Rozdział 2

3 1 0
                                    

REZERWACJA.

Jak zahipnotyzowana  wbiłam wzrok w białą tabliczkę znajdującą się na stoliku w drugim rzędzie od ściany.
Dasz rade, dasz rade, dasz rade. –powtarzałam sobie jak mantrę.

Wróciwszy ze spaceru, na którym niemiłosiernie zmarłam, wszystko było już rozłożone i gotowe do koncertu. Gitara akustyczna jak i elektryczna były nastrojone i podłączone do wzmacniaczy. Widziałam jak Asher doszlifowywał swoje ostatnie solówki na perkusji, a Madison bacznie się temu przyglądała i nadzoruje. Zawsze powtarzała, że dodatkowej pary oczu i słuchu nigdy za wiele.

Moim zadaniem było sprawdzenie odsłuchu. Czy każdy instrument jest dobrze i wyraźnie słyszalny w słuchawce wraz z wokalem. Byłam na tym punkcie szczególnie przewrażliwiona, po jednej z wpadek na festiwalu rozpoczynającym sezon wakacyjny w Brighton rok temu.

Chłopcy jak to mieli w zwyczaju lubili się rozluźnić przed występem. Szkoda tylko, że żaden z nich nie pomyślał, aby upewnić się, że wszystko jest dobrze podłączone i ustawione. Co tu dużo mówić. Cały koncert to była jedna wielka improwizacja i granie na czuja. Madison mówiła, że podobno nie było tego widać ani słychać, i że wypadliśmy jak zawsze świetnie. Natomiast my mieliśmy inne odczucia.
Tak źle jeszcze nie było.
Po tym zajściu, wszyscy wszystko sprawdzają po trzy, albo i nawet cztery razy. A ja wprowadziłam kategoryczny zakaz rozluźniania przed koncertami ,aby dla dobra nas wszystkich uniknąć publicznych upokorzeń. Nadal uważam, że opinia Madi nie była obiektywna i mówiła tak tylko po to aby nie zrobić nam przykrości.

Zaczęłam rozgrzewać się na naszym prowizorycznym backstag'u.  Gdy skończyłam wszystkie rutynowe ćwiczenia, wychyliłam głowę za kotary. Większość miejsc była już zajęta. Totalnie straciłam poczucie czasu. Moje spojrzenie powędrowało w to jedno. Puste.
Gość specjalny jeszcze nie dotarł.
Nie wiedziałam czy powinnam się cieszyć, czy może martwić, że jednak go tutaj nie będzie. Może wypadło mu coś nagle. Jakaś sytuacja kryzysowa...
Nie będziesz długo żyła w tej niewiedzy.
Serce podeszło mi do gardła razem z moim ostatnim posiłkiem, a oczy zrobiły wielkości jak piłeczki do ping-ponga, kiedy trzech wysokich  facetów w garniturach przekroczyli próg The Jones Pub. Towarzyszyła im kobieta. Niska i szczupła. Włosy miała rude i kręcone do ramion. Wyglądała całkiem słodko i niewinnie w porównaniu do tych trzech pomarszczonych twarzy, które jej towarzyszyły. Każde z nich prezentowało się nadzwyczaj elegancko. Wyróżniali się z tłumu, to na pewno. Większość publiki była ubrana normalnie. Mam przez to na myśli jeansy, bluza , t-shirt i tenisówki- normalnie.
Jeden z kelnerów podszedł do przybyłych gości i zaprowadził ich do stolika.
Mój puls nie zwalniał tempa. Mam wrażenie, że z minuty na minutę, sekundy na sekundę robi się tylko gorzej. A do tego te mdłości...  jeszcze tego mi brakowało, aby zrzygać się na samym środku sceny.

-To co? Gotowa?- odwróciłam się napięcie w kierunku, z którego dochodził głos. Wzdrygnęłam się  kiedy Lucas zaszedł mnie od tyłu. Zasłoniłam kotarę łapiąc z nim kontakt wzrokowy.
-Nie?
-Pytasz czy odpowiadasz?- odpowiedział podśmiechując się pod nosem.
Na mojej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Brakowało jeszcze żebym teatralnie tupnęła przy tym nogą jak pięcioletnie dziecko i się rozpłakała.
-Hej bambik, ale po co ten stres i nerwy? Wszystko będzie w porządku. Od kiedy stresujesz się śpiewać na scenie?- jego usta wykrzywiły się w pokrzepiającym uśmiechu, a dłońmi objął moje ramiona. Wypuściłam ze świstem powietrze z płuc jakbym wstrzymywała oddech.
-Nie wiem... po prostu... jakbym nie mogła zaśpiewać przed nim dopiero na przesłuchaniach...
-Trzeba było wysyłać mu więcej wiadomości i nagrać na skrzynkę mailową. -zadrwił, na co zwęziłam gniewnie oczy, a jego szyderczy uśmiech jeszcze się poszerzył.
-Słuchaj nie patrz nawet w tamtą stronę.- kiwnął głową jakby chciał wskazać ten przeklęty stolik, pomimo tego, że kotara była zasłonięta i nic nie było widać. – zapomnij, że ten dziadzio ze swoją zgrają to ktoś ważny. Zwyczajny słuchacz, gość, przejezdny. Nikt poza tym. Wszyscy wiemy jaką frajdę sprawia ci stanie na scenie i śpiewanie dla ludzi. Znajdujesz się wtedy w innym świecie. Robisz to co kochasz. I nie pozwól aby ta frajda i miłość którą w to wkładasz została ci odebrana. Rób swoje Walker, a my będziemy cię zawsze dopingować.
-Dziękuję.- wtuliłam się w jego twardy tors ginąc w jego dużych ramionach. Bez zastanowienia zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku. Potrzebowałam usłyszeć takich słów. Szczególnie od niego. Dawno nie rozmawialiśmy ze sobą w taki sposób. Jakbyśmy z Lucasem oddalali się od siebie. Podejrzewałam, że celowo dawał mi tą przestrzeń. Abym mogła poukładać pewne sprawy w głowie, ale brakowało mi tego. Strasznie. Tej szczerości, która od niego biła, zaufania i zapewnienia, że wszystko będzie dobrze.
- A tak w ogóle to sam jesteś bambik...- Odsunął się delikatnie, aby lepiej mnie widzieć. Zadarłam głowę i napotkałam pełne politowania spojrzenie i ten perfidny uśmieszek. -Pfff, udam, że tego nie słyszałem.
Luke dla swoich bliskich może poświęcić wiele. Wspiera i jest oparciem w trudnych momentach. Dba o nas wszystkich jak tylko potrafi. Za to go kocham, ale zarazem nienawidzę, bo są sytuacje, w których najpierw powinien pomyśleć o samym sobie.  Chyba dlatego się przyjaźnimy. Bo ja byłam dokładnie taka sama. Bezinteresowna, jeśli chodziło o osoby, które kocham. Potrafimy zrozumieć siebie nawzajem. Znamy się na wylot i pomimo ostatnich ciężkich tygodni, które przeszłam, wiem, że był ze mną tak samo jak reszta. Luke często próbuje udawać twardego i niewzruszonego, ale zdaje sobie sprawę, że to tylko pozory, które czasem musi zgrywać, aby inni nie wykorzystywali jego dobra, które nosi w środku. Wyjazd Ross'a dotknął go równie mocno. Widziałam to, pomimo tego, że nie rozmawiałam z nim o tym, bo wolałam zamknąć się w czterech ścianach i unikać tematu. Czuje wyrzuty sumienia z tego powodu, bo możliwe, że on potrzebował rozmowy, a ja byłam nieobecna. Mimo, że minęło już trochę czasu, a sytuacja stała się bardziej opanowana, dalej nie potrafię z nim o tym rozmawiać. Może przyjdzie odpowiedni moment, ale narazie jest dobrze i nie chce niczego pogarszać.  Z czasem może przestanie być to dla nas temat tabu.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 29, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Between The LinesWhere stories live. Discover now