Jak Zawsze Pomocni

801 22 76
                                    

Nigdy nie wiedziałam, że można się aż tak bać.

Leżałam wśród ściółki i brudnych liści, nie mogąc wytrzymać z bólu i w dodatku ktoś przez cały ten czas mnie śledził i teraz chce mnie porwać?

Wyśmienicie!

Mój mózg ledwo nie wybuchnął z wszystkich złych scenariuszy, przedstawiających mnie w roli głównej.
Oczywiście to na mnie pół świata musi polować.

Okej, skup się i coś wymyśl, bo zaraz ktoś cię porwie.

Łatwo mówić.

W końcu otworzyłam oczy po długiej analizie swoich przyszłych planów na uratowanie siebie. Pierwsze co zobaczyłam to zachmurzone niebo.

W dodatku miało padać.

Spojrzałam się lekko w bok. Nikogo nie zobaczyłam...

Moje zdziwienie było porównywalne do teraźniejszej pogody. Zmienne. Wogóle nie wiedziałam co zrobić. Podnieść się? Wstać? Głupia Hailie, przecież musisz jakoś stąd wyjść. No więc spróbowałam się podnieść. Szło dość opornie, lecz w miarę się udało. Podniosłam się do siadu. Teraz tylko w góre... powtarzałam sobie.

Nigdy nie miałam takiej sytuacji, więc mogłam podziękować tylko sobie i swojej inteligencji. No, ale co miałam zrobić wiedząc, że zostałabym żoną Adriena? Albo porwana w lesie?

Kilka minut później wstałam. Zaskoczyłam tym samą siebie, cóż bez sprawnej ręki i z kilkoma zadrapaniami, które narobiłam sobie podczas ucieczki, było ciężko. Otrzepałam się z liści i mokrej ziemi. Padało?

Tak skupiałam się na swoim zdrowiu, że zapomniałam, że dalej trwała jesień. Znienawidzona przeze mnie pora roku, teraz wyglądała zadziwiająco ładnie. Nie to, żeby kolorowy krajobraz jesieni nie wzbudzał we mnie perfekcyjności. Wszystko było takie... identyczne. Liście, drzewa, krzewy, grzyby. A może to ja mam tylko takie wyobrażenia? Może już mnie porwali? Nie wiedziałam. Mogłam tylko patrzeć się na to, co było dookoła.
Nie rozumiałam swojego zachowania, jak i tego co się działo i... kto się do mnie zbliżał.

W mgnieniu oka, zobaczyłam co się działo. Otoczyło mnie kilka wysokich mężczyzn, a jednym z nich był... Skądś kojarzyłam tą twarz, tylko nie mogłam sobie przypomnieć. To co powiedział zmieniło wszystko:

- Jak tam, panno Monet? Twoi bracia jak zawsze pomocni w takich sprawach.

Uśmiechnął się złośliwie i już po chwili wszyscy wyciągnęli bronie. Pieprzony Sonny...

-------------------------------------------------------------

Witajcie wszyscy, co wyczekiwali na ten rozdział od prawie dwóch miesięcy.
I witajcie Ci co dopiero zaczęli czytać wymyśloną przeze mnie historię.

Nie mam pojęcia, dlaczego nie napisałam tego wcześniej. Co nie oznacza, że mnie nie było, owszem nie pisałam, lecz wszystko kontrolowałam i starałam się odpowiadać na wasze komentarze. Jak mogliście też zauważyć nową okładkę(robiłam ja).

Nie powiem wam kiedy nowy rozdział, bo sama nie wiem. Może na 3,5tyś wyświetleń. W każdym razie napisze w opisie książki.

TEN ROZDZIAŁ POJAWIŁ SIĘ BO WBILIŚCIE 3TYŚ WYŚWIETLEŃ. JEDNYM SŁOWEM, BRAWO DLA WAS WSZYSTKICH, KTÓRZY TO WIDZĄ👏❤️ I BARDZOO DZIĘKUJE;⁠) I DZIĘKUJE OSOBIE, KTÓRA PODSUNĘŁA MI TEN ŚWIETNY POMYSŁ💗GRATKI DLA WSZYSTKICH

Do zobaczenia w następnym rozdziale👋👋👋

Ocenki i błędy mile widziane w kom>>
(472 słów)

 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 20, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

𝐑𝐨𝐝𝐳𝐢𝐧𝐚 𝐌𝐨𝐧𝐞𝐭 | 𝐌𝐨𝐣𝐚 𝐖𝐞𝐫𝐬𝐣𝐚Where stories live. Discover now