Obejrzałem się w lewą stronę gdy usłyszałem głośne przywitanie przez anioła. Sheryl. Zajebista Sheryl. Brutalna, Morderczyni, Milionerka w trzech słowach. Nie posiada żadnych ludzi. Jest sama. I wcale jej to nie wychodzi źle. Proponowałem wiele razy współpracę. Nic. Nie chce nikogo. Zdecydowanie słowo anioł się kryje przy niej. Wysoka blondynka z ładną figurą i boskim uśmiechem. Uprzedzając pytanie. Pieprze ją na lewo i prawo. Kocham tą babkę. Zauważyłem jak Colin się uśmiecha. Kurwa coś kryje. Niech tylko rozpieprzy ten chujowy związek to przysięgam że na własne oczy go zabiję i to brutalnie. Kręciłem się wokół miasteczka aby natknąć się na jakaś laskę. Trafiła się Madeline. Nie powiem że jest okropna. Jest w porządku. Lecz ja nic nie czuję do niej. Związek który istnieje nadal jest tylko przykrywką mafii. Takie gówno. Gdybym był z Sheryl.. Nie chce psuć życia Madeline dlatego wszystkie te konferencje i organizację są oddalane od mojego życia. Nie chce by dowiedziała się jak jestem brutalny i ile zabijam rodzin. Tutaj liczy się tylko kasa. No i może wykorzystywanie nie tylko seksualne bo to mało powiedziane. Targi i inne gówna. Nie chce by się dowiedziała i coś sobie zrobiła. Z drugiej strony mam na niej wywalone. U niej liczy się nasz związek zaufanie, prawdziwa miłość, ja mam wywalone na to wszystko. U mnie liczy się pieprzenie

- Szampan? - podszedł kelner z tacką przezroczystych kieliszków a ja doskoczyłem w miejscu na co inni lekko się zaśmiali

- Jak idą te wszystkie sprawy, no wiesz dajesz radę ogarnąć to wszystko? Konferencje i inne? - zapytał mnie Williams przykładając do ust kieliszek z musującym napojem. Chwile się zastanawiałem a on czekał na moją odpowiedz. Williams raczej wie o moich wszystkich „tajemnicach" Tylko jemu mogę zaufać

- Myślę że jest w porządku, jest natłok duży ale daję radę. Konferencja i organizacja jest dla mnie prosta. Najgorsze jest ciągniecie tego dalej. Po prostu taka rada, bycie szefem mafii jest kurewsko ciężkie - skinął głową uświadamiając że mam rację

- Więc mówisz że idzie ci jak z płatka? - zawidniał uśmiech na twarzy Colin'a a ja westchnąłem. Ten szmaciarz mnie kiedyś wprowadzi do grobu. Uprzedzam że jednak na odwrót

- Za chwilę konferencja, wejdźmy do środka - wskazał dłonią drzwi wejściowe, Williams aby zakończyć niezręczną ciszę

- Nie spierdol tej konferencji, Macolm - dogryzł Colin i musiał na końcu zdania dodać moje imię. Udawałem że wcale mnie to nie rusza, i tak jakbym tego nie słyszał

Gdy byliśmy w środku odrazu nastało wypełnienie ogromnej sali dźwiękami wypowiadanymi przez ilość osób i ich rozmów. Ludzi nie można było policzyć. Nie było ich dużo. Było ich sporo, bardzo sporo. Mężczyźni jak i kobiety. Przeważał tu kolor czarny, w oczy rzucała się również duża scena na której przekazywaliśmy informacje dostarczane z ostatnich chwil lub innych współprac. Ogólnie zwycięstwa i porażki. Widząc mnie ludzie przepuszczali robiąc tunel a ja tylko skinąłem głową w ramach kultury, podziękowania. Dotarliśmy do pokoju gdzie „upiększają" naszą twarz, ale to wychodzi już za moje granice. Wkurwia mnie to, ale mus to mus. Następny krok - doradca. Pomaga on w sumie w łagodzeniu problemach między żołnierzami mafii, którzy uważali, że są źle traktowani przez szefa, czyli mnie. Takie gówno. Nie potrzebny mi, ale jak powiedziałem - mus to mus. Spojrzałem ostatni raz na zegarek na którym wybijała duża wskazówka za pięć dziewiąta. Zaczęli mnie jeszcze poprawiać i takie duperele. Westchnąłem, nie w takim sensie że stres, co to nie to

- Macolm, witaj! Tyle lat! - odwróciłem się a przede mną stał nikt inny jak Adrew. Nie byłem zdziwiony, wiedziałem że ma się pojawić. Lubię go. Pozytywny gość

- Andrew, witaj - uścisnąłem jego dłoń z uśmiechem - Naprawdę tyle lat, cieszę się że cię widzę, konferencje bez ciebie były ciężkie - zaśmiałem się na co on się uśmiechnął. Miły gest. Czasem mój charakter jako szef mafii, jest powalony

Better TogetherWhere stories live. Discover now