XII. Ataki różne i różniejsze.

Zacznij od początku
                                    

– Na jakiej podstawie ma pan czelność mnie zastraszać? – odparła, nie odpuszczając nader bojowej postawy – Z jakiego tytułu pan w ogóle tutaj przebywa? Może to ja zadzwonię na policję i zgłoszę włamanie...

– Proszę bardzo – prychnął, nieznacznie wzruszając przy tym ramionami – Na pewno przejmie ich zgłoszenie o włamaniu w miejsce publiczne.

– Przestańże się mieszać w nie swoje sprawy, chłopcze! – wypaliła po dłuższej chwili ciszy, powodując tym jedynie krótkie parsknięcie ze strony bruneta – Co jest w tym momencie aż tak śmieszne?

– Widzę, że odpuściła sobie pani poważną gadkę i już nie jestem „panem", a „chłopcem" – westchnął, zakładając ręce przed sobą – Zgłoszenia nie wycofam, zresztą nie mógłbym, bo zostało już wysłane. Ma pani minutę na oddalenie się, w przeciwnym razie wzywam policję i zgłaszam napaść, zrozumiano? – przedrażnił ją, lekko przechylając przy tym głowę – Do widzenia.

Kobieta zgarnąwszy z ziemi swoje rzeczy, spojrzała na mnie ostatni raz i wybełkotała pod nosem zlepek przekleństw i gróźb, jednakże od razu po tym ruszyła przed siebie, kuląc się przy tym od wciąż niesłabnącego deszczu.

– Odwiozę cię – rzucił, wystukując coś na klawiaturze telefonu.

– Nie, dziękuję – wydukałam, poprawiając na głowie kaptur mojej bluzy – Dziękuję za pomoc, ale dam sobie radę.

– To nie było pytanie. Przecież to oczywiste, że czeka gdzieś za rogiem, by wpierdolić ci, kiedy tylko zniknę z pola widzenia – syknął, przenosząc spojrzenie na mnie – Manchester nie jest w nocy najbezpieczniejszym miejscem dla młodej dziewczyny, wiesz?

– A samochód obcego typa już tak?

– Nie dowiesz się, dopóki nie sprawdzisz – zaśmiał się krótko, po czym poprawił kołnierz swojego czarnego płaszcza – Chcesz gaz? Na pewno mam gdzieś w samochodzie.

– Już daruj sobie – mruknęłam, wchodząc pod jego rozłożony parasol – Czy na wizytówce są twoje prawdziwe dane?

– Skąd to pytanie?

– Odpowiedz.

– Prawdziwe. Siedemnasty października, tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty szósty, jeśli oczekujesz jakichś szczegółów – odparł, a przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu – Ale na policji przyjmują zgłoszenia na podstawie samego problemu pamięciowego.

Skurwysyn mnie rozgryzł.

Droga do jego samochodu choć krótka, była również cholernie niezręczna. Starałam się trzymać od niego na bezpieczną odległość, nie moknąc przy tym zbyt mocno. Moje nozdrza non-stop drażnił intensywny zapach jego perfum, który nie słabł nawet pomimo deszczu i rwącego wiatru.

Addams, ku mojemu zdziwieniu, nie zrobił niczego nieodpowiedniego– nie zbliżał się, nie zagadywał na siłę... Nic właściwie nie robił. Poprowadził mnie jedynie do drzwi pasażera, a upewniwszy się, że znalazłam się w środku, zamknął je za mną i ruszył w stronę siedzenia kierowcy.

– Gdzie mieszkasz? – zapytał, przekręcając kluczyk w stacyjce – Obstawiam, jaka może być odpowiedź, więc możesz podać nazwę przystanku, na którym mam cię wysadzić.

W tamtym momencie serce stanęło mi na krótką chwilę, bo uświadomiłam sobie, że nie miałam bladego pojęcia, jak nazywały się przystanki w mojej okolicy. Ledwie udało mi się zapamiętać sam adres, jednak i co do tego miałam aktualnie pewne wątpliwości.

Dawka ŚmiertelnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz