Rozdział 17 - Teszub

Start from the beginning
                                    

- Cisza - burknęłam.

David był osobą, która sprawiała, że potrafiłam się zirytować w mgnieniu oka. Wybuchałam niczym granat.

- Podobały ci się wyścigi? - zapytał, nawiązując do naszego ostatniego spotkania.

- Byłyby ciekawsze, gdybyś skręcił sobie kark - odpowiedziałam, odwracając się w końcu w jego stronę. Nie wiedziałam, skąd bierze się we mnie tyle jadu, gdy chodziło o jego osobę.

Wyglądał tak jak zawsze. To samo aroganckie spojrzenie, pewna siebie postura ciała i usta wygięte w cwaniacki uśmiech. Włosy jak zawsze były w nieładzie i część kosmyków opadała mu na czoło. Jego oczy natomiast wyrażały zmęczenie.

- Następnym razem się o to postaram - powiedział, puszczając mi jednocześnie oczko.

- Nie pragnę twojego towarzystwa w drodze do domu, więc wsiądź do swojego pojazdu i odczep się.

- Ostatnio preferuje spacery, gdyż Adrien wozi się moim samochodem, a w deszczu nie wolno jeździć motorem - powiedział, przybliżając się do mnie. - Kwestia bezpieczeństwa - dodał.

Jego słowa zostały wypowiedziany w złą godzinę. Oby dwoje wznieśliśmy głowy ku niebu, z którego nagle zaczął padać gwałtowny deszcz.

Przeklinam Cię Matko Naturo - powiedziałam w myślach.

- Czyli teraz będziemy się całować, tak jak w filmach - stwierdził.

Przysięgam, że gdybym miała pod ręką kij, bądź jakiekolwiek inne narzędzie, nawet łyżkę, zabiłabym go.

Nie chciałam zmoknąć, dlatego też nie widziałam sensu, aby wdawać się z nim w dyskusję, dlatego przyspieszyłam kroku. Została mi już tylko jedna ulica, aby dotrzeć do domu. Mimo wszystko zastanawiała mnie jedna rzecz.

- Tak właściwie skąd wiedziałeś, gdzie będę i czego chcesz? - zapytałam.

Przecież nasze spotkanie nie mogło być przypadkowe.

- Cóż... odpowiedź na pierwsze pytanie zachowam dla siebie, a co do drugiego to chciałem się zapytać czy... - przerwał swoją wypowiedź, zatrzymując się i odwracając mnie w swoją stronę. - Wyjdziemy gdzieś razem? - zapytał.

Wszystkiego mogłam się spodziewać, ale na pewno nie takiego pytania. Jednak nie byłam na tyle głupia, by uwierzyć, że właśnie to go do mnie sprowadzało. Chodziło o coś innego. Mimo wszystko nie miałam zamiaru dopytywać, bo już wystarczająco przemokłam, a w butach miałam pełno wody.

- Nie - odpowiedziałam krótko i ruszyłam przed siebie.

Chłopak chwilę stał w miejscu, po czym usłyszałam za sobą westchnięcie i szybkie kroki chłopaka. Po paru sekundach znów znalazł się obok mnie.

- Natalie. Może nie wyglądam, ale mam dobre serce - powiedział.

Przysięgam, że słyszałam w jego głosie kpinę. On sam nie wierzył w to, co mówił. Na szczęście od spokoju dzieliły mnie już tylko dwa domy.

- Nie potrzebuję transplantacji - odparłam. - Życzę miłego powrotu do domu - dodałam po chwili, gdy znaleźliśmy się obok mojego mieszkania.

Sprawnie otworzyłam furtkę, po czym w drodze do drzwi zaczęłam szukać kluczy. Chwilę później już byłam w domu. Nie odwróciłam się w stronę chłopaka, ani razu. Mimo to, kiedy weszłam do domu i zdjęłam buty, skierowałam się wprost do okna w kuchni. Rozejrzałam się po ulicy, jednak już go nie widziałam.

- Wróciłaś w końcu - odezwała się Alice.

Szybko odwróciłam się od okna i spojrzałam na nią. Była już w pidżamie. Zapewne szykowała się do snu.

- Przestraszyłaś mnie - powiedziałam, zdejmując z siebie przemoczoną bluzę.

- Nie przyjechałaś taksówką? Jesteś cała mokra. Zrobię Ci ciepłej herbaty, a przed snem weźmiesz leki, żebyś się nie przeziębiła.

- Nie trzeba ciociu. Taksówki były zajęte. Myślałam, że zdarzę przed burzą. Pójdę się umyć i wejdę pod kołdrę. Nic mi nie będzie - powiedziałam, po czym pocałowałam ją w policzek i udałam się na górę. - Dobranoc - dodałam.

- Spokojnej nocy - odpowiedziała.

Chwilę później byłam już w pokoju. Od razu przeszłam do łazienki, aby zdjąć z siebie mokre ubrania i wejść do wanny. Kiedy wyjmowałam telefon z kieszeni, zobaczyłam, że mam nieodczytaną wiadomość od dżentelmena, który odprowadził mnie do domu.

David: Dobranoc, Natalie.

***

Dopijałam właśnie swoją kawę, gdy do pokoju wszedł wściekły Adrien.

- Coś się stało? - zapytałam, gdy usiadł na krzesełku przede mną.

Musiałam przyznać, że widok zdenerwowanego chłopaka był dla mnie czymś nowym. Jednak nie można było zaprzeczyć, że wyglądał teraz jeszcze przystojniej niż zazwyczaj.

- Wziąłem wczoraj wolne, aby załatwić pewne sprawy. Wracałem już do domu, gdy zaczęło lać - powiedział.

Owszem padało, jednak wciąż nie rozumiałam wzburzenia Adriena. Mimo wszystko wolałam nie dopytywać. Czekałam, aż sam zdecyduje się mówić dalej.

- Ten debil zabrał rano samochód, po czym i tak wrócił do domu cały mokry - dodał po chwili milczenia.

- David? - dopytałam z niedowierzaniem.

- Nie, mój pies - burknął, wyraźnie podirytowany moim pytaniem.

To są chyba jakieś żarty - powiedziałam w myślach, wciąż wpatrując się w oczy Adriena.

A storm, you don't expect Where stories live. Discover now