I. PAMIĘĆ NIESTETY DOSKONAŁA

Zacznij od początku
                                    

Jednak ja też byłem tym zmęczony.

– Jeśli czegoś się boisz, to wiedz, że zapewnimy ci ochronę. – Policjantka przyglądała mi się z końca stołu. – Będziesz bezpieczny, nic ci nie zagrozi, tylko podaj nam nazwiska tych, którzy byli tam z tobą. Postaram się, by sąd uznał to za okoliczności łagodzące.

Ucisk narastał, podobnie jak mdłości. Miałem wrażenie, że wszystkie flaki pchały mi się na wolność. Zacisnąłem powieki. Przyparłem czoło do chłodnego blatu, a skrępowanymi żelastwem rękoma nakryłem głowę. Za dzieciaka to działało – to taka nasza własna peleryna niewidka, dzięki której mogłeś zniknąć na parę chwil. Dla społeczeństwa ludzie tacy jak ja od zawsze byli niewidzialni, chyba, że powinęła ci się noga – wtedy widzą cię wszyscy.

– Tristan, pomyśl o swojej babci. Pomyśl o tym, jak niespokojna jest, bo nie wróciłeś do domu na noc.

Do domu? Ja nawet nie mam domu. Naparłem zębami na dolną wargę, walcząc z wyrywającym mi się z tyłu gardła szlochem. Po prostu go przełknąłem, a metaliczny posmak rósł mi na języku.

– Przyznaję się. – Skrzyżowałem wzrok z mężczyzną. – Przyznaję się do wszystkiego.

Wypuścił prawdopodobnie całe powietrze z płuc i odsunął się na bezpieczną odległość. Wyglądał na udobruchanego tą odpowiedzią.

– Wiesz, że prędzej czy później dotrzemy do trzech pozostałych chłopaków, prawda?

Przeniosłem oczy na kobietę. Może. Za to ja będę miał pewność, że zrobiłem wszystko, by nie narazić zdrowia, ani tym bardziej życia mojej babci.

– Byłem sam.

– Nie, Tristan, nie byłeś. – Po raz pierwszy udało mi się wyprowadzić ją z równowagi. – Staruszka cię rozpoznała. Przyznała, że znajdowałeś się na miejscu zdarzenia, ale to nie ty obezwładniłeś ją tępym narzędziem. To zmienia postać rzeczy – przekonywała, próbując odnaleźć odpowiedź na mojej twarzy. – Zostaniesz oskarżony wyłącznie o kradzież z włamaniem.

Serce załomotało mi jeszcze mocniej, choć nie sądziłem, że było to możliwe.

Nie chciałem patrzeć na policjantkę. Widziała we mnie chłopca z przyszłością, ale mnie ją odebrano, gdy byłem tylko dzieciakiem.

– Coś musiało się jej pomylić. – Wbiłem twarde spojrzenie w policjantkę. – Byłem tam sam. Uderzyłem ją, dom miał być pusty, ale okazało się inaczej. Przestraszyłem się, bo słyszałem, że zaczęła wzywać policję.

– Czym ją uderzyłeś?

Przez moją głowę przetoczyło się kilkaset stopklatek.

– Jakąś figurką z brązu czy coś takiego.

– Coś takiego? – Zmrużył powieki.

– Nie znam się, dobra? – powstrzymałem warknięcie. – Nie wiem, z czego to gówno było.

– Grzeczniej, gnojku. – Klepnął mnie w policzek. – Gdzie porzuciłeś narzędzie zbrodni?

– Nie pamiętam.

– Nie pamiętasz? – Uderzył dłońmi w stół, kilka centymetrów od mojej ręki. – Nie pamiętać to ty możesz tego, co tydzień temu jadłeś na śniadanie, ale nie tego, gdzie porzuciłeś rzecz, którą rąbnąłeś staruszkę, planując jej morderstwo!

– Nie chciałem jej zabić! – zerwałem się z krzykiem. – Okraść tak, ale nie zabić!

Pchnął mnie z powrotem na krzesło. Widziałem po sposobie, w jaki poruszały się jego palce, że aż świerzbiło go, by mi przywalić.

Ktoś otworzył drzwi do pokoju, wywołując przeciąg, który musnął mnie w kark.

– Miriam, prokurator już przyjechał.

– Jasne, już idę – odparła policjantka, po czym zwróciła się do partnera: – Zachowuj się.

– Dobra, dobra.

Zostaliśmy sam na sam. Moje oczy instynktownie uciekły do kamery zawieszonej w prawym rogu pod sufitem.

– Może napijesz się czegoś? – Gliniarz przybrał wyjątkowo spokojny ton.

Dopiero w tej chwili zdałem sobie sprawę z suchości w ustach.

– Wody.

– Wody – powtórzył. – Dobrze, dam ci wody.

Opuścił na moment pokój przesłuchań. Na te kilka chwil znajdowałem się pod opieką innego gościa w mundurze. Łysy wrócił ze styropianowym kubkiem z wodą, lecz zamiast postawić go przede mną, chlusnął mi nią w twarz.

– Może to odświeży ci pamięć – zarechotał złowrogo. – Zapytam cię po raz ostatni. Kto był tam z tobą?

Przekrzywiłem głowę. Oblizałem wargi i miejsce wokół nich, by spić choć odrobinę wody. Przemoczone ubranie dodatkowo wywołało u mnie dreszcze, zważywszy na to, że w pokoju pracowała klimatyzacja.

– Gadaj, kurwa! – Trzasnął mnie łapą w tył głowy.

– Nikt. – Do samego końca wytrzymałem twarde spojrzenie policjanta. – Byłem. Tam. Sam.

Złapał mnie za koszulkę i podciągnął do góry. Moja twarz znajdowała się naprzeciwko jego.

– Jeśli dowiem się, że kogoś kryjesz, wrócę po ciebie. – Sunął chłodnymi oczami po mojej twarzy. – Tak cię urządzę, gnojku, że własna stara cię nie pozna – powiedział, a w następnej chwili rozciągnął ukośnie usta. – A jeżeli nie ja, to koledzy z twojej celi. Wiesz, jak traktują tam tych, którzy atakują bezbronne staruszki?

Milcz. Cisza. Nie unikniesz więzienia, nawet jeśli wyjawisz prawdę.

Podtrzymywaliśmy spojrzenie. Gdy łysy zdał sobie sprawę, że nie puszczę pary z ust, puścił mnie i zlustrował spojrzeniem.

– Sam tego chciałeś.

#PapierowePLT

A/N: Rozdziały będą krótkie, ale będą publikowane dość często :)

Poemat letniej tęsknoty || W SPRZEDAŻY Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz