XIII. Droga przez piekło.

Zacznij od początku
                                    

Gdy emocje minimalnie opadły zorientowałam się, kto właśnie stał obok i wpatrywał się w trzymane przeze mnie papiery z niemałym przerażeniem.

– Spluwy niby się baliście, a tu, kurwa, okazuje się, że to ja powinienem bać się was – dodał, śmiejąc się przy tym lekko.

– Jackson?

– A kto inny? – odparł, wkładając rękę do kieszeni dresów – Poważnie pytam, czy komuś coś się tam stało?

– Nie, to moje... – sapnęłam, jednocześnie orientując się, jak cholernie niezręczną była aktualna sytuacja – W sensie, cholera...

– Sklep obok bloku jest całodobowy, a w takich momentach chyba używa się innych rzeczy, niż chusteczki... – dorzucił, a jego głos był niesamowicie skrępowany.

– Zdarzył się wypadek przy pracy i rozcięłam sobie nogę, a nie chciałam ich wszystkich z rana wystraszyć widokiem śmietnika usyfionego krwią, więc musiałam to gdzieś wyrzucić – wypaliłam, wzruszając przy tym ramionami – Z pozostałymi wszystko spoko, nadal śpią i przede wszystkim – zaakcentowałam – Żyją.

– Uznajmy, że wierzę ci na słowo – mruknął, uważniej mi się przyglądając – Co nie zmienia faktu, że muszę to sprawdzić. Mógłbym już sobie grób kopać, jakby pały odkryły, że mieszkaliście tam na wpół legalnie i jeszcze się przy tym pozabijaliście.

– Droga wolna, możesz sprawdzać.

– A powiedz... W jaki sposób ty sobie tą nogę rozcięłaś? – zapytał, uważnie lustrując wszystkie emocje przepływające przez moją twarz. W ciszy staliśmy przez dobrych kilka minut, nim wreszcie zirytował go brak odpowiedzi z mojej strony – Może i wyglądam na debila, ale nie wychujasz mnie, Nelly.

– Naomi.

Jeszcze słowo, a sama zacznę gubić się w imionach, które były mi przypisane.

– Jeden pies – parsknął, nieco rozluźniając atmosferę – Znam mieszkanie jak nikt inny i jeżeli będziesz chciała mi wmówić, że pokaleczyłaś się właśnie tam, to albo nie uwierzę, albo uznam, że coś zniszczyliście. Jakim cudem miałabyś sobie rozciąć nogę o puste ściany w jebanym, nieumeblowanym mieszkaniu?

– Nie o ściany, tylko o nóż – wypaliłam wreszcie, niekontrolowanie zanosząc się łzami – Pocięłam się i tyle. Nikogo nie zabiłam, w mieszkaniu nic nie zniszczyłam. Jeśli chcesz, odstrzel mnie nawet tu i teraz, większej różnicy to nie zrobi.

– Słucham? – bąknął niemalże od razu, nerwowo przeczesując ręką włosy – Kurwa, no... Czemu to się wiecznie dzieje? Szedłem do was zanieść czajnik, rozumiesz? Głupi czajnik. Nawet przy tak prostej czynności musiało się coś odjebać.

– Czajnik o piątej rano?

– Pracuję później – burknął, sarkastycznie kręcąc głową, tym samym wywołując blady uśmiech na mojej zapłakanej twarzy – Klamki nawet przy sobie nie mam, bo skarg na was nie było, pieniądze daliście... W pokojowych stosunkach przylazłem, więc nie rób ze mnie mordercy, co?

– Taki odruch – palnęłam, spuszczając wzrok na palce.

– Pierwszy raz pociąłem się chyba w wieku szesnastu lat, może siedemnastu – zaczął nagle, siadając przy tym na pobliskiej, wyraźnie mokrej ławce – Siadaj. Z cukru nie jesteś, dupa ci się nie rozpuści – wtrącił, śmiejąc się głośno tak, jakby przed chwilą wcale nie napoczął trudnego dla siebie tematu – Brakowało mi wtedy kasy na dosłownie wszystko, a lubiłem dać sobie po kablach...

Dawka ŚmiertelnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz