Rozdział 1 Olivia

Start from the beginning
                                    

Wystukałam mu szybką odpowiedź i pomachałam do przyjaciółki, która właśnie wysiadała z samochodu. Spakowaliśmy moje rzeczy i wsiadłam na tylne siedzenie.

- Gotowa na zajebisty wypad do Malibu? - zapytała mnie dziewczyna odwracając się przez ramię.

- Oczywiście, że gotowa. Od tygodnia nie myślę o niczym innym. - Uśmiechnęłam się szeroko, co dziewczyna odwzajemniła i zaczęła piszczeć z podekscytowania.

Pan David nam się przyglądał i uśmiechał co zauważyłam we wstecznym lusterku. Tata Vero był wyluzowany podobnie jak jej mama i nas rozumiał. Był zdania, że młodzież musi się wyszaleć i nigdy nie ograniczał blondynki. Również się martwili, ale ufali swojej córce.

Trzydzieści minut później zatrzymaliśmy się na lotnisku. Wyjęliśmy moje bagaże oraz Vero i udaliśmy się w głąb budynku. Nagle usłyszałam, że mój telefon wibruje. Wyjęłam go z kieszeni spodenek i odebrałam. Dzwonił Leo:

- Hej, czekamy w korytarzu przed odprawą, wy już jesteście?

- Cześć, właśnie weszliśmy do budynku to będziemy się tam kierować.

- Dobra, w takim razie czekamy - odpowiedział chłopak i się rozłączył.

Schowałam telefon z powrotem do kieszeni i poinformowałam pana Davida i jego córkę, gdzie czekają na nas chłopcy. Udaliśmy się tam, a już z daleka, gdy Matt tylko nas zobaczył zaczął machać, krzyczeć coś niezrozumiałego i uśmiechać się. Ludzie wokół zaczęli na niego spoglądać. Jedni się uśmiechali, a drudzy byli zszokowani i nie wiedzieli co się dzieje. Podeszliśmy do nich, przywitaliśmy się. Zapytałam czy każdy na pewno wszystko zabrał, a co najważniejsze dokumenty oraz bilet na lot. Wszyscy stwierdzili, że wszystko jest na miejscu i możemy ruszać na odprawę. Pożegnaliśmy się z tatą Vero, jego również utwierdziliśmy w tym, że wszystko będzie dobrze, będziemy często dzwonić i pisać.

Humory nam dopisywały. Ekscytowaliśmy się, że za niecałe cztery godziny będziemy w słonecznym Malibu zaczynać swoje wakacje. Babcia Lucy wraz z ciotką Sofią i jej mężem mieli nas na miejscu odebrać z lotniska. Starsza kobieta lot do Londynu miała jutro rano więc dwoje z nas dzisiejszą noc miało spędzić na kanapie w salonie. Zdecydowaliśmy, że będę to ja z Vero, a po wyjeździe kobiety zajmiemy jej sypialnie.

Dom Lucy nie był duży. Mieściły się w nim trzy sypialnie, dwie łazienki oraz salon połączony z kuchnią. W dwóch sypialniach, z czym jedna należała do starszej pani były podwójne łóżka, a ta trzecia miała dwa pojedyncze. Wyszło na to, że w jednym pokoju sam miał spać Conrad, co oczywiście mu się nie spodobało i stwierdził, że napompuje sobie materac i ulokuje się w pokoju z chłopakami. Veronica poparła jego pomysł, więc mieliśmy ustalone kto z kim i gdzie śpi.

Po ponad trzygodzinnym locie, lądowaliśmy w porcie lotniczym Hollywood Burbank. Na lotnisku przywitała nas rodzina Vero, z którą mieliśmy udać się dwoma samochodami do domu babci dziewczyny. Jadąc już na miejsce podziwiałam widoki zza szyby z tyłu samochodu. Było tutaj przepięknie. Zawsze zresztą wolałam morze od gór. Czasami żałowałam, że nie urodziłam się w innej części Stanów.

Wszyscy swoje rzeczy od razu wnieśliśmy do domu Lucy, w którym mieliśmy spędzić lekko ponad miesiąc. Gdy każdy już się rozpakował i ogarnął po podróży, babcia blondynki poinformowała nas, że zrobiła obiad i za pięć minut zaprasza wszystkich na dół zjeść. Przed posiłkiem wystukałam wiadomość do mamy, że dotarliśmy i wszystko jest dobrze. Odpisała mi, że się cieszy i jutro zadzwoni.

- Ale się jaram, że tu jesteśmy. Nie pomyślałam nawet na początku pomysłu wyjazdu, na wspólne wakacje, że będziemy tak daleko od domu w pięknym i słonecznym Malibu - zagadała Vero, gdy siadaliśmy wszyscy do stołu.

Wakacje w Malibu (ZAWIESZONE)Where stories live. Discover now