12. Mógłbyś być lepszy częściej.

Start from the beginning
                                    

To nie tak, że nagle odwróciłam się od całej ich trójki. Ale dość bolesne było spędzanie czasu z przyjaciółmi Astona, gdy nie miałam z nim kontaktu od takiego czasu. Ciągle coś mi o nim przypominało.

Teraz mieliśmy weekend, a ja cieszyłam się spokojem, jaki zapewniał mi brak obecności matki. Po aferze z Ray'em, gdy prosto w twarz wykrzyczałam jej, że nie jest moją matką, chyba trochę spanikowała i wyjechała do Francji. Skłamałabym mówiąc, że wcale mnie to nie cieszy. Nie interesowało mnie to, co tam robi, choć przyznam, że nigdy nie wyjeżdżała na tak długo. Po prostu miałam nadzieję, że już nigdy nie wróci, jakkolwiek okrutne z mojej strony by to nie było.

Ray też nie dawał znaku życia. Nie byłam głupia – wiedziałam, że to tylko cisza przed burzą. Ale szczerze? Miałam już dość życia w strachu przed tym, co zrobi ten chłopak. Jeśli nawet planował zrobić mi krzywdę, to niespecjalnie miałabym się jak bronić. Dopadła mnie wobec tego jakaś dziwna obojętność.

Rozłożyłam sobie podręczniki na łóżku i już byłam gotowa na wielogodzinną naukę – ostatnio tylko to pomagało mi zająć czymś wiecznie pędzące w kierunku Astona myśli – gdy nagle usłyszałam pukanie w szybę.

Serce momentalnie podskoczyło mi do gardła, a gdzieś pod skórą zrodziła się irracjonalna nadzieja, że... Że może to on. Że może w końcu mnie odwiedził, choć nie mam pojęcia, jak niby miałabym się zachować w jego obecności.

Wtedy jednak ujrzałam burzę ciemno-blond włosów i rozciągniętą w uśmiechu twarz Eliasa. Widziałam, że ledwo trzyma się na niezbyt stabilnej drabinie i miałam nawet ochotę trochę przez to z niego poszydzić, ale byłam zbyt zaskoczona jego wizytą, by to zrobić. Uchyliłam więc okno i stanęłam przed nim z ramionami skrzyżowanymi na piersiach.

– Mam w domu drzwi – powiedziałam, sunąc wzrokiem po jego sylwetce. Miał na sobie szare dresy, czarną koszulkę i grubą, acz rozpiętą, kurtkę w tym samym kolorze.

– Nie chciałem natknąć się na twoich staruszków – wytłumaczył pospiesznie, przeskakując przez ramę do sypialni. Rozejrzał się po niej uważnie, po czym ponownie się uśmiechnął, jakby naprawdę cieszył go mój widok.

Przez chwilę zastanawiałam się nad tym, by powiedzieć mu, że jestem w domu sama, ale naprawdę rozbawił mnie jego widok w oknie i nie chciałam zepsuć sobie okazji do ponownego przeżywania tej sytuacji w przyszłości. Fakt, że wszedł do mnie po drabinie, świadczył tylko o tym, że miał ważny powód, aby się ze mną spotkać.

Wówczas dostrzegłam, że w dłoni trzymał ogromną papierową torbę z logo restauracji, którego nie kojarzyłam. Zaraz doleciał do mnie również jakiś kuszący zapach, który pobudził mój zdesperowany żołądek do życia. Przełknęłam z trudem ślinę, posyłając chłopakowi ten mój wyuczony, zwodniczy uśmiech.

– Czym sobie zasłużyłam na taki zaszczyt? – zagaiłam, siadając z powrotem na materacu.

To było trochę dziwne, bo Elias nigdy wcześniej nie zawitał w mojej sypialni i zazwyczaj spotykaliśmy się w miejscach publicznych, ale z drugiej strony cieszyła mnie jego obecność. To tak, jakbym potrzebowała przyjaznej duszy, choć nawet o tym wcześniej nie myślałam.

– A muszę mieć jakiś konkretny powód? – Wciąż sunął wzrokiem po meblach i moich rzeczach osobistych, jakby właśnie urządzał sobie analizę mojej osoby. Aston zrobił to samo, gdy znalazł się tu pierwszy raz.

Cholerny Richmond. Wciąż wchodzi mi do głowy, choć tak bardzo przecież staram się o nim nie myśleć.

– Jeśli wpadłeś tu bez powodu, to uznam to za nieco dziwaczne.

Tears of DarknessWhere stories live. Discover now