- Wystarczy, że ja wiem. Idź już, oddeleguję ci Nelę do pomocy.

Skinęłam głową i szybko wyszłam na korytarz. W głowie cały czas kołatały mi słowa Davisa. Nie miałam pojęcia co mężczyzna miał na myśli, ale z pewnością nie było to nic dobrego ani działającego na moją korzyść.

Rozglądnęłam się po prawie pustym korytarzu. Wciąż było wcześnie i pracownicy działu prawnego dopiero zaczynali schodzić się do pracy. Odetchnęłam z ulgą widząc, że panny Lopez nie ma przy jej biurku. Nie zniosłabym tłumaczenia się ze wszystkiego co wydarzyło się w gabinecie. Poza tym nie miałam na to czasu. Musiałam jak najszybciej usiąść do pracy, a przeniesie do nowego biura tylko mi wszystko utrudniało.

Wpadłam do swojego gabinetu zbierając najpotrzebniejsze rzeczy do kartonu, który mieliśmy przygotowane na takie sytuacje. Były białe i opatrzone napisem "praca na wyjeździe". Na ten pomysł wpadła ponoć poprzednia asystentka Davisa, po tym jak wielokrotnie posądzano ludzi o zwolnienie, gdy szli z kartonami przez biuro. Tak, pracownicy MedLab byli paskudnymi plotkarzami. Co gorsza, nikt z tym nie walczył. Czasem miałam nawet wrażenie, że niektórzy nie decydowali się na pracę zdalną, tylko po to, żeby mieć stały dostęp do biurowych ploteczek.

Na szybko spakowałam swój laptop, Ipad, moje planery, zakreślacie i karteczki w pastelowych kolorach. Nie umiałam pracować przez całego tego rynsztunku. Ten system wyniosłam jeszcze z czasów studiów i od zawsze mi się sprowadzał. Lily twierdziła, że mam obsesje na punkcie kontroli, ale nie widziałam powodu abym miała coś zmieniać skoro działo. Nawet jeśli bywało lekko upierdliwe dla otoczenia.

- Cześć - odwróciłam się na dźwięk głosu Lucasa - Co to za wielka afera z Willson Corporation? Rano dzwonił do mnie szef, że mamy przerwać pracę, a przed chwilą, że jednak pracujemy. Zwariować idzie.

- Długo by wyjaśniać - westchnęłam. Może rzeczywiście przeniesienie się do biura Willson Corporation mogło mi wyjść na dobre. Przynajmniej nie będę musiała odpowiadać na milion takich samych pytań.

- To opowiedz w telegraficznym skrócie - Lucas rozsiadł się w fotelu na przeciwko mnie nie pozostawiając mi szansy na ucieczkę.

- W telegraficznym skrócie to mamy zdeczko przejebane, bo ktoś podpierdolił Willsonowi projekt - do mojego gabinetu wmaszerowała Melissa i opadła na fotel obok Lucasa.

- A ty skąd wiesz? - mężczyzna rzucił jej zdzwione spojrzenie.

- Bo cały budynek huczy od plotek i tylko wy - machnęła lekceważąco dłonią w jego stronę - zabunkrowani inżynierowie nie wiecie co się dzieje.

- Bo my, w przeciwieństwie do ciebie, zajmujemy się pracowaniem, a nie tylko roznoszeniem plotek i piciem kawki - obruszył się mężczyzna wykonując w stronę przyjaciółki wulgarny gest, który został skwitowany cichym śmiechem.

Wniosłam oczy ku sufitowi. Naprawdę, uwielbiałam moich przyjaciół, ale czasami zachowywali się jak dzieci. I to takie w przedszkolu.

- Co to? Impreza w gabinecie Nadii i nikt mnie nie zaprosił?

Daphne wpadła prze otwarte drzwi i obrzuciła nas wszystkich szybkim spojrzeniem. Jej czarne włosy poskręcane w drobne sprężynki wesoło podskakiwały przy każdym jej ruchu. Na głowie miała czerwoną opaskę, którą przytrzymywała loki z dala od twarzy, ale i tak widziałam kilka pasm, które przykleiły się do jej pełnych ust muśniętych kolorowym błyszczykiem.

- Jeszcze tej brakowało - burknęłam wrzucając do kartonu ostatnie karteczki typu post-it.

- Cóż za miłe przywitanie! Jak zwykle tryskasz optymizmem! - Daphe zaśmiała się i wyminęła pozostałą dwójkę, aby zajrzeć do mojego kartonu - Więc to prawda? Przenosisz się do siedziby Willson Corporation?

Trouble after weddingМесто, где живут истории. Откройте их для себя