9

113 20 2
                                    

Yesly

Leżałam zapatrzona w sufit jakbym miała znaleźć na nim rozwiązanie swoich problemów. Za oknem robiło się już widno, a ja nadal nie zmrużyłam oka. Myślałam głównie o Aaronie, choć Faulkner też wkradał mi się w myśli. Świadomość, że ewidentnie sobie ze mną pogrywał nie zmieniała faktu, że udało mu się zaleźć mi za skórę. Był jak pijawka, która zamiast oczyszczać krew, zatruwała ją skłaniając mnie do robienia rzeczy, jakich nigdy bym się po samej sobie nie spodziewała.

Ale najważniejsze było to, że robiłam postępy z Aaronem. Wydawało mi się, że nasza relacja była na dobrej drodze. To, jak na mnie patrzył na spotkaniu dało mi nadzieję, że może jednak jest w stanie spojrzeć na mnie jak na kobietę, z którą mógłby się związać, a nie tylko swoją przyjaciółkę z okazjonalnym bzykankiem.

Po prysznicu i śniadaniu dopijałam kawę, gdy zadzwonił mój telefon. Odebralam i przycisnęłam telefon ramieniem do ucha, w międzyczasie ogarniając blat w kuchni.

– Co tam? – zaczęłam.

– Hej, mała. Jesteś już może w drodze do Ice? – spytał zadyszany Aaron.

– Jeszcze nie. Co tak sapiesz? Coś się stało?

– W południe mamy mieć inspekcję, a wyjebało główny zawór. Cały hol jest zalany. Proszę cię, Yes, przyjedź tu, bo nie daję rady.

Rzuciłam wszystko na blat i otarłam dłonie o spodnie. Chwyciłam telefon i pobiegłam na przedpokój.

– Zaraz będę – rzuciłam i rozłączyłam się, po czym schowałam telefon do tylnej kieszeni spodni, wskoczyłam w uggsy, ubrałam kurtkę i czapkę i wypędziłam z mieszkania. Kolejny autobus miał przyjechać dopiero za dziesięć minut, dlatego postanowiłam wykorzystać ten czas aby dobiec do Ice Hearts. Śnieżyca nie dawała za wygraną, ale ja też nie.

Dziesięć minut później wpadłam do środka areny i moje już przemoczone buty doprawiłam stąpając po podłodze w holu. Aaron miał rację, co najmniej dwa centymetry wody pokrywały podłogę. Dwóch mężczyzn walczyło z tryskającą na wszystkie strony rurą, a Toby i Aaron im pomagali.

– Aaron! – krzyknęłam, pełznąc w jego stronę.

Ten odwrócił głowę i widząc mnie puścił wszystko i ruszył w moją stronę.

– Yesly – rzucił ostatnim tchem zanim objął mnie i mocno się do mnie przytulił, co oczywiście odwzajemniłam, ignorując fakt, że był kompletnie przemoczony.

– Jestem, już jestem – odparłam, gdy ten, cały czas mnie trzymając, oparł się czołem o moje. Zamknął oczy, więc i ja zamknęłam swoje i przez kilka sekund wszystko dookoła ucichło. Cały chaos jaki panował w Ice Hearts spadł na drugi plan, a na pierwszym byliśmy tylko ja i on. Przez chwilę nawet wydawało mi się, że oddychamy w zwolnionym tempie.

Wkrótce oboje otworzyliśmy oczy i życie znów nabrało tempa.

– Jak to się stało? – spytałam, gdy ten ciągnął mnie za rękę za recepcje, jedyne suche miejsce w holu.

– Nie mam pojęcia. Odkąd kupiłem to miejsce nigdy nie mieliśmy podobnych problemów – wyjaśnił i nerwowo przeczesał włosy palcami. – Chłopaki mówią, że wyrobimy się do południa zanim te snoby przyjadą, ale do południa mam odebrać zamówienie do automatów z napojami, i tymi drugimi też.

– Jest prawie jedenasta... - stwierdziłam, zerkając na zegar na ścianie za jego plecami.

– Wiem, wiem. Jeśli wyjadę teraz, powinienem zdążyć wrócić na sprzątanie przed inspekcją.

Ice HeartsWhere stories live. Discover now