7. Wzor na wode

902 23 0
                                    

Kątem oka spoglądałam, jak Mona siedziała przy stoliku wraz z Lavinią i jej kilkoma koleżankami. Może nie miały tak szczuplej talii jak ona, ale wciaz ich figury były i d e a l n e. Nie to co moja. Niby wraz z psycholog starałam się racjonalizować postrzeganie swojej sylwetki, ale jak widać - nie szło mi najlepiej. Mimo wciąż wyraźnej niedowagi, ciężko było mi nie zauważyć tych wszystkich boczków, celulitu, rozstepów...

- Co jest dziewczynko? - spytał Dylan patrząc na mój widelec, który nieustannie grzebał w sałatce z kurczakiem

Spojrzałam na niego przelotnie, po czym wróciłam do tego, co robiłam przed chwilą - gapienia się tam, gdzie w tym momencie najchętniej bym się znalazła, czyli jak najdalej od stolika Monetów, przy którym chyba każdy, w przeciwieństwie do mnie, marzył żeby kiedyś zasiąść.

Starszy z bliźniaków zaczął mi przed oczami machac dłonią, zupełnie jakby chciał mnie sprowadzić na ziemię, ale po co, skoro ja tak bardzo tego nie chciałam. Szczerze nienawidziłam tego stolika, od ostatnich dwóch miesięcy jeszcze bardziej, bo Vincent dosłownie kazał mi przy nim siadać, aby chłopcy widzieli jak jem i zdawali mu ewentualne raporty jakbym, jednak migała się od posiłku.

Bez słowa przesunęłam tekturowe pudełko w stronę Shane'a, już zbierałam się, żeby wstać, ale oczywiście nie mogło obyc się bez niczyjego protestu

- Hailie, gdzie ty leziesz?! - spytał Shane, który ewidentnie nie był zadowolony, chociaż w głębi duszy dobrze wiedziałam, że nie jest mu przykro z powodu tego, że musi za mnie dokończyć sałatkę, ale i tak probował się patrzeć na mnie tym swoim surowym spojrzeniem, co nie do końca dobrze mu wychodzilo, zwłaszcza kiedy w grę wchodziło jedzenie.

No i cóż, na tym się skończyło. W tle słyszałam jeszcze jakieś krzyki, ale na szczęście, zaden z braci nie rzucił już ani jednej, mądrej uwagi, ani nawet nie wstał za mną.

Chciałoby się rzecz: "niecodzienna niespodzianka dla Hailie Monet"

Szkoda, tylko że te niespodzianki zdarzają się tak rzadko.

Mona chyba też podczas lunchu, co jakiś czas patrzyła na mnie, bo dosłownie chwilę po tym, jak odeszłam od stolika braci, stała tuż obok mnie przy wyjściu ze stołówki. Uśmiechnęła się do mnie serdecznie i obie skierowałyśmy się w stronę sali, w której miałyśmy mieć matematykę lada moment. Dziewczyna zaczęła mówić o tym, o czym rozmawiała z resztą koleżanek, nie żeby mnie to nie interesowało, ale naprawde nie umiałam się dzisiaj na niczym skupić, a zwłaszcza na tym. Może to dziwnie zabrzmi, ale nie lubiłam słuchać o samej Lavini. Tego co robiła, co lubiła, a czego nie. Oczywiście, że szkoda mi jej było, po tym jak potraktował ją Jason, należał mu się ten liść i wcale go nie żałuję, ale jakoś... jakoś przebywanie z samą jej osobą, nie było dla mnie komfortowe równie bardzo, jak inne rzeczy z nią związane.

"Hailie Monet, to się nazywa zazdrosc" - mruknął cichy głosik z tyłu głowy

"Hailie Monet, ty jej po prostu zazdrościsz wszystkiego. Tego, że ma piękną figurę, masę znajomych i..."

- Oh zamknij się... - mruknęłam cicho, ale nie zdawałam sobie sprawy, że tak naparwde powiedziałam to na glos

O mój Lordzie...

- Słucham? - spytała Mona, wybita ze swojego monologu.

- Przepraszam, trochę zbladzilam myślami - odparłam speszona, ciesząc się, że przyjaciółka raczej nie słyszała moich głupich słów i nie wzięła ich do siebie

- Nic się nie stało, przyzwyczaiłam się, że czasem tak masz - dziewczyna uśmiechnęła się, po czym dodała - Pokazesz mi swoje zadanie z matematyki? Nie wiem, czy to piąte mam dobrze zrobione. Nienawidzę tych funkcji. Caly wieczór spędziłam na odrabianiu tego, a i tak tego nie rozumiem

Pocięta Róża || Rodzina MonetWhere stories live. Discover now