Nie ochroniłem jej.

Nie ochroniłem jej, kurwa.

Stałem się chodzącą porażką.

Nie

ochroniłem

jej.

Więc jak miałbym niby cokolwiek znaczyć, skoro był to mój największy życiowy cel?

Nie wiem już sam, kogo nienawidziłem bardziej. Ray'a, pierdolonego Daniela, systemu, świata czy może, kurwa, siebie.

W ogóle nie potrafiłem stwierdzić jednoznacznie, co właściwie czuje. Jakbym stracił zdolność analizowania własnych emocji, choć przecież niegdyś byłem w tym mistrzem.

Ogarnęła mnie po prostu jakaś... pustka.

Jakaś bezkresna pustka, która wyryła mi głęboką dziurę w klatce piersiowej. Dziurę w kształcie Violet. Nikt inny nie byłby już w stanie jej zapełnić.

Byłem zwyczajnie bezradny.

Nie miałem już kontroli.

Nie pamiętam nawet przebiegu rozmowy z ojcem po tym, jak wpłacił za mnie kaucję i odebrał mnie z komisariatu. Nie pamiętam powrotu do rezydencji. W głowie słyszałem jedynie szum. Nie wiem nawet, czy spałem cokolwiek przez ostatnie kilka dni. Nie pamiętam, czy coś jadłem. Czy piłem. Czy odezwałem się choć słowem.

Wiem tylko, że okazałem się cholernym tchórzem, bo po wszystkim nie zdobyłem się nawet na odwagę, by odwiedzić Violet. Co miałbym jej niby powiedzieć? Przeprosić i przyznać, że zniszczyłem jej całe życie, chcąc odegrać się na Ray'u?

Bo może gdybym dał mu po prostu jebany spokój, to to nagranie nigdy nie ujrzałoby światła dziennego... Może... Ale tylko może.

Teraz wszystko było tylko może. Jednym wielkim znakiem zapytania i bezcelowym gdybaniem.

Nie wiem również, jak dostałem się do domu, który dzieliłem z chłopakami ani którą mieliśmy godzinę i dzień tygodnia. Przez mgłę widziałem jedynie własne dłonie, które spoczywające na powierzchni blatu drżały nieustannie. Byłem obojętny na wszelkie bodźce.

Czy tak właśnie czuła się Violet przez cały ten czas?

Gdzieś za mną rozbrzmiały ciężkie kroki. Ledwo je zarejestrowałem, a już na pewno miałem to głęboko gdzieś, dopóki nie poczułem uścisku na ramieniu i pytania zadanego przemęczonym tonem:

– Jak się czujesz? – Elias chyba jeszcze nigdy nie brzmiał tak poważnie i ponuro.

Zdołałem wzruszyć ramieniem. Gardło miałem jednak wyschnięte na wiór i nie byłem pewien, czy zdołam wydusić z siebie choćby słowo.

– Musimy to omówić – oświadczył kolejny głos, który prawdopodobnie należał do Cassiana.

A gdzie jest Laurette? Gdzie jest moja Laurette?

– Aston. – Ostry niczym brzytwa ton Cassiana przeciął powietrze. – Rozmawiałeś z moim ojcem – stwierdził. – Ale i my musimy wszystko przegadać.

Rozmawiałem. Dobre sobie. On mówił, a ja słuchałem i szczerze? Niewiele z tej „rozmowy" pamiętam.

Kurwa, muszę coś powiedzieć, bo się nie odpierdolą.

Tears of Darkness / ZOSTANIE WYDANEजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें