Nott stał się dziwny. Mam na myśli, dziwniejszy niż zwykle.
Właściwie to ja miałam do niego problemy od zawsze, a on niezbyt mnie znał. Nigdy nie byliśmy wrogami. Po prostu miałam o nim wyrobioną opinię. A jednak on od paru dni zachowywał się, jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi, którzy znają się od zawsze. Opowiadał mi głupie żarty, siadał obok mnie przy każdej możliwej okazji i robił inne dziwne rzeczy, które robią przyjaciele.
W tym wszystkim była też Cellia, która z każdym dniem, każdą randką i bukietem kwiatów kochała Notta bardziej.
~
- Theo, skarbie, może pójdziemy w sobotę do Hogsmeade? - zaproponowała pewnego dnia Cellia, będąc w jego dormitorium.- Jasne. - odpowiedział jej wtedy. - Zapytaj Misti, czy z nami pójdzie.
I tak było za każdym razem.
Cellia była zakochana w Nottcie. Głupio i naiwnie, ale nie ślepo. Theodore nie chciał spędzać z nią czasu sam na sam. Tak jak to robili kiedyś. Na początku myślała, że to jej wina. Sądziła, że musi schudnąć i lepiej wyglądać. Więc kupiła nieco droższe kosmetyki i wstawała piętnaście minut wcześniej niż zazwyczaj. Jadła połowę tego, co niegdyś na obiad, a ze śniadań zupełnie zrezygnowała.
A jednak Theo wciąż pytał o Mistii.
- A ty co myślisz, Mistii? - zwrócił się do niej, gdy nie wiedzieli, co powinni zjeść w kawiarni.
- Lubię ciasto marchewkowe. - odpowiedziała.
Więc Nott wziął ciasto marchewkowe.
A Cellia miała oczy coraz szerzej otwarte.
~°~
- Dobierzcie się w czwórki. - zarządził Snape na lekcji eliksirów i zaczął zapisywać przepis na nową miksturę.- To co, Cellia, do kogo się... - gdy odwróciłam się w jej stronę, ta już zasiadała przy Nottcie, Malfoy'u i Zabinim.
Ścisnęłam mocniej pióro i rozejrzałam się po sali, szukając nowej grupy.
Ta szmata mnie wystawiła.
- Profesorze, możemy pracować w piątkę? - Nott uniósł dłoń i mrugnął do mnie.
- Czy Pan Nott nie rozumie moich poleceń? - Snape nie przestał zapisywać przepisu. - Jest różnica między czwórką
a piątką.- Profesorze, proszę. Ten jeden raz.
Nietoperz nie odpowiedział, więc Theodore zawołał mnie ruchem dłoni.
Zauważyłam, że Cellia wywróciła oczami. Co to miało kurwa być?
- Nie ma za co. - Theo przysunął mi dodatkowe krzesło. - Ale wiesz, gdyby nie ja musiałabyś pracować z Longbotommem i innymi lamusami. - wskazał głową na gryfonów, którzy nawet nie potrafili pokroić smoczych owoców.
- Dzięki, wybawicielu.
Wzięliśmy się za wykonanie prostego eliksiru. Cellia nie odezwała się do mnie ani razu. Nie wyglądałyśmy, jak najlepsze przyjaciółki, które znają się od dziecka. Patrzyła na mnie z jakąś dziwną wyższością, gdy opierała się o ramię Notta. Jakby mnie to cokolwiek obchodziło.
Jedynie ja i Malfoy wiedzieliśmy, co robimy. Theodore nie był głupi, był całkiem dobry z eliksirów, ale chyba był bardziej zajęty rozweselaniem swojej nadętej dziewczyny. Malfoy zajmował się eliksirem perfekcyjnie. Jego ruchy były precyzyjne i robił wszystko bez zawahania. Byłam pod niemałym wrażeniem.
- Jak dobrze, że mam takich geniuszy w grupie. - Zabini założył ręce za głowę. - Darmowa ocena.
Pokręciłam tylko głową i starałam się skupić na swojej robocie.