(Nie)pasująca

146 0 0
                                    

Gdyby ktoś zadałby mi pytanie bez czego nie wyobrażam sobie świata, nawet przez chwilę nie wahałabym się nad odpowiedzią. I bynajmniej nie mam tutaj na myśli telefonów, komputerów i innych wynalazków XXw. Literatura – jedno słowo, które zamyka w sobie kwintesencję całego dorobku kulturowego. W ustach innych ludzi mogłaby to być kolejna sztampowa odpowiedź ukryta za banalnymi frazesami. Coś co ludzie mówią po to, żeby wypaść na inteligentnych i przypodobać się rodzicom chłopaka lub przyszłemu pracodawcy. Ja jednak od zawsze byłam inna. I to nie tak, że uważałam się za lepszą i na wszystkich patrzyłam z góry. Wręcz przeciwnie. Od zawsze czułam się jak odludek. Jakby wszyscy inni przeszli szkolenie pt. "jak żyć w społeczeństwie" ale nikt nie wpadł na to, żeby mnie na nie zaprosić. Nigdy nie rozumiałam rówieśników i czułam, że do nich nie pasuję, co wpędziło mnie w kompleksy i przywoływało natrętne myśli. A było ich sporo.

Że jestem niewystarczająca. Że jestem dziwna. Że jestem nudna. Że jestem... zepsuta. 

Dodatkowo moje poczucie wyobcowania nasiliło się kiedy miałam około 10 lat. Moje dotychczas pozornie "szczęśliwe" życie rozpadło się wtedy na miliard kawałeczków. W momencie, kiedy rodzice oświadczyli mi, że zamierzają wziąć rozwód, poczułam się jakby ktoś w moją własną szklaną kulk z napisem "życiem" uderzył kilka razy młotkiem. "Tak będzie lepiej" – mówili, "To dla twojego dobra". Zapewne czekali wtedy na jakąś reakcję, ale wszystkie emocje uleciały ze mnie niczym powietrze w dziurawej dętce. Bez słowa wyszłam więc z dużego pokoju, by chwilę później zamknąć się we własnej sypialni. Nie płakałam. Siedziałam na łóżku i tępym wzrokiem wpatrywałam się w ścianę. Siłą umysłu starałam się sprawić, żeby coś się wydarzyło - ale ściana to przecież zwykła ściana. Nic nie mogła poradzić, że mimo iż dalej dzielnie dźwigała sufit, to cały świat walił mi się dosłownie na głowę. Pamiętam, że położyłam się wtedy do łóżka i spojrzałam na wiszącą obok szafkę. Nie było na niej wiele rzeczy. Jakieś encyklopedie, książki, które dostałam od rodziny na święta i wielki, obszerny tom 4 części przygód o młodym czarodzieju. Nie wiem co, mnie wtedy podkusiło, żeby sięgnąć po liczącego około tysiąca stron giganta. Nigdy nie przepadałam za czytaniem, a przygody Harry'ego znałam już wtedy praktycznie na pamięć z filmów. Zrobiłam wtedy jednak rzecz, z której jestem najbardziej dumna w całym moim życiu. Zaczęłam czytać.

Książkę przeczytałam w niecałe 5 dni i od razu zapragnęłam więcej. Wypożyczyłam więc 5 część, 6, 7, a potem zabrałam się dopiero za 3 pierwsze. Kiedy skończyłam, dalej było mi mało. Masowo pochłaniałam książki, które tylko wpadały mi w łapska. Najbardziej ukochałam sobie fantastykę – dzięki niej czułam się kimś wyjątkowym. Pobudzała ona moją fantazję i pozwalała wierzyć, że nie jestem nic nieznaczącym szarym człowiekiem.

Sytuacja w domu wciąż była napięta, ale osobiście w ogóle się tym nie przejmowałam. Mój nowy przyjaciel w odróżnieniu od pani psycholog nie zadawał mi niewygodnych pytań i nie kazał wybierać pomiędzy dwiema najważniejszymi dla mnie osobami. Pod koniec piątej klasy dostałam nawet dyplom za największą ilość wypożyczonych książek.

W szóstej klasie podstawówki napisałam swój pierwszy, a zarazem ostatni w życiu wiersz. Opowiadał on o moich fantazjach sennych, w których mogłam być kimkolwiek zapragnę i jak w moich ukochanych książkach fantastycznych walczyć z siłami zła. A brzmiał on tak:

Był dzień

Nastał sen

Znowu śpię

I nie wiem co jest gdzie

Gubię się

Lecz kocham kiedy śnię

W śnie mogę być kim chcę

Mogę robić to co chcę

Mogę śpiewać, tańczyć, skakać

Aż do nieba – nawet latać!

Gdy nastanie znowu dzień

Ja poczuje się jak leń

Wszystkie bajki skończą się

Nowy dzień... zabija mnie.

Gdy przedstawiłam go mojej rodzinie, zostałam zganiona za ostatni wers. Wszyscy zgodnie uznali, że jest on zbyt brutalny jak na 13-latkę i zamienili go na "nowy dzień przywita mnie". Mimo tej niewielkiej korekty nie mogłam wyzbyć się uczucia, że w świecie realnym nie ma dla mnie miejsca. Czułam się wyobcowana. Od tamtego czasu moimi najlepszymi przyjaciółmi stali się Morfeusz i Kaliope.

WyobcowanieWhere stories live. Discover now