Koncertowa niespodzianka - Rozdział 8

10 3 6
                                    


Teatr faktycznie był opustoszały. Oprócz Bartka i Patryka nie było w nim nikogo. I nie było niczego, oprócz wszędobylskiej ciemności. Ciemność, echo i pustka, w którą powoli zmierzali przyjaciele.

- Patryk, boisz się?

- Nie... Chyba Ty... - wyszeptał skunks.

- Przecież czuję, że się boisz. Chyba, że ktoś w teatrze prowadzi fabrykę zepsutego sera.

- No dobra, trochę się boję.

Krokodyl nie chciał się przyznać, ale bał się nawet bardziej niż skunks. Jednak szybko powtórzył rymowankę mamy. Nie musiał nawet zamykać oczu, bo było tak ciemno.

- Bartek, Bartek, trudy są warte.
Bartek, Bartek, idź w zaparte!

Po krótkiej chwili krokodyl jednak stwierdził, że nie ma czego się bać. Nie widział tu żadnego upiora. Nie było też słychać niczego, oprócz drżących zębów Patryka. Już krokodyl chciał się zawrócić i ogłosić fałszywy alarm, gdy nagle rozległo się echo:

- Uuuuuu!!!! Aaaaa!!!! UUUUUU!!!!!

- Hmmm... brzmi jak upiór. Albo ktoś uderzył się w małą raciczkę. – pomyślał szewc. - Przepraszam, czy pan jest tu upiorem?  Bo jeśli tak, to czy mógłby pan straszyć w innych godzinach? Mam akurat pilne zlecenie na buty, więc może się jakoś dogadamy? - zapytał grzecznie.

- Nieeee!!!!!

- A to się trafił uparty upiór! – pomyślał Bartek nie dając za wygraną i wpiął się na wyżyny negocjacji:

- Pójdziesz Ty stąd?!

- Nieeee.... Nieeeee!!!!!

- Niedobrze. To naprawdę uporczywy uparty upiór. Takie są najgorsze do współpracy. - stwierdził krokodyl i szykował się do rzutu skunksem.

- Nieeee.... Nieeee!!!!! NIEEEE!!!! - upiór wył coraz głośniej. - NIEEEEE.... NIEEEE.... NIE-SPO-DZIAN-KA!!!!!

Nagle ciemność rozświetliły kolorowe reflektory, w powietrze wystrzeliły konfetti, upiór okazał się sową, a wszędobylska ciemność zamieniła się teraz we wszystkich mieszkańców dżungli. Bartek nie mógł uwierzyć własnym oczom!

- Czy my jesteśmy na pustyni? Mam fatamorganę? - wydukał krokodyl.

- Nie! - zaprzeczył skunks – Dziś masz urodziny! A to jest Twoja urodzinowa niespodzianka!

Zanim Bartek zdążył wydusić z siebie jakieś słowo, to wszyscy po kolei zaczęli go przytulać. Każde zwierzątko, te duże i te małe, zaczęło się uwieszać na krokodylu, całować go po pyszczku i dziękować za całą dobroć jaką Bartek okazał wszystkim mieszkańcom. Za te wszystkie śliczne buty, za pomoc każdego dnia i nocy, za bycie najserdeczniejszym i najprzyjaźniejszym krokodylem w całej dżungli.

Szewc nie wiedział co powiedzieć. Tylko stał i się uśmiechał, starając się powstrzymać drganie pyska. Sam już nie wiedział czy to od nadciągającego wzruszenia, czy bardziej od wagi wszystkich mieszkańców uwieszonych na jego plecach. Chyba jedno i drugie. Kiedy w końcu złapał dech, zapytał:

- Ale pani Isabello! A co z koncertem?

- Hihi! - zaśmiała się słonica. - Nie ma żadnego koncertu. To było nasze przedstawienie! - wskazała dumnie na wszystkich urodzinowych gości.

- Nie ma koncertu? To wy wszyscy... To było ukartowane? Ale... ale jak? - Bartek wprost nie mógł uwierzyć w to co słyszał.

- Naprawdę jesteśmy z teatru! Dlatego tak dobrze graliśmy!

- No... a Patryk? - zastanawiał się krokodyl.

- Ja proszę drogiego kolegi, mam naturalny talent. - odparł skunks i ponownie napuszył ogon.

- To nie koniec niespodzianek! - kontynuowała słonica - Pamiętasz drzwi Twojego zakładu?

- Byłe drzwi.

- Dokładnie słońce! Właśnie w tym momencie moja grupa baletowa poszerza Twój zakład o dodatkowe pomieszczenia. Prrr!!! - Isabella aż zatrąbiła z radości - Mieszkańcy powiedzieli mi, że ostatnio masz za dużo zleceń i nie masz gdzie pomieścić wszystkich butów. Od teraz będziesz miał zakład szewski z prawdziwego zdarzenia, a „Małe Krokoczki" stanął się „Wielkimi Krokami"!

Bartek z trudem powstrzymywał wzruszenie. Nie wierzył w to co się dzieje. Myślał, że to sen. I gdyby nie grube łuski, to poprosiłby kogoś, żeby go uszczypnąć.

- No i ostatnia niespodzianka. Ale z nią... będziesz musiał przywitać się sam. - odparła tajemniczo baletnica.

Krokodyl nic z tego nie zrozumiał. I nie wiedział dlaczego nagle wszyscy patrzą mu się za plecy.

- Cześć Barti!

Krokodyla przeszedł zimny dreszcz. To nie mogła być prawda. To niemożliwe. Czy to był...?

- Giluś!!! To naprawdę Ty!!!

Dawni przyjaciele rzucili się sobie w ramiona. Teraz krokodylowi nie przeszkadzało już przytulanie. Mocno uścisnął strusia. Może tak już zostać do końca świata!

- No już, już Barti. Wypuść mnie na chwilę. - wysapał Gilbert.

- Nie! Nigdy! - krzyk Bartka był ledwie słyszalny spod futerka jego przyjaciela.

- Tylko na chwilę, obiecuję. Przyniosłem coś dla Ciebie. - powiedział, wyciągając powoli spod skrzydełka mały pakunek.

- To... To dla mnie? - zapytał krokodyl i powoli odpakował prezent.

Zajrzał do środka i nie wierzył w to co zobaczył. To były one! Jego zielone, gumowe sandałki! Tylko jakieś... inne? Bardziej nowe?

- Musiałem je lekko odrestaurować. Wiesz, po tylu latach noszenia, zrobiłeś w nich trochę więcej dziur niż powinno być. A zielony, krokodyli kolor powoli przypominał krokodyla po błotnych zapasach.

- Dz-dziękuję... Ale... Ale... jak to zro... - z trudem wydusił krokodyl.

- Zrobiłem? Bardzo prosto! Przez całe wakacje podpatrywałem mistrza, a po przeprowadzce sam się tym zająłem. - uśmiechnął się struś i mówił dalej – Od razu złapałem bakcyla i zacząłem naprawiać buty. Teraz rozumiem co czułeś, kiedy siedziałeś całymi nocami nad moimi kowbojkami. Ja też czuję, że to moja przyszłość. Tylko...

- Tylko co? - zapytał Bartek.

- Tylko muszę się jeszcze wiele nauczyć. Najlepiej pod okiem najdoskonalszego szewca jakiego znam. Co powiesz na to... żebyśmy w „Wielkich Krokach" maszerowali razem?

Bartek nie wytrzymał. Znowu rzucił się przytulić strusia i nawet nie zauważył, kiedy z pudełka z butami wypadła mała karteczka. Teraz dostrzegł ją kątem oka i przeczytał treść:

- Pamiętaj, że nie opuszczę Cię nawet na krok. - Giluś

Krokodyl i łzy? Teraz Bartek ryczał na całego. A Patryk w końcu uwierzył.

Wojtek: To już koniec opowieści

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Wojtek: To już koniec opowieści. Ale wiecie co nigdy się nie skończy?

Bartek: Moc prawdziwej przyjaźni. I mój apetyt.

Szewc Bartek i kłopoty na każdym krokuWhere stories live. Discover now