Jaki masz znak zodiaku?

12 1 0
                                    

Nie pamiętam, gdzie doszło do tej rozmowy. Może to była sala lekcyjna, może korytarz. Podszedł, a może odwrócił się, do mnie i do Korneli. Spytał, o czym rozmawiamy. Rzuciłam luźne "jaki masz znak zodiaku". Odpowiedział, że lew. 

- O nie, lwy są najgorsze, fuuuuj - rzuciłam rozbawionym tonem. Niestety szkody już były nieodwracalne. Odwrócił się obrażony, mamrocząc coś pod nosem.

Spojrzałam na Kornelię

- A temu co? - spytała równie zdziwiona co ja. Poprawiła rude włosy i spojrzała jeszcze raz w stronę odchodzącego Oktawiana. Dodała kilka negatywnych uwag na jego temat, po czym skupiła się na komentowaniu innych osób z grupy.

Bardziej jej przytakiwałam, niż słuchałam, o czym mówi. Zerknęłam na telefon czy nie ma żadnej wiadomości od Izy. Miała przerwę w innym momencie, więc pewnie jeszcze nie wyszła z sali. 

Nigdy nie miałam przyjaznych doświadczeń z lwami. Mój ex był lwem, koleżanka z dzieciństwa która popadła w złe kręgi, ta jedna dziwna ciotka przy świątecznym stole. Nic nie zapowiadało się, że i z tym lwem miałoby być inaczej. Postanowiłam, jednak że trochę go podenerwuje skoro i tak jesteśmy skazani na zajęcia w jednej grupie. 

Przez większość zajęć unikałam nowego chodzącego problemu. Czasem odwrócił się, by sarkastycznie wymienić kilka zdań. Przez sarkastycznie możecie zrozumieć mianowitą konwersacje:

- na jaką specjalizacje idziecie?

- na branding - odwrócił się na krześle i spojrzał na mnie znienawidzony osobnik płci męskiej.

- fantastycznie, wynoś się jak najdalej - uśmiechnełam się lekko złośliwie. Król fochów, królowa dram, samiec alfa wywrócił oczami i obrócił się w stronę tablicy. 

- oj no nie bądź taki... - niestety jak to śpiewał bon Jovi, The damage is done.

Potem było już tylko bardziej niezręcznie. Jakakolwiek interakcja kończyła się wyzwiskami jednej lub drugiej strony. Ja postanowiłam po prostu odpuścić i czekać na następny semestr, by zmienić grupy, Kornelia jednak nie mogła dać za wygraną. Przy każdej możliwej okazji musiała komentować Oktawiana. Głównie negatywnie. Szczerze to wbrew mojej naturze tak długo być z kimś w negatywnych stosunkach, po prostu uległam wpływowi rudej.

Potem przez dłuższy czas mieliśmy zajęcia online. Trochę spokoju od wszystkich. Preferuję zajęcia online. Łatwiej mi się skupić we własnych czterech ścianach. Nie czuję presji, że ktoś mnie obserwuje. Nie muszę się stroić. Nie muszę się martwić nieprzyjemnymi interakcjami na korytarzu. Dobrze wspominam ten okres, nie było to co prawda jakoś strasznie dawno temu. 

Na jednych zajęciach musieliśmy obowiązkowo mieć kamery. Zabawne doświadczenie. To trochę tak jakby bezkarnie naruszać prywatność innych osób. Mimo iż platforma, z której korzystamy ma funkcję blurowania tła, nie każdy jej używał. Może to po prostu kwestia zasięgu, internetu. 

Pokój Oktawiana ani trochę nie pasował do niego. Tak jakby znalazł się tam przez przypadek, a równocześnie pasował idealnie. Gamingowy fotel, mikrofon na stelażu, czyste ściany. Bardzo mało światła. 

Chyba za dużo poświęcam mu uwagi jak na mojego wroga. Ale w końcu książka jest o nim. Właściwie na zajęciach online nie wydarzyło się nic między nami. Zaledwie ruda jak to ruda rzuciła kilka uwag o osobach z naszej grupy.

Pamięć bardzo mnie zawodzi, widocznie ludzie faktycznie wypychają z pamięci negatywne przeżycia. Pamiętam tyle, co że mój nemezis miał problem z lektoratami. Kwestia zapisania się czy jakiegoś zadania, pies wie. Mam miękkie serce, napisałam do niego prywatnie i wyjaśniłam mu krok po kroku, co ma zrobić. Zaoferował w zamian czekoladę, uznałam, że to żart. W liceum to zazwyczaj był żart. Nigdy nie miałam profitów z pomaganiu komuś w nauce, czy organizacji.

Czy odpisałam coś? Nie pamiętam. Czego jednak się nie spodziewałam to tego, że dotrzyma słowa. Następnego dnia przyniósł paczkę kinderków. Tych mini tabliczek pakowanych w karton, na pewno każdy choć raz dostał je na święta, tudzież inną okazję. Wyjął z pudełka kilka i wręczył mi. Doszło do jakieś  neutralnej wymiany zdań, której nie jestem w stanie sobie przypomnieć. 

Resztę dnia mijaliśmy się, to on był na innych zajęciach, to ja się spóźniałam. Zajęcia mieliśmy do późnej godziny. Na zewnątrz było już ciemno.  Trochę chłodno, nie na tyle by odpadł ci tyłek, ale na, tyle że przewiało cię w spódniczce. 

Wychodziłam z uczelni z Mikołajem, zgodziłam się go odprowadzić. Przed budynkiem stał Oktawian, i jakiś inny chłopak. Spojrzałam na nich kątem oka. Dłonie schowałam w kieszeniach. Rzuciłam szybkie "cześć". Nie miałam zamiaru się zatrzymywać, ale Oktawian krzyknął, bym zaczekała. Zwolniłam kroku, obróciłam się w jego stronę. Całkiem zdziwiona. O co może mu chodzić? Nie zdążyłam nawet dobrze zadać sobie tego pytania w myślach, gdy on zdjął plecak z ramienia. Otworzył go, wyciągnął paczkę kinderków, z której wcześniej dał mi kilka. 

- Masz. - rzucił, podając mi paczkę. Musiałam mieć pewnie głupią minę. Zmieszana, zaskoczona. Szczerze nie mam pojęcia co o nim myśleć, bywa bardziej bipolarny niż magnesy na lodówce.

- Ojejku.. Dziękuje. - a po chwili dodałam, próbując rozluźnić atmosferę.- Weź, bo się zakocham.

- Nie simpuj - rzucił szybko mnie gasząc.

Wzięłam słodycze i robiąc mały walk of shame podeszłam do Mikołaja. Poczęstowałam go brązową przekąską, po czym udaliśmy się w stronę jego przystanku. Wieczorem, już w domu podjęłam się ostatniej próby naprawienia relacji z Oktawianem. Kłótnie i sprzeczki nie leżą w mojej naturze. Za bardzo odbijają się na moim zdrowiu. 

Napisałam w mojej opinii ładną wiadomość z podziękowaniami za czekoladki, że się nie spodziewałam, iż był to miły gest. Dodałam kilka tych śmiesznych emotek z serduszkami wokół buzi.

On: " nie simpuj"

Okey, miarka się przebrała, a moja cierpliwość skończyła. Chce wojny, to będzie ją miał.

Ja: "ok."

Wyłączyłam telefon i poszłam spać wkurzona. Oby więcej nie zobaczyć jego głupiej twarzy. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 14, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Bo on jest LwemWhere stories live. Discover now