The End of a Heroic Hedgehog

22 2 7
                                    

Każdy przyjaciel niebieskiego jeża kogoś stracił. Nie ważne czy była to najlepsza przyjaciółka, czy cały gatunek. Każdy z nich miał coś na sumieniu, coś, co wydarzyło się przez niego, coś, co mógłby zmienić. Tails ciągle obwiniał siebie za śmierć Cosmo, Knuckles mógł szybciej zacząć zastanawiać się co się stało z innymi przedstawicielami jego gatunku, kto wie, może zdołałby kogoś odnaleźć, nawet Shadow przez długi czas nie mógł sobie wybaczyć nie pamiętania o prawdziwym życzeniu Marii.

Jednak Sonic nie stracił niczego ani w żadnym wypadku nie postąpił źle. Był bohaterem... perfekcyjnym. Odkąd sięgał pamięcią, to on miał chronić Mobiusa przed złem, to on zawsze pocieszał przyjaciół, mimo że nie był w tym zbyt dobry. To głównie dlatego, że on sam nigdy nie płakał i rzadko się czymś martwił. Niemal wszyscy mógli opisać jeża jako beztroskiego herosa, jako postać która inspirowała innych. Dzięki niemu Tails stał się samodzielny, Blaze otworzyła się na innych oraz na twarzy księżniczki Elise po raz pierwszy zagościł uśmiech. Za każdym razem bronił ich przed niebezpieczeństwem.

I tak miało być teraz.

Więc dlaczego niebiestki bohater nie mógł nawet wstać?

***

Wydawało się że kolejna przygoda jest już za nim. Uratował Elise przed Eggmanem i mieli wracać do miasta. Przemierzali Kingdom Valley, do Soleanny nie było już daleko. Była to niezwykle klimatyczna lokacja. Zawsze panowała tam mgła, która idealnie pasowała do ruin zamku. Zamek tętnił życiem, dopóki Książę Soleanny - ojciec Elise, nie zmarł, co doprowadziło do upadku dynasti królewskiej. Wtedy to Elise przeniosła się do rezydencji w mieście i miejsce opustoszało. Wyglądało, jakby mineło o wiele więcej niż 10 lat od tego momentu, równocześnie mogłoby takie być przez setki lat.

Wątpił, że cokolwiek mogło się wydarzyć. Mimo że miał odczucie, że coś było nie tak, wywnioskował że to przez atmosferę miejsca. Jego zmysły były uśpione. Bo w końcu co mogło się stać tuż na końcu drogi?

To zdarzyło sie niezwykle szybko.

Sonic zorientował się dopiero wtedy, gdy zauważył wiązkę przebijającą jego ciało. Coś jednak było nie tak. Teraz tylko jakoś musi jakoś z tego wybrnąć...

Niebieki jeż kątem oka zobaczył przeciwnika. Jego wzrok już zaczął się rozmazywał. Wróg przypominał Shadowa, ale zdecydowanie nim nie był. Był silny - tego bohater był pewny.

Sonic nie kontrolował upadku. Nie mógł. Próbował podtrzymać się rękami, ale nadaremnie.

– Sonic! – wykrzykneła Elise, kiedy zauważyła co się dzieje. Ona wcześniej także była nieświadoma zagrożenia. Uklękła przy nim, próbując utrzymać go przy życiu.

Oczy jeża powoli zamykały się wbrew jego woli. Przecież nie mógł tu umrzeć. Nie tutaj. Nie teraz. Jego przygoda jeszcze się nie zakończyła. Ten nieznajomy nie zwiastował niczego dobrego. Musi przecież upewnić się że świat jest bezpieczny. To on jest filarem tego świata. To on zawsze go ratował, to on zawsze wspierał swoich przyjaciół. Musi wstać.

Musi.

Ale nie wstał.

Ostatnie co usłyszał to płacz Elise i demoniczny śmiech nieznajomego.

***

Padał deszcz. Miles Prower porzucił przydomek Tails. Za bardzo kojarzył mu się z Sonicem. W końcu to Tails był zawsze obok jeża, który też posługiwał się przydomkiem. Jego imię zostało zapomniane. Lis wiedział jedynie, że Sonic na drugie imię miał Maurice. Mimo że znali się tyle czasu, nie wiedział za bardzo dużo o nim. Nikt nie wiedział skąd jeż pochodził, jak się nazywa, jakie są jego problemy, a nawet co nazywał "domem". Żałował, że nie mógł poznać go lepiej.

Miles doszedł do grobu jeża. Nie był on niezwykły, jak na bohatera przystało. Był to zwykły nagróbek. Nie było już wiele kwiatów i zniczy. W końcu mineło już kilka miesięcy od śmierci Sonica, a regularnie grób odwiedział tylko on oraz Amy. Przez te pięć miesięcy sporo się zmieniło.

Ostatecznie udało się powstrzymać Solarisa, ale ogromnym kosztem. Shadow musiał użyć swojej całej siły, przez co zapadł w śpiączkę, w której do tamtego dnia nadal był. Eggman wątpił, że się z niej wybudzi, ale Miles nadal chciał mieć nadzieję na cud. Silver, widząc straty tego świata, zdecydował się poświęcić swoje życie w przyszłości i został tutaj, by chronić go przed złem. Jednak on, mimo starań, nie mógł zastąpić Sonica. Mimo że jego działania były inspirujące, to nie posiadał bezstroskości niestety martwego już bohatera. Gdy zjawiał się Sonic, zawsze się uśmiechał i właśnie ten uśmiech mówił wszystkim "Wszystko już będzie dobrze". Silver tego po prostu nie miał.

Po śmierci jeża świat zwolnił. Nie działo się już tyle co wcześniej. Była to jedna z niewielu pozytywnych zmian. Właściwie jedyna dobra zmiana. Mobius nie był już atakowany przez doktora Eggmana, który nie widział sensu w przejęciu władzy bez zwycięstwa nad jego rywalem. Mobianie oraz ludzie nadal byli zajęci swoim życiem, w końcu oni nawet nie znali jeża poza ekranem. Dla nich była to dwudniowa żałoba, po której nastąpiła inna sensacja i wszystko toczyło się dalej.

Jednak życie najbliższych jeża zmieniło się. Sami bardzo się zmienili.

Knuckles rzadko wyruszał poza tereny swojej wyspy, przez większość czasu był zamyślony. Nie miał potrzeby robić czegoś innego. Nie miał już nikogo do przyjacielskiego sparingu, do pośmiania się z (często nieśmiesznych) żartów kolczatki, ani do ponownego skopania tyłka Eggmana.

Amy... Miles sam do końca nie wiedział, co się z nią teraz dzieje. W końcu to ona przeżyła utratę ukochanego najbardziej. Znowu zaczeła interesować się kartami Tarota i magią. Wydawało mu się, że wręcz za bardzo. Często widywał ją w bibliotece, jakby próbowała coś znaleść. Miał nadzieję, że nie zacznie szukać czegoś, czego nie powinna. Nie chciał jej stracić. Niestety nie dało się przywrócić Sonica do życia, nawet szmaragdy chaosu nie mogły tego zrobić. Nie były wystarczająco silne. Nic nie było.

Przez brak Sonica kontakt z wieloma znajomymi urwał się. Lis od dawna nie rozmawiał z Chaotixem ani Rouge. Chaotix był zajęty własnymi sprawami, mimo że trochę czasu przeżywali śmierć jeża. Nigdy nie było u nich łatwo z pieniędzmi, więc jakoś musieli sobie radzić. W przeciwieństwie do Milesa, nie mieli nawet kiedy rozpaczać. Rouge za to zdecydowanie bardziej przejmowała się stanem Shadowa. Nadal miała nadzieję, że obudzi się. W końcu ona i Omega byli najbliższymi przyjaciółmi Ostatecznej Formy Życia. Obydwoje często odwiedzali kapsułę, w której spoczywał jeż. Milesa w sumie dawno tam nie było, ale jakie były szanse że Shadow teraz się obudzi?

Cream nadal nie mogła zrozumieć, że Sonica już nie ma na tym świecie. Mimo że była tylko dwa lata młodsza od lisa, potrzegała świat nieco inaczej. Jednak to nie ona za długo pozostała dzieckiem, a Miles dojrzał za szybko, przez co jej zachowanie było usprawiedliwione. Nie postrzegała śmierci tak jak inni. Prower z jednej strony cieszył się, że nie przeżywa utraty jeża tak bardzo jak reszta, a z drugiej pamiętał, że jest to z odrzucienia tego co się wydarzyło.

Miles złożył kilka kwiatów na grobie Sonica i odszedł. Wszystko ma swój koniec, dlatego powinien żyć życiem jak najbardziej jak się da, ale czy potrafił tak bez niebieskiego jeża? Tego nie wiedział.

W końcu świat utracił bohatera którego nie da się zastąpić.

----------------------

Mój pierwszy ukończony fanfik, nie bijcie za mój brak skillu w pisaniu pls, reupload z ao3 bo tam fandom jest martwy (tu też jest)

The End of a Heroic Hedeghog | Sonic the Hedgehog One-shotWhere stories live. Discover now