*8

3K 212 7
                                    

LUKE'S POV

Trzy dni. Tyle minęło odkąd ostatni raz widziałem Rosaneth. Moja mała myszka jest gdzieś więziona przez tych bandytów. Chciałbym by to nigdy się nie wydarzyło. Przeze mnie niewinna dziewczyna jest przetrzymywana gdzieś wbrew własnej woli. To dzięki mnie cierpi. Kurwa. Gdyby nie ja pewnie siedziałaby teraz w swoim pokoju i płakała dlatego, że jej matka ją nienawidzi. Huh, nie każdy ma zajebiste życie. Rosie jest na to świetnym przykładem. Tak cholernie chciałbym zaoszczędzić jej tego cierpienia.

Miałem nadzieję, że Louis i Harry w końcu dojdą do tego, gdzie jesteśmy przetrzymywani. Zawsze mogłem na nich liczyć, więc czemu teraz mam w nich zwątpić? Muszę mieć pewność, że mojej przyjaciółce nic się nie stanie. Ale to banalnie brzmi. Przyjaciółka. Chciałbym, by była dla mnie kimś więcej. To przy niej czułem swoją "dobrą" stronę.

Wiem, że Matt na głos swoich "zabawek" reaguje od razu. Więc czemu by nie spróbować dowiedzieć się od niego co się stało z moją Rose?

-Matt! Gnoju! No kurwa!- krzyczałem bezskutecznie.- Skurwielu, no!- I jak na zawołanie w drzwiach stanął ten obrzydliwy człowiek. Huh, chyba reaguje na swoje prawdziwe imię. Osobiście, nie chciałbym by wołali na mnie takimi wyzwiskami.

-Oh, jakże miło, że mnie wołasz.- Uśmiechnął się cwaniacko- Czego twoja nędzna dusza pragnie?- zapytał zmierzwiając swoje czarne włosy.

-Gdzie ona jest?- nie zwracając uwagi na ten irytujący uśmieszek przeszedłem do konkretów.

-Kto, cukierku?

-Nie mów tak do mnie, kretynie. Nie udawaj, że nie wiesz o kogo chodzi. Tylko o jedną osobę mogę się martwić.- warknąłem.

-A no tak. Jak ta istotka miała na imię? Rosaneth, czyż nie prawda? Muszę przyznać, iż jest mało rozmowna. Matka ją kultury chyba nie nauczyła, czyż nie? Nawet nie odpowiada na moje pytania, bezczelna zdzira.-Teraz tylko mogłem odczuć jak krew buzuje w moich żyłach.

- Nie mów tak o niej!-krzyknąłem. Nie byłem pewien, czy powiedzieć mu o matce Ros, może wtedy obudziłoby się w nim współczucie. Jednak nie chciałem ryzykować. Kiedyś przecież była szczęśliwa. Dlaczego teraz nie może? Dlaczego kurwa?

Chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu huk strzału rozległ się po pomieszczeniu, a ciało Matta bezwładnie opadło na ziemie. Do pomieszczenia wparowali Louis, Harry i Calum z bronią w ręku.

-Calum, ty zostań tu i rozwiąż Luke'a, a my pójdziemy poszukać Rosaneth- zarządził Harry.

-Uważajcie na nią- powiedziałem głosem pełnym troski.- Wydaje mi się, że jest przetrzymywana w pokoju gościnnym.

-Jasne, idziemy- rozkazał Louis.

~*~

Już trzecią godzinę siedzimy na szpitalnym korytarzu przed salą, w której znajduje się Ros. Gdy ją zobaczyłem, serce przestawało bić. Siniaki na całym ciele, pocięte ręce. Ale najgorsza była rana na brzuchu. Na pierwszy rzut oka była bardzo głęboka. Cieszę się, że te skurwiele, którzy jej to zrobili już nigdy nie ujrzą światła dziennego. Teraz na werdykt o zdrowiu Rosaneth trzeba tylko czekać. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

-Witam, kim państwo są?- zapytał średniego wieku lekarz.

-To są przyjaciele- wskazałem na Harrego, Louisa i Caluma- a ja jestem jej chłopakiem.- huh, chciałbym- Czy można do niej wejść?

-Proszę, ale tylko na chwile- otworzył drzwi do sali Ros i wpuścił mnie do niej.

-Ros? Nic Ci nie jest?- zapytałem podchodząc do łóżka-Rosaneth, to ja. Luke.

-Luke?- Wypowiedziała moje imię słabym głosem.

-Shh.. Odpoczywaj, kochanie- powiedziałem głosem pełnym troski.

-Proszę.. Nie zostawiaj mnie.-Jej powieki lekko się uniosły, a ja mogłem zobaczyć oczy pełne strachu. Bała się.-Ja nie chce zostać sama. Proszę..

-Rosie, ja nigdzie się nie wybieram. Będę tu z tobą. Nie martw się- złapałem jej dłoń, po czym złożyłem delikatny pocałunek na zewnętrznej stronie.- Przepraszam, że przeze mnie musiałaś cierpieć, to nie powinno się nigdy wydarzyć.- Mój głos się załamał.

-Nie.. To nie twoja wina. Mogłam od początku ci powiedzieć, że o wszystkim wiem.-podniosła się na łokciach i dodała- wiem o twoich nielegalnych wyścigach, imprezach i interesach.

-Co? Jak to? Skąd?- Zapytałem zdenerwowany. Skąd ona mogła to wiedzieć?

-To nie ważne.. Chcę Ci tylko powiedzieć, że nie zważając na to kim byłeś, ja nadal będę cię koch... lubiła.- widziałem tę niepewność w jej oczach. Chciała powiedzieć, że mnie kocha? Pewnie nie przyzna się już do tego.

-Ja też Cię kocham Rosie. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Wiem, że czujesz to samo.- Chciałem odejść od łóżka i wyjść z sali, ale Rosie sprawnie wyszła z łóżka i chwyciła za nadgarstek. Odwróciłem się, a nasze usta się złączyły. Miałem stu procentową pewność co do uczuć Rosaneth. Może jednak jej życie nie jest aż takie złe? Gdyby nie ten cholerny Kik, nigdy bym jej nie poznał.

************************************************

No i to koniec historii. Jeszcze tylko podziękowania. Do końca nie jestem zadowolona, ponieważ opowiadanie miało mieć 19 rozdziałów + epilog, jednak wyszło na to, że mamy 8 rozdziałów.

Dziękuje wszystkim osobom, które to czytały i czytają. ♥

Kik | L.HWhere stories live. Discover now