie miało już prawa się wydarzyć.

MnemosyneWhere stories live. Discover now