III. DZIEL I RZĄDŹ

Start from the beginning
                                    

– Ja pasuję.

– Jak sobie chcesz. – Wzruszyła ramionami.

Stuknęła się ze mną małą buteleczką piersiówki, po czym pociągnęła odrobinę alkoholu.

– Molly, może już wystarczy. – Niski głos dobiegł zza moich pleców.

Zerknęłam przez ramię na Aresa. Był dużo wyższy ode mnie, a nawet od mojej przyjaciółki; dobrze zbudowany, napakowany w ramionach i szeroki w barach. Prawdę mówiąc, z trudem oderwałam spojrzenie od czarnej koszulki, która przylegała do jego ciała. Ciemne włosy miał przycięte po bokach, zaczesując resztę w quiffa.

– Znalazł się mój tatuś. – Przewróciła oczami. – Nie możesz zatkać sobie ust cudzym językiem, jak Rhys? – Jej dłoń wystrzeliła w stronę mojego brata.

Szatyn przekrzywił głowę, posyłając dziewczynie ostre spojrzenie zielonych, hipnotyzujących oczu.

– Ares ma rację – poparłam go. – Nie powinnaś tyle pić, Molly.

Chłopak obdarzył mnie delikatnym uśmiechem, jednak jak tylko jego wzrok odnalazł dziewczynę, natychmiast spoważniał. Prawdopodobnie wszyscy wokół wiedzieli, że ciągnęło go do niej bardziej niż w relacji czysto przyjacielskiej. W końcu miała karmelową karnację, grube, cynamonowe włosy, które spływały wzdłuż jej ramion delikatnymi falami, a do tego trudno było oderwać wzrok od stylu, w którym się ubierała. Czasem nosiła spódniczki, podarte kabaretki i ciężkie buty wojskowe, a czasem dresy i przerastające ją rozmiarem bluzy.

Poza tym, znali się od kiedy tylko Molly przyjechała z Brazylii, wcześniej niż nasza paczka miała na to szansę. Wydawało się, że próbował ją chronić, co było niesamowicie słodkie. Cóż, przynajmniej dla mnie. Przyjaciółka była zdania, że Hogan strasznie ją wkurza.

– I ty też przeciwko mnie? – Udawała zranioną, przypierając teatralnie dłoń do piersi.

– Ja tylko...

– Molly – upomniał ją. – Nikt nie robi ci na złość.

– Nie? – Wyrzuciła brwi w górę. – Psujesz mi zabawę, więc chyba jednak robisz mi na złość.

– To dla twojego dobra. – Ani na moment nie odrywał wzroku od chłodnych oczu dziewczyny. – Nie pij już więcej, jeśli nie chcesz powtórki z rozrywki.

– A może właśnie chcę? – Założyła dłonie na piersiach. – I co zrobisz? Dasz mi karę? – Przewróciła oczami z prychnięciem.

Ares zacisnął gniewnie szczęki, a linia jego żuchwy znacząco się podkreśliła. Nie chciałam, by doszło między nimi do sprzeczki.

– Molly... – Zerknęłam na nią pobłażliwie. – Naprawdę nie chcę, by coś ci się stało.

Spojrzała na mnie z chęcią mordu, który wygasł po kilku sekundach. Wzniosła oczy ku sufitowi i westchnęła.

– Dobra. – Oddała Aresowi piersiówkę. – Ale robię to tylko dlatego, że ona mnie poprosiła. – Kiwnęła na mnie głową.

Chłopak ponownie na mnie zerknął, obdarzając mnie przystojnym uśmiechem.

– A ty, Vai? – zaczął, wyrzucając buteleczkę do śmietnika. – Dobrze się bawisz?

– Bawiła się, dopóki nam tego nie zepsułeś – wtrąciła rudowłosa. – Jesteś taki sam jak twój stary, wieczny strażnik prawa.

Ares próbował powstrzymać kącik ust, który rwał mu się ku górze na ten przytyk. Oparł dłoń na ścianie tuż obok głowy Molly i nachylił się nad nią.

Poemat letniej tęsknoty || W SPRZEDAŻY Where stories live. Discover now