24. Nauka emocji

Depuis le début
                                    

- W swoim życiu przekonałem się, że najtrudniej nie jest wcale znaleźć pracę, pieniądze, a drugiego człowieka, który będzie na całe życie. Wierzyłem do niedawna, że mam kogoś takiego, ale teraz wiem, żeby nie być pewnym w stu procentach.-

- Ja bym chciał się kiedyś zakochać. Mam przyjaciół, mam ludzi, którzy nie znikną z mojego życia, ale chciałbym kochać. W taki sposób, aby ta druga osoba odwzajemniała to taką samą ilością miłości, bym mógł się starać kochać bardziej niż ona, a mimo to nie pozwalałaby mi wygrać. Chciałbym znaleźć bratnią duszę, znajomość idealną. Ma się tylu przyjaciół, tyle osób, z jakimi wychodzi się pić, wychodzi się rozmawiać, z którymi robisz wspaniałe rzeczy, ale wiesz, że nie miałeś w swoim życiu jeszcze tej perfekcyjnej, wymarzonej przyjaźni, by nie musieć zastanawiać się nad tym, jakby to było gdyby, bo "gdyby" jest twoją codziennością.- 

- A to bardzo piękne, co mówisz.- stwierdził Wooyoung, wpatrując się w starszego. Wyjął banknot z portfela i wyłożył go na bar, po czym złapał Sana za nadgarstek, pociągając za sobą.- Chodźmy na spacer.

- Dlaczego tak nagle?-

- Pada deszcz, a ja uwielbiam deszcz.- odpowiedział, jakby to było całkowicie oczywiste. 

Wyszli na zewnątrz, gdzie rzeczywiście strugi deszczu lały się z nieba, a od wilgotnych chodników odbijały się światła miejskich neonów. Po jezdni przemykały dziesiątki aut, co jednak nie przeszkadzało Wooyoungowi, by śmiejąc się wesoło, przeskakiwać z kałuży do kałuży, przemaczając swoje jedyne tenisówki. Krople szybko zmoczyły jego włosy, które opadały na czoło i wplątywały się między rzęsy. Wokół słychać było muzykę płynącą z pobliskich barów oraz rozmowy ludzi, pogrążonych w wieczornych rozmowach. San stał naprzeciwko Junga, widząc połyskujące ślepia widoczne zza grzywki oraz uśmiech pełen nie tyle szczęścia, co nadziei. Woo był kimś, kto tej nadziei się nauczył i chciał nauczyć jej Sana. Złapał go za obydwie dłonie, obracając wokół siebie, a jego oczy pragnęły powiedzieć tylko tyle, by teraz nie myślał o niczym, tylko o tej nocy, o nich i o radości, która nie musi trwać wiecznie, może być tylko sekundą, minutą, spojrzeniem, zapachem, albo czułym dotykiem. 

-------------------------------------------------------------------------

Hong wzdrygnął się, czując poranny chłód. Szczelniej zasłonił się kocem, dopiero po chwili orientując się, że jakaś puszysta kreatura zajęta jest ugniataniem jego brzucha. Ujrzawszy zwierzaka, natychmiast przeszedł do siadu. Niezwykle osobliwym było obudzić się w nieswoim domu, w nieswoim łóżku, czując zupełnie obce zapachy i nie mając dookoła ścian swojego własnego pokoju. Rozejrzał się, jakby to miało pomóc mu przypomnieć sobie, co takiego miało miejsce zeszłego dnia, że skończył akurat tutaj, w salonie Seonghwy, z jego kotem na udach, czując zapach przygotowanego śniadania. Zaraz jednak pożałował, iż przywołał te wspomnienia, bo znacznie łatwiej byłoby wymazać je sobie z pamięci. 

Park kręcił się w dużej bluzie oraz satynowych, zielonych spodniach przy płycie indukcyjnej, najwyraźniej starając się usilnie coś samodzielnie upichcić. Włosy miał już zawinięte w ręcznik, więc Joong zastanawiał się jak długo spał i czy przypadkiem nie spóźnią się do pracy. On sam nie zwykł przestrzegać standardowego planu poranka. Zazwyczaj po prostu wypadał spod pościeli, wrzucał na siebie jakieś ubrania, w pośpiechu mył zęby i wrzucał rzeczy do torby, po czym wybiegał spiesząc się na autobus. To była jego mała rutyna i szczerze powiedziawszy, nie lubił jej naruszać. Choć ciężko było narzekać na widok bruneta, który wciąż zaspany, stawiał na stoliku talerze dla siebie oraz niego. Niezadowolony był z tego faktu Pan Kot, który zeskoczył z sofy i powędrował do swojego właściciela, domagając się jedzenia również dla siebie. Zamiauczał żałośnie, czym zasłużył sobie na poranną dawkę uścisków i całusów, a nawet pełną miskę, którą wciąż lubił bardziej niż Hongjoonga, czy Seonghwę. 

White Dandelion| SeongjoongOù les histoires vivent. Découvrez maintenant