Czyli był jeszcze odrobinę pijany. 

"Spokojnie,  nie będę pozywać twoich znajomych. Koniecznie pij dużo wody, żebyś jutro nie umierał bardziej, niż przewidziała matka natura."

"Wiesz, że od momentu narodzin zaczynasz umierać? Każda minuta twojego życia przybliża cię do śmierci. Więc i tak bym umierał i tak."

"Ale będziesz umierał intensywniej oraz boleśniej niż robisz to na codzień."

"Więc może chcesz umilić mi umieranie i pójdziemy jutro na lepszą pizzę niż ta, którą prawdopodobnie zwrócę, jak tylko wrócę przekroczę próg domu?"

"To była najmniej zachęcająca propozycja wspólnego wyjścia, jaką kiedykolwiek ktoś mi złożył."

"Przepraszam, jestem trochę wstawiony, więc nie wiem co piszę. Telefon mi podpowiada, żebym nie wyszedł na kompletnego idiotę. Mama mi mówiła, że nie wolno pisać z ludźmi, kiedy piło się alkohol, ale jakbym mógł z tobą nie pisać. Kocham moją mamę, ale smaczną pizzę kocham bardziej."

"W porządku."

"Przyjadę po ciebie jutro, tylko wyślij mi adres. Nie teraz, bo jeszcze mi odbije i cię odwiedzę w środku nocy. Wiesz, że San kupił właśnie dwie butelki soju, ponieważ znalazł otwarty monopolowy. Wariat. Pizza gumowa z sosem alkoholowym, brzmi jak pocałunek z deską klozetową. Przepraszam, nie znielub mnie. Proszę. Ja cię lubię, jesteś moim ulubionym pracownikiem."

"Yeosang poczułby się urażony tym stwierdzeniem. Nie znielubiłem cię, ale będę trzymać te wiadomości na wypadek, gdybyś nie chciał załatwić mi premii."

"Yeosang jest w porządku, ale Yeosanga lubię tak jak się lubi Yeosangi."

"A jak się lubi Yeosangi?"

Hongjoong nie mógł przestać się śmiać, widząc coraz to głupsze wiadomości od swojego szefa. Na początku szło mu tak doskonale, ale im dalej tym brunet coraz mniej wiedział co pisze, a Hong by się nie zdziwił, gdyby właśnie popijał coś z butelki, drepcząc przy boku Choi'a.

"Yeosangi się lubi jak kumpli z pracy."

"Tak? W takim razie, jak lubi się Hongjoongi?"

"Bardzo się lubi, inaczej niż Yeosangi."

Joong miał wrażenie, że za długo wpatruje się w tą jedną wiadomość. 

"Miło mi. Nie pij już za dużo i daj znać, jak będziesz  w domu, swoim lub Sana. Do jutra, wytrzeźwij do południa."

----------------------------------------------

Mingi nie pamiętał głębszej ulgi niż ta, kiedy ukończył ostatni egzamin w sesji i mógł wyjść z uczelni, wiedząc, że czekają go ponad dwa miesiące odpoczynku. W tym roku stresujący okres przedłużył się aż do połowy lipca, ze względu na nieobecność jednego z profesorów. Każdy inny się wściekał, musząc odkładać wakacyjne plany na później, natomiast dla Songa ta informacja nic nie zmieniała. Nie wracał na ten czas do rodzinnego domu, ponieważ jego tata był w dwutygodniowej delegacji, a mama wybrała się na wyjazd z przyjaciółką. Miał pojechać do nich na kilka dni w sierpniu, zaś resztę wolnego postanowił przeznaczyć na znalezienie jakiejś dorywczej pracy, ponieważ z dotychczasowej wygryzła go córka szefa, potrzebująca zajęcia do rozpoczęcia roku szkolnego. Marzyła mu się posada w wypożyczalni filmów, albo sklepie z płytami, lecz na razie nie otrzymał żadnego odzewu. Chciał gdzieś się wybrać, jeśli pozwoliłyby mu na to środki, lecz to były jeszcze hipotetyczne plany. Póki co, napawał się ukończonym semestrem. 

Było południe, on spacerował sobie bocznymi uliczkami stolicy,  aby odpocząć od zgiełku, przy tym słuchając nowego albumu swojego ulubionego artysty. Powtarzał w głowie układ, jaki do tego singla stworzyła grupa taneczna, którą oglądał co środę. Prawdopodobnie więcej razy widział nagranie z ich występu, niż teledysk do utworu. Czuł, że ma niemałą obsesję, ale niekoniecznie wiedział, czy na punkcie ich talentu, czy ich lidera. Jego myśli szły w tamtym kierunku zwłaszcza wtedy, gdy odwiedzał tę okolicę. Było to naprawdę urokliwe miejsce, gdzie znajdowała się masa knajp oraz sklepików, a jednocześnie nie była ona aż tak zatłoczona za dnia. Nic dziwnego, bowiem ludzie zaczynali swoje życie towarzyskie dopiero około siedemnastej, więc wcześniej przewijały się tu pojedyncze jednostki, bądź pracownicy z położonych nieopodal biurowców, umówieni na spotkania, bądź spożywający lunch. 

Mingi z przesadną radością popijał dopiero co kupionego shake'a o smaku malinowym z podwójną bitą śmietaną oraz kolorową posypką, czując się jak najszczęśliwszy człowiek na ziemi. W myślach planował już urządzenie nocy filmowej, ze wszystkimi częściami Harrego Potter'a, Madagascaru oraz Latającym Domem Hauru. 

Należało zaznaczyć, że dwudziestodwulatek bardzo często wyłączał się z realnego świata, zbyt pochłonięty przez swoje rozważania. To nie raz sprawiło, że się o coś potknął i boleśnie spotkał z twardą ziemią, albo wpadł na kogoś przez przypadek, co przysporzyło mu masy wstydu, jednak nigdy nie znalazł się w żadnej niezwykle niebezpiecznej sytuacji, więc nie zmieniał swoich nawyków. Maszerował sobie, z głową wysoko ponad chmurami i tylko przelotnie spojrzał, czy nic nie jedzie z prawej strony, zanim wyszedł na ulicę. 

Nie dostrzegł natomiast srebrnego auta wyjeżdżającego z lewej, które jechało stanowczo za szybko jak na tak wąską jezdnię i którego kierowca również bujał w obłokach, gdyż dopiero przy przejściu dostrzegł przechodnia, hamując z piskiem opon. 

Mingi się wywrócił, choć nie przez samochód, bo stracił równowagę przez strach wywołany głośnym dźwiękiem, które przebiło się nawet przez jego słuchawki oraz widok maski, jaką miał kilka centymetrów przed sobą. Oblał go zimny pot, więc nie sprawdzając nawet, czy coś mu się stało, czy też nie, podniósł się, potwornie speszony i już miał uciec stamtąd jak najszybciej, obawiając się konfrontacji, ale kierowca wysiadł z pojazdu, krzycząc do niego niewybredne wyzwiska. 

- Czy ty kurwa masz oczy?! Mogłem cię zabić!- powtarzał wściekle,  nie dostrzegając w tym swej winy, a leżała ona po obu stronach. Song miał gulę w gardle, a serce waliło mu, jakby zaraz miał dostać zawału. W dodatku rozpoznawał ten głos. Nie słyszał go po raz pierwszy. Powoli się odwrócił, modląc się w duchu, żeby to nie była TA osoba. 

- Przepraszam, naprawdę przepraszam.- wycedził, składając dłonie w błagalnym geście i skinąwszy więcej razy, niż istniała potrzeba. Stał przed nim Yunho, który był poczerwieniały ze złości. Trzasnął drzwiczkami, rozglądając się, czy nikt więcej tędy nie jedzie. Oboje zeszli na chodnik, a blondyn wziął głęboki wdech. Przyjrzał się niedoszłemu denatowi z uwagą. 

- To ty...- burknął, a Mingi miał ochotę zapaść się pod ziemię. Po tym incydencie już nigdy nie pójdzie na ich pokaz. Wcześniej wydawało mu się, że ten go nie kojarzy, ale jeśli tak miały się sprawy, to nie postawi swojej stopy na tamtym placu.- Nic ci nie jest? Nie masz nic złamanego? Zawiozę cię na pogotowie, jeśli coś cię boli. Nie chcę mieć później kłopotów z policją. 

- Nie, wszystko jest w porządku. Przepraszam, że narobiłem problemów. Jestem nieuważny, to moja wina.- mówił rozemocjonowany, choć naprawdę starał się opanować ton swojego głosu. 

- No dobra,  już nieważne. Powinienem jechać trochę wolniej. Również przepraszam. Całe szczęście, że nic się nie stało.- wydukał, a Song przytaknął energicznie. . Czuł się tak, jakby rozmawiał ze swoim wieloletnim idolem, przez co zachowywał się jeszcze bardziej nienaturalnie, niż gdyby miał do czynienia z przypadkowym kierowcą. Tamten musiał zauważyć, jak bardzo świecą mu się oczy na jego widok. Chłopak powstrzymywał się przed wyrecytowaniem całej listy komplementów, jaką ułożył dawniej, na wypadek ich potencjalnej konfrontacji. Zakładał, że będzie ona tylko potencjalna i tak naprawdę nigdy do niej nie dojdzie, więc teraz czuł się jak w jakimś śnie. Choć bliżej było mu do koszmaru, ponieważ właśnie omal nie narobił temu człowiekowi masy problemów, wyszedł na niezdarę oraz okropnego idiotę, a w przygotowanym przez niego planie, wszystko miało potoczyć się kompletnie inaczej. Nie mógł się jednak powstrzymać od otaksowania wyższego wzrokiem i zapamiętania każdego szczegółu jego wyglądu, jakby ta chwila, mimo wszystko, wymagała uwiecznienia. Dopiero sekundę później się zreflektował, że wypadałoby się opanować.- Widzimy się w następną środę? Wpadniesz, jak zawsze?

- T-tak.- wydukał ognistowłosy, zaskoczony takim pytaniem.- Oczywiście, że będę.

- Tylko wtedy oderwij czasem wzrok od szkicownika i więcej patrz na mnie...- mruknął.- Na nas. Tak. Muszę się już niestety zbierać. Uhm, do zobaczenia!

Yunho najwyraźniej też się zmieszał, więc czym prędzej wrócił do swojego auta i tylko rzucił drugiemu ukradkowe spojrzenie, zanim odjechał. Tym razem przepisowo. 


White Dandelion| SeongjoongWhere stories live. Discover now