Pół godziny później dopychałam ostatnie rzeczy wciąż nie zasuwając ogromnej walizki, by móc sprawdzić ją jeszcze raz. Nie chciałam zapomnieć czegoś co mógłby okazać się ważne, dlatego stwierdziłam, że zamknę ją godzinę przed wyjazdem, aby w razie czego móc coś do niej dorzucić.

-STARA!- Podskoczyłam przerażona z mordem w oczach kiedy Willow wparowała z krzykiem do mojego pokoju. Złapałam się za serce oddychając głęboko i powtarzając sobie w myślach:

Wcale nie chcesz jej zabić.

- Chcę cię zabić.- Odwróciłam się do niej patrząc jak niemal skacze wokół mojej walizki.- Nie musiałaś mnie tak straszyć.

-Oj tam narzekasz. Trochę adrenaliny ci nie zaszkodzi.- Przewróciłam oczami, mimo to się uśmiechając, bo nic i nikt nie mógłby zepsuć mi następnych dni.

- Moja adrenalina jest ponad skalą. Wizja spędzenia paru godzin w samolocie jest przerażająca, a na samą myśl zaczyna mnie boleć brzuch z nerwów.- Opadłam na łóżko zatapiając głowę w moich poduszkach, możliwe że po raz ostatni. Nie chciałam wariować na temat lotu, ale szczerze mówiąc panikowałam. Od zawsze bałam się wysokości i sam fakt, że mam być w maszynie, która unosi się nad ziemią kilkaset metrów przyprawiał mnie o mdłości.

- Spokojnie, będziemy tam z tobą. Każdy z nas ma miejsca bardzo niedaleko a na pewno ktoś z tobą będzie siedział. Nawet mogę być to ja, albo Jude.- Jęknęłam w poduszkę słysząc jak mój telefon wibruje kilka razy. Ociężale uniosłam głowę i włączyłam oślepiający mnie ekran.

Nieznany: Podoba Ci się bukiet sprzed kilku dni? Mam nadzieję, że nadal lubisz róże.

Zmarszczyłam brwi widząc wiadomość od nieznanego a w dodatku prywatnego numeru. Nie miałam pojęcia kto to był, ani skąd zna mój adres, ale teraz mogę być tego pewna, że to nie Noe.
Z bijącym sercem wystukałam odpowiedź spoglądając na Willow z lekkim zdenerwowaniem.

Ja: Kto pisze?

- Chyba mam prześladowcę.- Wskazałam na telefon pokazując wiadomości od tego numeru. Zmarszczyła brwi nie rozumiejąc o co chodzi i spojrzała na mnie spod doczepionych rzęs.- Parę dni temu dostarczony został bukiet czerwonych róż. Nie było mnie w domu, dlatego moja mama go przyjęła a jak szukałam karteczki czy czegokolwiek co mogłoby wskazywać od kogo on jest, to jej tam nie było. Nie mam pojęcia, kto teraz do mnie wypisuje, ale najwyraźniej jest to nadawca i musi bardzo dobrze mnie znać skoro ma mój numer.

- To jest pokurwione.- Szepnęła starając się logicznie zrozumieć tą sprawę.- Może ktoś robi sobie jaja? Zaskórzylaś komuś w ostatnim czasie?

Poprawiłam się na łóżku siadając wygodniej i myśląc nad moim potencjalnym wrogiem w ostatnich tygodniach, ale nic przyszło mi do głowy nic oprócz...

- Niedawno odegrałam scenę zazdrości o Westa, bo jakaś laska się do niego kleiła przy mnie.- Wzruszyłam ramionami uważając, że nie jest to ta osoba.- Nic wielkiego, poza tym nie sądzę, że to ona bo kwiaty przyszły parę godzin później.

- SCENA ZAZDROŚCI?!- Krzyknęła przyprawiając mnie o ból bębenków.- Nie mówiłaś nic, że tak bardzo się wczułaś w tą grę z Westem.

- Nie wczułam się a jedynie dotrzymuje naszej umowy. On nie spotyka się z nikim, ani nie bajeruje w czasie kiedy udajemy parę.- Westchnęłam przeczesując w palcach moje włosy.- Tego dnia miałam słaby dzień a ona napatoczyła się na mojego terapeute. Musiałam coś zrobić, bo by mi żyłka pękła.

Only A Few KissesWhere stories live. Discover now