Ignatia miała rację. W zamku rzeczywiście znajdowało się jezioro. Prowadził do niego szeroki korytarz, którego złota podłoga zamieniała się w żwir. Nie podziwiałam jednak widoków, nie rozglądałam się dookoła, tylko od razu skierowałam się w stronę brzegu.

Wokół panowała przejmująca cisza. Słyszałam tylko swój drżący oddech i głośne bicie serca obijającego się o żebra. Ostre krawędzie kamyków wbijały się w bose stopy, od czasu do czasu rozcinając skórę. Schyliłam się i znalazłam dwa kamienie wielkości dłoni, po czym szybko przywiązałam je do koszuli. Chciałam się odwrócić i zobaczyć, czy Ignatia nadal ze mną była, lecz ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Nie mogłam się odezwać, nie mogłam krzyczeć. Czułam, jakby usta zasznurowano mi niewidzialną nicią.

Choć walczyłam, moje nogi i tak się poruszyły, zanurzając się w krystalicznej otchłani. Wiedziałam, że nie myślałam jasno, lecz wzięłam głęboki wdech i wzięłam dwa kolejne kroki. Sapnęłam, kiedy woda sięgnęła mi pasa i poczułam piekielne zimno. Nie sądziłam, że tak skończę. Naprawdę miałam nadzieję, że dam radę jakoś uciec. Wydostać się. Wrócić do rodziny. Do mojego życia.

Nie chciałam umierać, lecz słowa Ignatii ciągle dźwięczały mi w umyśle. Musiałam to zrobić. Nie wiedziałam dlaczego, ale musiałam. Gdzieś z tyłu głowy czułam, że robię jedną z największych głupot i mocno tego pożałuję, ale brnęłam w piekące zimno dalej. Zupełnie, jakby ktoś przejął nade mną kontrolę.

Łzy płynęły mi po policzkach, a w gardle paliło. Walczyłam z niewidzialną siłą, która sprawiała, że wchodziłam do jeziora coraz głębiej, aż woda sięgnęła brody. Aż zaczęła wlewać się w moje usta, mimo, że starałam się trzymać głowę w górze. Pragnęłam się poruszyć, zmusić kończyny do znajomych ruchów, ale zapomniałam, jak się pływa, a kamienie i ciężar własnego ciała ściągały mnie w dół.

Tonęłam.

– Souline!

Męski głos wyrwał mnie z transu i zatrzymałam się, ledwo pozostając na powierzchni. Nie mogłam jednak odpowiedzieć, krztusząc się wodą. Zdołałam jedynie odwrócić głowę i zobaczyć, jak Ames pospiesznie wchodzi do jeziora. Poczułam ulgę, ale zaraz przypomniało mi się, kim był. Miałam wrażenie, jakby ktoś przełączył mi pstryczek w głowie, po czym moje myśli popędziły w kierunku śmierci.

To była moja decyzja i Ames mi jej nie odbierze. Musiałam zachować kontrolę. Przestałam walczyć z siłą prowadzącą na dno. Zaczerpnęłam resztkę powietrza, zamknęłam oczy i odpuściłam. Szybko schodziłam na dół. Naprawdę szybko. Płuca zaczęły niemiłosiernie palić i dłużej nie dałam rady wstrzymywać powietrza. Otworzyłam usta, żeby go zaczerpnąć, ale do gardła wlała mi się tylko woda.

I wtedy poczułam, jak niedostrzegalne więzy w moim umyśle pękają. Ogarnęła mnie panika. Co ja, do cholery, robiłam? Nie chciałam umierać. Nieważne, co by się działo, nie zamierzałam się poddawać i skończyć ze sobą. Nie w taki sposób i zdecydowanie nie przez utopienie się.

Odzyskałam władzę nad ciałem, ale było już za późno. Czułam okropny ból w płucach i choć pragnęłam walczyć, nie miałam nawet siły, żeby poruszyć ręką. Miliony igieł wbijało się w ciało, wywołując nowe eksplozje bólu.

Kątem oka zobaczyłam ruch. Silne dłonie złapały mnie w talii i zaczęły ciągnąć w górę. Ostatnie, co zobaczyłam, to szmaragdowy odcień świecących oczu.

***

– No dalej, dalej.

Usłyszałam głos przebijający się z bardzo daleka. Otworzyłam oczy i zaczęłam się krztusić. Przewrócono mnie na bok, a ja pozbywałam się hektolitrów wody. Łzy ciekły mi po policzkach i wydawało mi się, że zaraz wypluję płuca.

Pogrzebany świat | ZOSTANIE WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz