Prolog: gabinet nr 312

Start from the beginning
                                    

Hongjoong był uczony, aby najpierw przeczytać coś, zanim się pod tym postawi podpis, co zresztą nawet miał wykładane na swoim kierunku, lecz widząc świdrujące, niebieskie oczy rekrutera, który najwyraźniej zmęczył się szukaniem kandydatów, zrezygnował z zapoznawaniem się z każdym zdaniem kilkustronicowego pliku. Dodatkowo należało przyznać, iż nie należał do zbyt asertywnych osób, więc nawet jeśli później w rezultacie miałby wozić kamienie taczką na budowie, pewnie i tak by się na to zgodził. Okazało się, że wymagania są zgoła inne, a jednym z nich było noszenie garnituru. A on nie miał ani garnituru, ani pieniędzy na jego zakup.

Tak więc zerwał się na równe nogi, mając zaledwie pół godziny do wyjścia oraz niecałe półtorej do rozpoczęcia swojego pierwszego dnia i pobiegł do toalety by z prędkością światła umyć siebie, swoje włosy oraz zęby, ubrać się w jedyną koszulę jaką miał w domu, dość ekstrawagancką skróconą marynarkę, która raczej nie była tym, czego po nim oczekiwali, a także białe sportowe trampki, gdyż swoje ostatnie pantofle wyrzucił na początku szkoły średniej.

Chwycił paczkę gum oraz batona wybiegając z domu i potykając się o niezawiązane sznurowadła. Omal nie spóźnił się na ostatni autobus, którym mógłby zdążyć na właściwą godzinę. A ta wcale nie była porą wyznaczoną przez szefa, bowiem Hong miał niepisaną zasadę, że musi wszędzie znaleźć się z bezpiecznym wyprzedzeniem. Nie wyobrażał sobie wpaść do gabinetu sekundę przed dziewiątą, bo w jego mózgu było to równoznaczne ze spóźnieniem. On zawsze był na czas, a właściwie przed czasem, tak przynajmniej kwadrans, dla spokoju ducha. Trzymał słuchawki naciągnięte na uszy, które wyciszały wszystko, co działo się dookoła, może dlatego nie usłyszał, jak kontroler krzyczy na niego, by podał mu bilet. Zorientował się dopiero, kiedy tamten poklepał go po ramieniu, choć wolałby udawać, że go nie zauważył. Oczywiście miał miesięczny, natomiast konfrontacja z ludźmi, którzy mogli uszczuplić jego portfel, była czymś niezbyt pożądanym.

Wysiadając znów zahaczył o sznurówki, więc wreszcie je zawiązał, klękając na środku chodnika. Zaraz potem popędził wzdłuż ulicy i niedługo później przed jego oczami zaczął malować się wysoki na czterdzieści, albo pięćdziesiąt pięter wieżowiec, cały oszklony, przypominający swym wyglądem krzywy wazon.

Wpadł do środka, ale od razu został zauważony przez ochroniarza, który nie czekał, by skupić na nim całą swoją uwagę. Zlustrował dwudziestolatka podejrzliwym wzrokiem i zmrużył powieki, co zapowiadało nieprzyjemną konfrontację. Zanim zdążył przemknąć przed rosłym mężczyzną o zgolonej na gładko głowie, tamten złapał go niedelikatnie za ramię.

- Może mogę w czymś pomóc?- uniósł jedną brew, a chłopakowi język ugrzązł w gardle. Zaprzeczyć, chcąc od razu podać całe wytłumaczenie, które z pewnością byłoby zbyt rozległe w stosunku do pytania. Nie zdążył, ponieważ u jego boku pojawił się kolejny nieznajomy, tym razem wysoki brunet o delikatnie haczykowatym nosie. Uśmiechnął się łagodnie do niższego, ale zaraz zgromił ochroniarza spojrzeniem.

- Nie strasz praktykantów. Jeśli nie ma karty i tak nie przejdzie przez bramkę.- westchnął i wskazał mu wejście dla pracowników, gdzie należało przyłożyć identyfikator do czytnika. Joong nie miał jeszcze swojego, ale tuż po podpisaniu umowy, otrzymał tymczasowy, bezimienny, który pozwalał przedostawać się do różnych pomieszczeń.

Jeszcze bardziej wystraszony takim początkiem dnia, skinął do ciemnowłosego w podziękowaniu, po czym pobiegł jak najszybciej, byle tylko już znaleźć się na dwudziestym piętrze. Naciskał guzik windy, jakby to miało przyspieszyć jej przyjazd. Przestał dopiero, kiedy wspomniany pracownik również stanął na nią oczekując. Był dość młody, miał na sobie za dużą o kilka rozmiarów, spraną oraz znoszoną katanę, a także okropne, długie pantofle, które miały chyba tylko prześmiewczo dodawać mu powagi. Kim nie wyobrażał sobie kogoś, kto nieironicznie mógłby włożyć coś podobnego na stopy. Czuł, że tamten ukradkiem na niego spogląda, ale Hong nie zamierzał rozpoczynać rozmowy. Przyszedł tu robić, co w jego obowiązkach przez najbliższe siedem godzin i ostatnim na co miał siłę, było zawieranie koleżeńskich znajomości z tymi ludźmi. Nie ażeby sądził o nich coś złego, po prostu zawsze oddzielał pewne sfery życia od siebie i tym samym nie dawał przestrzeni przyjaźniom w środowisku pracy, a na luźne konwersacje z przypadkowymi osobami wolał nie tracić energii. Jego minusem było osądzanie za pomocą wzroku i wyrabianie opinii po kilku faktach. Tym samym mężczyzna, który wsiadł z nim do windy, był z pewnością niepoprawnym ekstrawertykiem, lubiącym dostawać atencję, być może nawet egocentrycznym, lekko zbuntowanym i starającym się wszystko brać z dystansem. Zważywszy na model zegarka, telefonu oraz butów, musiał być piekielnie zamożny, a pierścionki na jego palcach z pewnością były warte dziesiątki tysięcy, lecz dolarów. Miał zbyt dokładnie zadbane włosy oraz błyszczącą cerę o równym odcieniu, bez najmniejszej niedoskonałości. Na ustach nosił pomadkę ochronną, a jego laptop wystający z torby miał na sobie jakieś przypadkowe naklejki, które dorzucano do kolorowanek dla dzieci, czy gum owocowych, których smak stawał się gorzki już po minucie. Pachniał dwiema woniami, jedna z nich była dość subtelna, elegancka i na pewien sposób kobieca, zaś druga to był zapach typowego męskiego szamponu. Miał przy sobie butelkę z filtrem o niebieskim korku, ale również najgorszy smak energetyka, jaki był w dostępny w sklepie, a mianowicie pina colady. W dodatku zaraz po zamknięciu drzwi, wyjął z kieszeni arbuzowy płyn do dezynfekcji w sprayu. Nie był kimś, kogo Hong mógłby polubić.

White Dandelion| SeongjoongWhere stories live. Discover now