Podczas przejazdu jeszcze kilka razy sprawdziłem skierowanie do pracy z adresem, pod którym znajdowała się biblioteka.
Nuda. Nuda. Niezmienna nuda.
Już nie mogłem doczekać się wykładania rozpadających się książek w towarzystwie starych bab. Na bank większość z nich to kociary, które miały jobla na punkcie ciszy i restrykcyjnego porządku. To jak trafić z deszczu pod rynnę.
Jesień była wyjątkowo upierdliwa. Przepizgany od wiatru i zziębnięty od deszczu, zsunąłem kaptur bluzy z głowy i przesunąłem ręką po krótko przystrzyżonych włosach.
Adres, który miałem rozpisany na wymiętej kartce, zaprowadził mnie do parku otoczonego setką strzelistych drzew, z których część liści zdążyła opaść. Poderwałem głowę, by rozejrzeć się tu i tam. Gorące powietrze z moich ust zderzało się z chłodem bijącym z tego miejsca.
Budynek biblioteki wyglądem przypominał gotyckie zamczysko z mnóstwem wież, postawiony w kształcie prostokąta. Był częścią katedry, która przypominała klasztor pokryty bluszczem od podłoża aż po dach. Całość przypominała staroświecki kościół.
– Ekstra – prychnąłem do siebie.
Pokonywałem betonowe schody, wyżłobione od butów, przeskakując co drugi. Zaskoczyły mnie automatycznie otwierane drzwi, od których musiałem odskoczyć, by nie oberwać w łeb.
Zapach starości niósł się już po przekroczeniu progu. Po prawej, obok szatni kimał stary dziadek, osunięty na krześle z przestarzałą dechą. Plakietka z napisem „ochrona" na jego piersi sprawiła, że od razu poczułem się bezpieczniej. Ale właściwie co można ukraść z biblioteki? Długopisy? Papier toaletowy?
Parkiet skrzypiał pod moimi butami, gdy skierowałem kroki do kolejnego przejścia. Do otwarcia tych drzwi potrzebowałem siły, w wyniku której nienaoliwione zawiasy zajęczały jak zjawa zza światów.
Zerknąłem to w lewą, to w prawą stronę, gdzie dostrzegłem akwarium, z kobietą z oczami wlepionymi w pożółkły, gruby zeszyt.
– Dobrze trafiłem? – zagadnąłem.
Staruszka podniosła głowę, ukazując pociągłą twarz ze zmarszczkami jak u mojej babci. Szare włosy spięte miała w koka, z którego nie wystawał ani jeden kosmyk.
– To zależy czego pan szuka – odkaszlnęła.
Zwiesiłem wzrok na kartkę. Tusz rozmazał się pod moimi palcami, choć doskonale pamiętam, że to miała być biblioteka Memorial Library należąca do All Hallows Academy.
– Biblioteka All Hallows – wychrypiałem, po czym zwilżyłem językiem nieco spierzchnięte wargi. – Zostałem tu przydzielony tu do pracy z zakładu karnego.
Zaskoczenie przez ułamek sekundy mąciło jej wzrok. Wydobyła z siebie pociągłe „Hmm...", zanim zamknęła gruby zeszyt i zerknęła na listę przyczepioną do górnej półki.
– Pan Harmon?
– To ja.
– I co żeś nabroił? – Pióro w jej lewej dłoni pędziło po wydruku. – Taki fajny chłopak, a za kratami siedzi.
Zwiesiłem głowę na chwilę przemyślenia i ściągnąłem usta.
– Zbłądziłem.
Przesunęła ku mnie badge'a na niebieskiej smyczy. Przetoczyłem oczami po moim imieniu i nazwisku, zanim uniosłem wzrok na staruszkę.
– Mam nadzieję, że tu odnajdziesz swoją drogę – powiedziała, rozciągając wargi do życzliwego uśmiechu.
Kącik ust sam powędrował mi do góry.
YOU ARE READING
Poemat letniej tęsknoty || W SPRZEDAŻY
Teen FictionKombinować, by przeżyć - tą zasadą dotychczas kierował się Tristan. Jego życie przewróciło się do góry nogami w zaledwie kilka minut po włamaniu, które dotychczas uchodziły mu płazem. Nie był winny zarzutom, które mu postawiono, jednak nie to było d...
V. SZTUKA KONTAKTU WZROKOWEGO
Start from the beginning