8. Wieczorna zmiana

Start from the beginning
                                    

- Jak coś da, to się z tobą podzielę.- zaproponował Jung, rozumiejąc jego zdenerwowanie. Zresztą, dziś Jongho był już od pięciu godzin na nogach i z pewnością jedyne o czym marzył, to wrócić do domu oraz położyć się do wygodnego łóżka. Na barze nikt nie dawał napiwków, co dodatkowo go wytrącało z równowagi.- Uśmiechnij się trochę. Zostały ci tylko trzy godziny. 

- Trzy godziny nalewania alkoholu i czyszczenia obrzydliwych kubków. Wiesz co zrobił tamten koleś?- wskazał nosem na starszego bruneta siedzącego pod ścianą z jakimś prostym drinkiem.- Napluł do kieliszka i wrzucił peta. 

- Jak następnym razem coś zamówi, to też mu napluj.- polecił chłopak lekko rozbawiony. 

Nie mieli więcej czasu na plotki, ponieważ sala się zapełniała, a Wooyoungowi nikt nie płacił za obijanie się. Wziął tacę, wyprostował się jak struna, po czym zgrabnym krokiem powędrował zanieść zamówione napoje. Niektórzy byli naprawdę mili, szczerze się do niego uśmiechając, lecz niestety zawsze zdarzali się całkowicie pozbawieni kultury aroganci, którzy myśleli, że należy im się wszystko, łącznie z przywilejem dotykania go, kiedy nie chciał lub komentowania każdego wykonanego przez niego ruchu. Inni byli po prostu wyjątkowo niemili. Uważali, że wszystko robi źle, że to on odpowiada za smak podanego jedzenia czy picia, choć on nawet nie znał się na tego typu trunkach. 

Walki, które odbywały się w ogromnej klatce, znajdującej się na samym środku lokalu ściągały zawsze sporą widownię. Często byli to znajomi zawodników lub osoby uzależnione od hazardu, ponieważ mogli tu obstawiać wyniki kolejnych pojedynków. Te odbywały się w różnych formach. Początkowo oczekiwano po zawodnikach, ażeby było to jakkolwiek związane ze sportem, więc toczono tu starcia w ramach boksu, zapasów, czy innych sztuk walki, lecz z czasem, gdy biznes zaczął się rozkręcać, przychodzili ludzie, którzy po prostu chcieli się pobić i łamali wszelkie zasady. Wielokrotnie polała się krew, wzywano pogotowie, odbywały się wręcz patologiczne awantury, gdzie potrzebna była ochrona i policja, aby uspokoić rozeźlone zbiorowisko. Dlatego każdy biorący udział w walkach musiał podpisać umowę stwierdzającą, że klub nie odpowiada za wszelkie obrażenia poniesione przez obie strony, a zniszczenie własności należących do lokalu zostaje pokryte przez autorów tych szkód. Na taki regulamin zgadzał się też każdy inny obserwator walk, co uwzględnione zostało na regulaminie wiszącym tuż przy wejściu. Zatrudniono również sędziego i więcej ochroniarzy, lecz wciąż nie dało się tego miejsca nazwać bezpiecznym. 

Wśród zawodników, pojawiali się starzy bywalcy. Urządzali między sobą turnieje, składające się z wielu etapów, w wyniku których zwycięzca zgarniał główną nagrodę. Do takich osób zaliczał się Choi San, który znany był tutaj głównie z grubego portfela. Zjawiał się zwykle w weekendy, lecz gdy harmonogram turnieju, tak jak tym razem, wymagał przyjścia w dzień powszedni, nie miał wyboru. Każdy wiedział, że jest tzw. "grubą rybą" i pracuje w korporacji. Miał dwadzieścia-kilka lat, był przystojny, wysportowany i dużo zarabiał, więc należał do najlepszych nabytków klubu. Jego walki miały już swoich fanów, również wśród żeńskiej widowni, co nie mogło dziwić. Mężczyzna przychodził zawsze w garniturze, więc obraz jego w klatce, z obwiązanymi bandażami rękoma, krwią na twarzy i potem lejącym się po skórze, był zawsze satysfakcjonującym kontrastem. Woo nie natknął się jeszcze na niego, a jedynie słyszał plotki z ust Jongho, ponieważ dziwnym trafem, albo się mijali, albo Wooyoung był tak zarobiony, że nie spostrzegał jego obecności. Przynajmniej nigdy nie dostał od niego tak obfitych napiwków, o jakich chodziły już legendy. 

Tym razem nie dało się go przeoczyć, ponieważ wszyscy mówili o nim lub jego przeciwniku, którym był jakiś rudowłosy, trzydziesto-dwuletni  Amerykanin o śniadej cerze. Jego Jung spotykał znacznie częściej i nie znosił tego człowieka, gdyż miał wyjątkowo długi, niewyparzony język. Jeśli na sali padały danego dnia jakieś wulgarne, pełne podtekstów wypowiedzi, to prawdopodobnie wydobywały się z jego zapijaczonych ust. Tak więc, Woo miał szczerą nadzieję, że ten San wyładuje na nim całą swoją agresję. 

White Dandelion| SeongjoongWhere stories live. Discover now