Rozdział 1

1 0 0
                                    

Chociaż zmrok zapadał szybko, ciągle wierzyłam, że zdążę.

Przedzierając się przez wysokie zwały śniegu, skupiałam się na rytmie moich kroków. Przed każdym podniesieniem stopy odczuwałam pierwiastek zwątpienia – to wycieńczenie, pierwotnie znikome, powoli nie dawało o sobie zapomnieć. Jednak ja dalej szłam skoncentrowana, odczuwając w sobie coraz to nowe pokłady energii zrodzone z desperacji. Tak jak mróz skuwał moją skórę, strach przeszywał serce niby wąskie sople wbijane coraz głębiej w dudniący mięsień. Zrobi się ciemno. Nie zdążę.

Ledwo widziałam wątłe światła mojej wsi

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Ledwo widziałam wątłe światła mojej wsi. Nie było drogi przede mną ani za mną, dlatego nie mogłam nawet liczyć na powrót po własnych śladach. Tylko ruch do przodu, jeden krok, potem następny. Jeden, dwa, trzy, cztery.

Próbowałam odgonić od siebie wizje wilków i nieznajomych spotkanych w taką noc. Nie mogłam biec, nie miałam jak się bronić. Nikt nie usłyszałby mojego krzyku pośród podmuchów wiatru. Może nie znaleziono by mnie dopóki śnieg nie stopniałby na wiosnę. Byłam bezsilna, sama pośród zamieci.

Nawet moje gorączkowe modlitwy ulatywały uwagi tych, którzy mogliby je wysłuchać. Ta świadomość przeniknęła każdy pierwiastek mojego skostniałego ciała, kiedy zrozumiałam, że moje największe pragnienie właśnie straciło znaczenie. Ucisk w klatce piersiowej na ułamek sekundy zmiażdżył mi płuca i oddech zamarł mi na ustach. Na drodze stała postać.

Nie mogłam się zatrzymać, to i tak nic by już nie dało. Padający śnieg długo chronił nieznajomego przed moim wzrokiem, co sprawiło, że wyrósł przede mną jak z podziemi. Musiał już mnie zauważyć. Teraz czekałam na jego reakcję, na podniesienie ręki, okrzyk, bieg w moją stronę.

Ale nic takiego nie nastąpiło. Wysilając oczy w ciemności zdążyłam dostrzec, że osoba zwrócona jest do mnie tyłem i że nie stoi, a porusza się z wysiłkiem. Jeden szczegół sprawił, że nieśmiale wezbrała we mnie nadzieja – na głowie osoby powiewała chusta szarpana wichurą. Postać okazała się kobietą.

Do tego wydawała się drobna i równie zmarznięta jak ja. Poruszała się niepewnym krokiem w kierunku, w którym też zmierzałam. Nie chcąc wyciągać pochopnych wniosków, postanowiłam zachować ostrożność, jednak fala ulgi rozlała po moim ciele resztkę utrzymanego ciepła. Nie stanowi zagrożenia. A przynajmniej taką miałam nadzieję.

Kiedy znalazłam się metr od niej, struchlała wędrowczyni obróciła się nagle i utkwiła we mnie spojrzenie ciemnych oczu. Niespodziewanie odczułam jej strach, niepewność i trud, jednak nie zaskoczenie. Obserwowała moje ruchy, wymuszane w podobnym tempie do jej własnych. Krok za krokiem podążałyśmy obok siebie prze pewien czas, zanim jej oczy powróciły do mojej twarzy i delikatnym zmarszczeniem powiek dały mi znak akceptacji dla wspólnej podróży.

Próbowałam przekrzyczeć wiatr, spytać ją skąd przyszła i gdzie próbuje dotrzeć. Jednak żadne z pytań nie uzyskało odpowiedzi – kobieta wskazała po prostu przed siebie i sama nie nawiązała dalszej rozmowy. I tak przedzierałyśmy się przez noc w cichym dążeniu do wspólnego celu. Raz, dwa, trzy, cztery.

Po nieskończoności sekund liczonej ciągle od nowa, udało się nam. Pierwszy dom wsi wyłonił się ze ściany śniegu, a cieniutkie światło świecy rzuciło promień na mój płaszcz. Z uśmiechem niewypowiedzianej ulgi odwróciłam się do mojej towarzyszki, ściągając z twarzy szal, jednak pierwsze słowa powitania nie wybrzmiały. Zamiast mnie naśladować, kobieta stanęła nieruchomo ze wzrokiem wbitym w moje sztywne, oblepione mrozem ubranie. Zauważyłam dopiero wtedy, że kartki książki, którą niosłam w kieszeni, rozchyliły się i kompletnie przemokły od śniegu. Napełniona kojącym poczuciem bezpieczeństwa, prawie zaśmiałam się na widok przemarzniętych stron. Dobrze, że już ją skończyłam.

Podniosłam oczy na kobietę, a ona jakby otrząsnęła sięz zamyślenia i zrozumiała, że czekam na jakiś gest. Jej nisko podniesiona dłońzasugerowała pożegnanie. Głucha na moje zaproszenie do wnętrza domu i jakbynagle poruszona, odwróciła się i podążyła w przeciwnym kierunku. Po kilkusekundach zamieć pochłonęła ją z powrotem, z radosnym podmuchem przyjmująckolejną ofiarę.

ZamiećWhere stories live. Discover now