1

36 6 0
                                    

Tego czwartkowego dnia w godzinach przed południowych jak i każdego innego, restauracja wypełniona była po brzegi. Knajpa była jedną z najbardziej obleganych w okolicy a to dlatego, że znajdowała się najbliżej dwóch największych firm. Każdy stolik był zajęty. Te ciche i mniej ciche rozmowy opanowały salę i zagłuszały grająca muzykę. Drzwi do knajpy otwierały się co chwila a do środka wpadali ludzie sprawdzając i dopytując czy znajdzie się może coś wolnego. O tej porze było to niemal niemożliwe.
- Numer cztery. - Jelena usłyszała głos z oddali i przeprosiła wysokiego mężczyznę, uprzejmie informując, że niestety ale w tej chwili wolnych miejsc już nie ma.
Udała się po zamówienie i podchodząc do wydawki, chwyciła talerz, najpierw jeden a później drugi układając na tacy. Lekkim krokiem podeszła do stolika który obsługiwała.
- Sałatka z burakiem ? - zapytała zerkając na blondynkę w okularach, z perfekcyjnie upiętymi kokiem i starszego faceta z dwudniowym lekko przysiwawym zarostem, siedzącego naprzeciw.
- Dla mnie. - Odezwała się miła pani, podnosząc prawą dłoń.
- Rozumiem, że dla Pana kanapka z jajkiem i awokado. - rzuciła, nadal się uśmiechając.
Mężczyzna z nieco mniejszym entuzjazmem niż jego koleżanka odpowiedział tylko ciche, ledwo słyszalne tak, nawet nie spoglądając na młodą kelnerkę.
- Smacznego. - rzuciła z uśmiechem nie schodzącym jej z twarzy i oddaliła się przytulając do siebie pustą tacę. A kiedy już utrzymała bezpieczną odległość jej twarz przybrała nieco poważniejsza minę. Poruszała trochę szczęka, od tego ciągłego uśmiechu czuła, że zaczyna już ją boleć żuchwa.
Po drodze dogoniła przyjaciółkę, poklepując ją po ramieniu.
- Jak tak dalej pójdzie, to stary będzie musiał zatrudnić jeszcze kogoś. - rzekła. - Jestem tutaj dwie godziny a już mam spuchnięte kostki. -  Dorzuciła z grymasem na twarzy.
- Ari przestań. Przynajmniej nie będziesz musiała się z nikim dzielić napiwkami. Przecież świetnie sobie radzimy. - stwierdziła Jelena i wyminęła przyjaciółkę. - Wody ? - zapytała wskazując na dzbanek wypełniony wodą z pływającymi plasterkami cytryny.
Jej przyjaciółka pokiwała twierdząco głową i przystanęła obok opierając się o wysoki blat. Uniosła jedna nogę i zaczęła masować jedną z napuchnietych nóg.
Jelena Collins i Arianna Johnson znały się od kołyski. Ich matki przyjaźniły się od szkoły średniej. Swoich przyszłych mężów poznały w podobnym czasie a kiedy zaszły w ciążę, nie posiadały się z radości, że będą razem przeżywać te piękne momenty, zwłaszcza gdy dowiedziały się że obie urodzą dziewczynki. Jelena urodziła się w maju a Arianna miesiąc później w czerwcu.  Razem przeżywały pierwsze dni szkoły, pierwsze zakochania i zawody miłosne. Były dla siebie jak siostry. Tak samo jak ich mamy. Do momentu aż szesnaście lat temu nie zdarzył się wypadek w którym Collins straciła rodziców. Miała zaledwie sześć lat, gdy to się stało. Opiekę nad Jeleną przejęła babcia Grace. Mimo tego tragicznego zdarzenia obie mogły liczyć na wsparcie rodziny Johnsonów.
Ari dorabiała sobie jako kelnerka w restauracji chcąc odciążyć rodziców, którzy i tak harowali od rana do wieczora, by mogła spełniać swoje marzenia o studiach dziennikarskich. Oprócz niej, mieli jeszcze dwójkę młodszych dzieci. 
Lena, niestety swoje marzenia o studiach musiała odłożyć na dalszy plan. Miała bowiem inne priorytety, które w tej chwili były na pierwszym miejscu. Każdy dzień spędzała w tej restauracji, pracując od rana do wieczora. Brała dodatkowe zmiany, by móc odłożyć pieniądze na operację babci, która po stracie rodziców była dla niej jedyną najważniejszą osobą w życiu. Lena była dla Babci jej oczkiem w głowie, po śmierci ukochanej i jedynej córki, została jej tylko ona. Ich więź była nierozerwalna.
- Numer siedem. - usłyszała Jelena tuż za swoim uchem.
Odwróciła się i chichocząc do kucharza Daniela, pogroziła mu palcem. Zabrała  od niego kolejne dwa talerze. Przemknęła przez salę i w mgnieniu oka znalazła się tuż obok następnego stolika, układając talerze przed twarze wygłodniałych klientów.
Dzień w restauracji "On the Fork" jak każdy inny przy wypełnionej sali, minął jak z bicza strzelił. Dwunasto godzinna zmiana dała się Jelenie we znaki kiedy to w szatni, zmieniała wysokie, niezbyt wygodne szpilki na wygodne i proste białe trampki. Przebrała się w komfortowy dla niej strój a brudne rzeczy z dzisiejszej zmiany schowała do swojego średniej wielkości czarnego plecaka. Zamknęła szafkę ze swoim numerem, narzuciła plecak na jedno ramię i pożegnała się z ludźmi z pracy. Krętymi schodami weszła do góry, znajdując się tuż przy drzwiach do kuchni, kiedy delikatnie je uchyliła, rzuciła wszystkim uprzejme "cześć" i oddaliła się wgłąb sali, chcąc opuścić już to miejsce. Wyciągnęła z jednej z komór plecaka słuchawki i wkładając je w uszy podłączyła kabel do telefonu.
Z oddali jeden z kucharzy nawoływał ją dość głośno. Niestety Jelena nie słyszała, zagłuszała go muzyka, którą właśnie odpaliła.
Nagle poczuła jakąś olbrzymią rękę na swoim ramieniu. Gwałtownie z lekkim strachem w oczach odwróciła się i dostrzegła że stoi przed nią kucharz Daniel.
- Proszę to dla Ciebie. - podał jej siatkę z dwoma styropianowymi  pudełkami.
Jelena nie kryła zdziwienia. Raz poraz Pan Daniel szykował dla niej i jej babci smakowite przekąski.
- Wiem, że jak wrócisz do domu nie będziesz miała czasu na przygotowanie pożywnego posiłku. Pozdrów ode mnie Panią Grace. - powiedział z uśmiechem na twarzy i już miał się oddalić gdy Jelenia chwyciła go za rękę i ucałowała w policzek.
- Dziękuję. - Szepnęła do jego ucha.
Daniel był szefem kuchni w "On the Fork" od jakichś dziesięciu lat. To postawny, dość wysoki mężczyzna koło pięćdziesiątki, z lekko siwymi włosami tuż przy skroniach i czarnymi włosami na czubku głowy. Miał duże dłonie i lekko wystający brzuszek. Jego oczy były w kolorze piwnym a usta miał ogromne i pełne. Na twarzy nie było widać oznak upływającego już czasu. Nie wyglądał na swój wiek. Lubił tę małą, zawsze  uśmiechniętą dziewczynę. Ona zresztą też darzyła sympatią owego pana. To On załatwił jej pracę w tej restauracji, poręczył za nią u właściciela knajpy i wiedział, że się nie zawiedzie. W końcu ona i Daniel byli sąsiadami. Jelena pracowita, radosna, pomocna dziewczyna. Doskonale zdawał sobie sprawę, że szef właśnie takiej osoby szuka.
Chwilę później Collins stała już przed wejściem do restauracji i skręcając w prawo udała się na przystanek autobusowy. Wieczór tej wiosny był wyjątkowo przyjemny w Nowym Jorku, więc stwierdziła, że jednak nie będzie marnować pieniędzy na autobus i przejdzie się spacerkiem do domu. Jej miejsce pracy od miejsca zamieszkania mieściły się zaledwie dwadzieścia minut drogi stąd. Muzyka przez całą drogę towarzyszyła dziewczynie w tej przyjemnej przechadzce do domu.
A gdy znalazła się tuż przed drzwiami, wyciągnęła klucze i weszła powoli do środka, zamknęła je za sobą i cichutko rozebrała się, wieszając kurtkę na wieszaku tuż obok drzwi.  Przechodząc z niewielkiego korytarza do następnego pomieszczenia, dostrzegła, że babcia Grace zasnęła na kanapie stojącej tuż obok kuchennej wyspy, oddzielającej salon od kuchni oglądając swój ulubiony serial. Przykryła ją kocem i zdjęła z nosa okulary.
Ich urocze, niewielkich rozmiarów mieszkanko mieściło się na ostatnim, czwartym piętrze w przepięknej kamienicy. Z korytarza można było przejść do salonu w którym znajdowała się dwuosobowa beżowa kanapa i wygodny beżowy fotel, w którym Pani Grace zawsze lubiła dziergać na drutach. Naprzeciw na podłużnym stoliku stał telewizor a nad nim wisiało zdjęcie ślubne Jeleny dziadków i rodziców. Okna po lewej stronie ukazywały piękne widoki na pozostałe kamieniczki, tuż przy nich stał stół obok których znajdowały się dwa krzesła. Po prawej stronie były drzwi, które prowadziły do jednego z pokoi, a dokładniej do pokoju Jeleny.
Było w nim rozkładane łóżko, które zazwyczaj było złożone, ponieważ po rozłożeniu zajmowało zbyt dużo miejsca. Ten mały pokoik pomieścił jeszcze pojedyncza szafę, niedużą komodę, na której znajdowało się mnóstwo zdjęć i wiszące nad nią lustro. A na okiennym parapecie Jelena miała ułożone poduszki tworząc z niego swój punkt widokowy.
Pokój Babci mieścił się obok jej pokoju i był niewiele większych rozmiarów. Łazienka natomiast znajdowała się na lewo od wejścia do mieszkania. Małe, ciasne ale przytulne lokum urządzone było na styl lat dziewięćdziesiątych.
Jelena wstawiła kolację do piekarnika i podłączyła wodę, chcąc napić się czegoś ciepłego. Tak naprawdę od sześciu godzin, od przerwy w pracy nie jadła nic. Żołądek dopominał się o pokarm.
- Lena to Ty ? - usłyszała cichy, zaspany głos babci.
- Tak babuniu. - podeszła i nachyliła się tuż przy kobiecie.
- Był tutaj taki młodzieniec. Pytał o Ciebie. Nie pamiętam imienia. Ale bardzo przystojny i miły. Powiedział, że odwiedzi Cię jutro. - dodała, powoli podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Mówisz o Clarku? - dociekała.
- Nie moje złotko. Tego chłopca bym poznała od razu. Przecież bywał tutaj wielokrotnie. Tamten miał taką znajomą twarz ale nie mogłam go sobie przypomnieć. - oznajmiła.
Jelena trochę zdziwiła się na dźwięk tych słów i zastanawiała się, kto to mógł być.
- Usiądź do stołu poprosiła. Przyniosłam coś dobrego.- oznajmiła i skierowała się do mikroskopijnej kuchni. Otworzyła górną szafkę i wyciągnęła dwa różne talerze.
Podała kobiecie kolację i życzyła smacznego.
- Ten nasz sąsiad to złoty człowiek. - powiedziała Pani Smith, delektując się przepysznym makaronem z brokułami.
- Zawsze o nas pamięta. - dodała po chwili.
Collins uśmiechnęła się z pełną buzią i pokiwała twierdząco głową.
Tak, ten mężczyzna to był anioł nie człowiek. Zawsze służył pomocą. Pomógł jej znaleźć pracę. Właściwie to jest mu wdzięczna za to, że jej ją załatwił. Wiele razy ona i babcia mogły liczyć na jego pomoc. Nie wiedziała jak mu się może odwdzięczyć.
Po skończonym posiłku Pani Grace stwierdziła, że idzie się położyć. Lena nie zatrzymywała jej i pomogła przedostać się do pokoju. 
Posprzątała po wspólnie zjedzonej kolacji i udała się do swojego pokoju siadając na skrawku parapetu. Spojrzała w niebo i odezwała się cicho.
- Tak bardzo chciałabym byście tu byli.
To był cichy głos, w tej chwili smutnej dziewczyny. Mimo, że za dnia była uśmiechnięta i pełna energii, gdy przychodził wieczór ta druga część wychodziła z cienia.
Sen zmorzył dziewczynę kilka chwil po tym jak przebrała się w swoją ulubioną piżamę w Bambi.
Noc była spokojna, cicha.
Jelena obudziła się z samego rana. Przywitały ją promienie słońca wpadające przez okno. Spojrzała na telefon, który wyciągnęła spod poduszki i dostrzegła na zegarze godzinę dziewiąta.
Pospiesznie wstała i udała się do kuchni. Ujrzała w niej krzątającą się babcie. Jak widać tego ranka dopisywało jej dobre samopoczucie.
- Zrobiłam kawy. Napij się. - wskazała na stół i przygotowane na nim śniadanie.
Dziewczyna podeszła do kobiety i mocno ucałowała jej policzek.
- Pójdę tylko do łazienki i zaraz skosztuje tych pyszności. - Oznajmiła, ulatniając się w tym niewielkim mieszkaniu.
Chwyciła za szczoteczkę do zębów i nałożyła na nią pastę. Spojrzała w lustro , w tej właśnie chwili jej poranny rytuał przerwało pukanie do drzwi.
- Otworze. - krzyknęła z szczoteczką w buzi.
A gdy już znalazła się przy drzwiach i otworzyła je. Na twarzy można było zauważyć zmieszanie, złość i kolor purpury, który przybrały jej policzki.
- Cześć. - Usłyszała ten niski i bardzo pociągający głos, który kiedyś działał na nią jak narkotyk. I ujrzała mężczyznę w długim szarym płaszczu z pięknie zaczesanymi włosami.
Trzasnęła z impetem drzwiami.
Nie, nie tego się spodziewała.

Złączeni na chwilęWhere stories live. Discover now