- Czemu to zrobiłaś? - zapytałem. Nie potrafiłem jej zrozumieć. 

Rzuciła mi zaskoczone spojrzenie odrywając na sekundę wzrok ulicy. 

- Mówiłam Ci już - przeniosła wzrok z powrotem przed siebie - Wierzę w dobre wynalazki, które mogą ratować życie.

- Tylko dlatego? - drążyłem. Miałam ochotę ugryźć się język, gdy tylko te słowa spłynęły z języka. Czego właściwie się spodziewałem? 

- Tak, tylko dlatego - w jej głosie pobrzmiewała hardość, której nie spodziewałbym się po tak małej osóbce - Ale skoro już mamy chwilę szczerości, to może powiesz mi dlaczego zachowałeś się jak idio..., tak niegrzecznie w stosunku do moich znajomych w biurze?

Chciała użyć innego słowo, słyszałem to wyraźnie, ale najwyraźniej nasze, nie do końca jasne stosunki, kazały jej ugryźć się w język. 

- Nie wiem o czym mówisz - zacisnąłem dłonie na kierownicy skupiając się na zjeździe do garażu. Bramka otworzyła się automatycznie, po zczytaniu mojej tablicy rejestracyjnej. 

Co niby miałem jej powiedzieć? Że poczułem jakąś irracjonalną złość na widok jej drobnego ciała tkwiącego w uścisku tamtego faceta? Że zachowałem się jak pies chcący obsikać swój teren? Przecież ona kurwa nawet nie była moja. W żadnym tego słowa znaczeniu. Przespaliśmy się ze sobą. Raz. Ponad rok temu. Nadia jasno postawiła sprawę co myśli na temat tamtej nocy. A dzisiaj, kiedy znowu znalazłem się blisko niej, nabrałem jakiegoś dziwnego przekonania, że to może być coś więcej. Ale co, to nie miałem pojęcia.

- Nie wiesz? - Nadia prychnęła kpiąco - Czyli mam nie dopatrywać się zazdrości? 

- Niby czemu miałbym być zazdrosny? - narzuciłem sobie nonszalancki ton, ale słowa paliły moje gardło. 

Kobieta znów prychnęła. Właśnie dlatego nie wdawałem się w żadne relacje z kobieta, z którymi przychodziło mi pracować. Kobieta tak inteligentna jak Nadia bez problemu mogła zapędzić mnie w kozi róg i ośmieszyć.

- Cokolwiek sobie wmówisz - wzruszyła ramionami.

Palce zaczynały mnie już boleć, tak mocno zaciskałem je na kierownicy. Z ulgą zaparkowałem na swoim miejscu i wysiadłem trzaskając drzwiami. Tym razem nie podszedłem, aby otworzyć jej drzwi, a ona na to nie czekała. Złapałem karton z jej rzeczami i w całkowitej ciszy, rozrywanej jedynie echem naszych kroków, ruszyliśmy do windy. Przyłożyłem swój identyfikator do panelu, a drzwi rozsunęły się z cichym szelestem. 


Nadia

Stanęliśmy obok siebie w windzie. On z kartonem moich rzeczy, ja przyciskając do klatki piersiowej swój tablet, jakby mógł mnie on uchronić przed wszystkimi uczuciami.  

O co mu chodziło do jasnej cholery? Dlaczego postanowił się nagle zachowywać jak nawiedzony, zadawać mi te wszystkie pytania, okazywać zazdrość? Bo co do tego, że był zazdrosny o Lucasa nie miałam żadnych wątpliwości. 

Teraz staliśmy w tej przeklętej windzie, a ja niemalże czułam przeskakujące między nami iskry. Tylko iskry czego? Złości? Niechęci? A może wręcz przeciwnie? Dlaczego nie potrafiłam zachowywać się przy nim profesjonalnie? Dlaczego w jego towarzystwie czułam jak włoski na karku elektryzują mi się w ten charakterystyczny sposób, a dłonie pocą się ze zdenerwowania? Dlaczego jedyne o czym myślałam w tej chwili to co by było, gdyby rzucił moje rzeczy na podłogę, zatrzymał windę i przycisnął mnie do lustra i pocałował tak żeby zaprało mi dech. Tak, jak nie raz miało to miejsce w moich nocnych fantazjach.

Potrząsnęłam delikatnie głową chcąc odsunąć od siebie nieprzyzwoite myśli. Musiałam się skupić na swojej pracy. Miałam mnóstwo zadań do wykonania. Ich listę przygotowałam jeszcze w samochodzie. Teraz pozostawało mi po kolei realizować poszczególne punkty, aż wyprowadzę nas wszystkich z tego bagna, w którym utknęliśmy po kolana. 

Z ulgą przyjęłam rozsunięcie się drzwi. Wylądowaliśmy na ostatnim piętrze budynku i pierwszym co rzuciło mi się w oczy, gdy podążyłam za Aidenem , był zapierający w piersiach widok na park w pełnej eksplozji zieleni. 

Aiden zaprowadził mnie do sporego gabinetu, również z widokiem na Central Park. W pomieszczeniu stało jedynie biurko z wypolerowanego ciemnego drewna z białym, zachęcająco wyglądającym fotelem i komoda przeznaczona na dokumenty czy rzeczy osobiste. Nie było tu żadnego lustra, obrazu czy chociażby paprotki, przez co natychmiast zatęskniłam za moim cudownie urządzonym gabinetem w MedLab.

- Gabinet nie jest jeszcze urządzony - Aiden jakby czytał w moich myślach stawiając moje rzeczy na biurku. 

- Jak mówiłam, potrzebuję biurka, krzesła i dostępu do WiFi - wzruszyłam ramionami. Zdarzało mi się pracować w gorszych warunkach. Kiedy przyjechałam do Nowego Yorku wszystko na co mogłam liczyć w MedLab to kawałek blatu w open space, gdzie pracowali stażyści. Wtedy było o wiele gorzej. 

- Potrzebujesz pomocy? Twoja stażystka chyba jeszcze nie przyjechała, ale ulokuję ją w  pokoju obok tego.

Potrząsnęłam głową. 

- Dzięki, ale muszę zacząć dzwonić, straciliśmy już wystarczająco dużo czasu. 

- Nie będę Cię w takim razie niepokoił. Gdybyś czegoś potrzebowała to mój gabinet jest po drugiej stronie korytarza. 

Wsunął dłonie do kieszeni spodni i skinął mi głową. Patrzyłam na jego oddalającą się sylwetkę starając się zrozumieć co właściwie czuje. 

Trouble after weddingWhere stories live. Discover now