10 | i'm not in love.

105 14 1
                                    

Wdech i wydech. Spokojnie, Milky Blue, nadal jesteś sobą, nadal oddychasz i nadal masz problem z psychopatycznym mordercą z przerośniętym ego, który najpewniej najpierw da pokaz swoich możliwości, a potem zawiezie cenną błyskotkę jeszcze gorszemu recydywiście z niezwykle bogatą kartoteką. I teraz pojawia się pytanie: co ja mogę zrobić? Jak powstrzymać Ronana przed dotarciem na Xandar i zniszczeniem tej ładnej planety?

...mieliśmy się tam spotkać z Bereett. Ale Bereett jest tylko jedną z wielu osób, które przestaną istnieć, jeżeli nie powstrzymamy tej przebiegłej cholery.

Właśnie. Powstrzymamy. Nie jestem już sama, nie muszę męczyć się ze wszystkim jak ostatnia ofiara losu. Spójrzmy prawdzie w oczy ― ja i Peter obrzucamy się błotem bardzo często, i zwykle idzie o to, że podbieramy sobie zlecenia. Ale trzeba wreszcie się z tym pogodzić; zazwyczaj pojawiamy się w takich momentach, w których potrzebujemy pomocy. Uratowaliśmy sobie dupy niezliczoną ilość razy, tylko żadne o tym nigdy nie wspominało. Woleliśmy udawać, że to właśnie dlatego pałamy do siebie tą przyjazną nienawiścią.

Bezsensowne pierdoły, o, tyle powiem.

Szukam reszty moich znajomych, bo z tego, co udało mi się dowiedzieć od kilku członków załogi Yondu, zaczęli naradę wojenną beze mnie. Fajnie, nie powiem, jakże mi, kurwa, miło. Szukam ich po całym statku, aż wreszcie wpadam na gościa, którego kojarzę z widzenia. Przedstawia się jako Kraglin i grzecznie prowadzi mnie do ziomeczków; nawet żartujemy sobie po drodze z Yondu i jego licznych kompleksów. Aż się przyjemnie tutaj zrobiło. Wiadomo, jak kasa pojawia się w zasięgu wzroku, to wszyscy nagle są milutcy.

Nie powiem, że nie potrzebuję takiej luźnej, niezobowiązującej rozmowy z kimś, kto nie zna mojej sytuacji, albo mnie w ogóle. Jest mi raźniej, i trochę lżej na sercu. Po ostatniej konfrontacji z wujaszkiem i ojcem ― która, swoją drogą, miała miejsce zaledwie kwadrans temu, a ja mam takie wrażenie, że minęło co najmniej kilka miesięcy ― jakoś tak przycichłam. Może dlatego, że mój mózg naprawdę powoli pracuje i potrzebuje minimum paru dni, żeby przetrawić nowe informacje.

Wreszcie żegnam się z Kraglinem, kiedy zatrzymujemy się przed drzwiami prowadzącymi do małego pomieszczenia na niższym pokładzie. Przed pozostawieniem mnie samej sobie mężczyzna tłumaczy, że Peter zwykł tutaj mieszkać, ale kiedy rozwinął skrzydła, przerobili to na magazyn. Jakoś wcale mnie to nie dziwi, serio. Biorę głęboki wdech, nim wparowuję do środka bez pukania.

― Siemaneczko, kosmiczne świry! ― Piskliwym, wesołym głosikiem ogłaszam moje przybycie. Skocznym krokiem wkraczam na ten niezbadany teren, odkrywając, że pięć par oczu wpatruje się we mnie ze zdziwieniem. Dalej odgrywam genialną rolę; uśmiecham się szeroko, podchodząc bliżej. Siedzą w kółeczku, jak na zebraniu anonimowych alkoholików; wszyscy, prócz Quilla, który stoi obok, z rękami na biodrach, jakby negatywnie oceniał moje karygodne zachowanie.

Zostaje przeze mnie perfidnie zignorowany. Zatrzymuję się na środku kółka, dygam z aktorskim wyczuciem i próbuję zdecydować, gdzie posadzić tyłek. Wreszcie uznaję, że najbezpieczniejsza miejscówka to ta obok Rocketa, bo zmieszczę tam dupę i może nie zlecę przy pierwszej lepszej okazji. Macham znacząco ręką, a szop wywraca teatralnie oczami, ale posuwa się odrobinę, żeby zrobić dla mnie trochę wolnej przestrzeni.

― Co mnie ominęło? ― pytam, domyślając się, że przeszkodziłam im w jakiejś ważnej rozmowie. Ej, to nie moja wina, że się spóźniłam na tę wielce tajną naradę. Życie zwaliło mi się na łeb, zdarza się.

― Właśnie dyskutowaliśmy o tym, jak niewdzięczni jesteście ― odpowiada mi Rocket, bo reszta jakoś się do tego nie pali. W sumie chwała mu za to, bo rozkręca trochę tę dziwaczną, niezręczną atmosferę, która nagle się pojawiła. ― My tu sobie flaki wypruwamy, żeby ratować wam dupy, a wy, co? Dostałem tylko krzyki w podzięce. A tak poza tym, to nic.

✔ | SPIRIT IN THE SKY ― GUARDIANS OF THE GALAXY, VOL1Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin