Irytując się na ludzi, którzy włazili mi pod nogi i krzyczeli na mnie, doszłam do strefy parkingowej oznaczonej literą B. Dopiero później zaczęły się schody, gdyż nie miałam zielonego pojęcia, gdzie miejsce 23 mogło być. Jak ostatnia kretynka łaziłam między samochodami, starając się odnaleźć cholerną tabliczkę z tymi głupimi cyferkami. A gdy byłam pełna złości, że mi się nie udało i miałam wybierać numer kuzynki, zauważyłam pewną blondynkę, która szeroko się uśmiechała i entuzjastycznie do mnie machała.

Ruszyłam w jej stronę, a gdy zatrzymałam się tuż przed nią, pociągnęła mnie w swoje ramiona, ściskając chyba za wszystkie czasy. Zaśmiałam się cicho, wprost do jego ucha, gdy ona wyszeptała:

- Stęskniłam się.

Odsunęłam się od niej na długość jej ramion i posłałam najszczerszy uśmiech, na jaki było mnie stać. Zważając na okoliczności i to, że chwile przed wylotem pokłóciłam się z rodzicami, trzymam się całkiem nieźle. Tak przynajmniej sądze.

Spojrzałam na Addison, obserwując całą jej sylwetkę. Była chuda, chyba nawet bardziej niż, gdy ją widziałam ostatni raz na święcie dziękczynienia. Jej króciutkie, blond włosy, które zawsze sięgały jej do ramiona pozostawiła rozpuszczone, a na prostym nosie nałożone miała okulary, które zakrywały jej cudowne, brązowe oczy.

Westchnęłam, widząc to, jak bardzo opalona była. Tego jej zazdrościłam. W Miami słońce świeci zawsze i mocno, przez co nie ważne gdzie się pójdzie można mieć pewność, że się opali. Ja i moja karnacja płaczemy.

Biały top ślicznie podkreślał jej opaleniznę, a dżinsowe spodenki ukazywały jej długie, zgrabne nogi. Addison nie była wysoka, miała około metr sześćdziesiąt trzech, ale w porównaniu do moich stu siedemdziesięciu pięciu centymetrów to była zdecydowanie krasnalem.

Spojrzałam na swoje szare dresy oraz za duży czarny t-shirt, w którym powoli robiło mi się gorąco. Już nawet nic nie mówię o grubej bluzie, która luźno wisiała na rączce od walizki. Kolejna rzecz, której nienawidzę w Minnesocie, chociaż pogoda na długie spodnie i bluzy jest jedną z moich ulubionych. Oczywiście, od razu po tej słonecznej.

- Możemy jechać?

Przeniosłam swój wzrok na chłopaka, który akurat wysiadał z auta, dopiero teraz przypominając sobie, że Addison w wiadomości napisała, że na mnie czekają. Nie byłam pewna kim był, ale śmiało mogłam stwierdzić, że był naprawdę przystojny. Miał na sobie t-shirt oraz czarne szorty, które sięgały mu nieco ponad kolano. Był wysoki i równie mocno opalony co moja kuzynka. Jemu też zazdroszczę.

- Tak, jasne - kiwnęła głową, po czym pokazała dłonią na mnie. - To już tak oficjalnie mogę was sobie przedstawić. True, to David Graham, mój chłopak - pokazała dłonią na blondyna. - David, to True, moja ulubiona kuzynka.

- Masz tylko jedną kuzynkę - rzuciłam ze śmiechem, zanim na przywitanie przytuliłam się z David'em.

- Dlatego jesteś moją ulubioną.

Wystawiłam w jej stronę środkowego palca, a ta zaśmiała się szczerze oraz bardzo głośno, po czym przełożyła ramię na moje barki i westchnęła rozmarzona. W tym czasie David pakował do auta moją walizkę. Swoją drogą, bardzo ładnego czarnego jeep'a.

- Musisz mi o nim więcej opowiedzieć - szepnęłam jej do ucha, zanim wsiadłam do samochodu.

David sprawnie wyjechał z parkingu, a następnie włączył się do ruchu. Mijaliśmy dużo wieżowców, by później jechać wzdłuż wybrzeża. Szczerze kochałam Miami i gdybym miała taką możliwość zapewne tutaj poszłabym na studia. Nie wyobrażałam sobie innego miejsca na ziemi, w którym w przyszłości mogłabym zamieszkać i zakładać rodzinę. Floryda płynie w moich żyłach i pozostanie w nich do usranej śmierci.

Zanim skończy się lato [WSTRZYMANE]Where stories live. Discover now