III. DZIEL I RZĄDŹ

Start from the beginning
                                    

– A ty podobno lubisz pierdolić policję. – Musnął kciukiem zarys jej podbródka. – Dla ciebie mogę zostać nawet gliną.

Przyjaciółka zmrużyła oczy, jednak nie zebrała w sobie tyle odwagi, by mu odpyskować. Może nawet jej się to podobało, zważywszy na rumieńce, które rozświetliły jej twarz.

Przewróciłam oczami. Ta dwójka była idealnym przykładem powiedzenia, że przeciwieństwa się przyciągają.

Postanowiłam nie przeszkadzać im w docieraniu do siebie. Odłączyłam się od znajomych, by znaleźć jakiś spokojniejszy kącik.

– Co, Hogan znów próbuje wyrwać Molly? – Rozbawiony głos Ace'a rozbrzmiał po mojej prawej, gdy wkroczyłam do salonu. – Dziwię się, że jeszcze się nie poddał.

W tej części budynku rozgrywano w beer ponga. Ace musiał brać udział w zabawie, bo trzymał jeden z czerwonych kubeczków.

– Znasz go. – Posłałam mu sugestywne spojrzenie. – Ares tak łatwo się nie poddaje.

– Taaa... – Przewrócił oczami i przebiegł palcami przez burzę czekoladowych włosów. – A ty, malutka? – Uśmiechnął się szeroko, ukazując uroczy dołeczek w policzku. – Dobrze się bawisz?

– Tak, jasne. Pewnie. – Objęłam się ramionami, zerkając od lewa do prawa. – Chyba. Może.

– Gówno ssie, co? – Oparł się ramieniem o ścianę, przy której stałam. – Spoko, nie wszyscy muszą być fanami imprez.

– Może bawiłabym się lepiej, gdyby nie to, że jutro mamy egzamin z...

– Mamy jutro egzamin? – Wyrzucił brwi w górę, po czym odrzucił głowę w tył. – Ja pierdolę. Matka mnie zabije.

– Algebra – przypomniałam mu. – Mówi ci to coś?

Zmarszczył czoło. Jego wzrok najwyraźniej zatęsknił za umysłem.

– Cyferki z literkami? – ciągnęłam dalej.

– Och, algebra... – Wyzerował piwo, zanim wyrzucił kubeczek celnie do śmietnika. – Ta, Ares coś mi tłumaczył, ale wolałem skupić się na jego gorącej mamuśce.

Parsknęłam śmiechem, kręcąc przy tym głową. Ace był najzabawniejszy z naszej piątki, ale podobnie jak resztę chłopców, pociągało go zupełnie co innego, choć w jego przypadku były to motocykle. Słyszałam, jak Rhys czasem się naśmiewał, że leci też na niezłe milfy.

– Weston! – zawołał Ares, skutecznie odwracając uwagę chłopaka. – Idziesz na skręta?

– Pytasz dzika, stary – prychnął, odbijając się od ściany. – Idziesz z nami, Vai?

Wzruszyłam ramionami.

– Nie wiem, nigdy nie paliłam.

– To chodź. – Kiwnął głową w stronę tarasu. – Damy ci trochę korepetycji.

– Chuja jej dasz – warknął mój brat.

– A to w drugiej kolejności. – Przyjaciel puścił do niego oczko.

Wiedziałam, że nie pozwoliłby sobie na zbliżenie ze mną, więc nawet nie przykuwałam uwagi do tych słów.

– Vaiana nie pali, niczego jej nie dawaj. – Rhys nawet na mnie nie spojrzał, gdy zmierzał w stronę grupki znajomych.

– Ale mogę – zaznaczyłam.

– Nie możesz. – Strzelił we mnie surowym spojrzeniem. – Jeśli ktokolwiek coś ci da, pierwszy będę o tym wiedział. – Wytknął palec w moją stronę. – A później wypierdolę go przez balkon, a ojciec to powtórzy, a później jeszcze raz i kolejny, aż z tego matoła nie pozostaną same prochy.

Poemat letniej tęsknoty || W SPRZEDAŻY Where stories live. Discover now