Deszcz.

950 17 7
                                    

Popatrzyłam ma zegarek w telefonie. Za sześć minut zaczyna się moja pierwsza lekcja w nowej szkole, a ja siedzę na dworze. Wstaje z ławki i kieruje się do nowoczesnego budynku. Patrzę szybko gdzie znajduje się sala do francuskiego, jednak nie ma tego napisane na kartce z rozpiską położenia sali. Rozglądam się zamierzając się kogoś spytać o kierunek. Niespodziewanie drogę zachodzi mi wysoka ruda dziewczyna o pięknych, brązowych oczach.

- Cześć. Jestem Mery Frosten. - Powiedziała a ja zauważyłam że jej ton był przyjazny.

- Jestem Beatrice Snow, ale wszyscy mówią mi Trixie. - Mówiąc to uśmiechnęłam się do niej. - Mogła byś wskazać mi drogę do sali od francuskiego?

- Jasne. Też mam teraz francuski. Chcesz usiąść ze mną? - Spytała, a ja wiedziałam że postaram się mieć z nią jak najlepszy kontakt, bo wydawała się bardzo pozytywną osobą.

- Tak, chętnie. - Odparłam i podążyłam za brązowooką.

Okazało się że klasa mieściła się piętro wyżej. Podczas tej krótkiej wycieczki Mery opowiedziała mi większość o szkolę i nauczycielach. Pod salą byłyśmy jeszcze przed dzwonkiem i miałyśmy jeszcze chwile żeby pogadać. Dziewczyna okazała się bardzo przyjazna, rozgadana i empatyczna. Czułam że to jej będę mogła zaufać i się z nią zaprzyjaźnić. Od początku rozmowy z nią poczułam jakieś miłe nieznane mi wcześniej uczucie. Niedługo po tym jak przyszłyśmy pod salę, zadzwonił dzwonek więc weszłyśmy do klasy i usiadłyśmy w przed ostatniej ławce.

Rozejrzałam się po klasie, która drastycznie różniła się od sterylnego sekretariatu. Na korkowych tablicach porozwieszane były plakaty zrobione przez uczniów, a na największej znajdującej się na przeciwko tablicy była powieszona flaga Francji. Nauczycielka stała przy tablicy z pozytywnym wyrazem twarzy. Ubrana była w dżinsy i białą koszulkę. Wyglądała na miłą nauczycielkę.

Lekcja minęła mi szybko, tak samo jak biologia i chemia. Popatrzyłam na plan. Jest po trzeciej lekcji co oznaczała że teraz jest przerwa obiadowa. Postanowiłam wyjść na dwór i zapalić a potem może zjem babeczkę czekoladową ale to jak mi zostanie czas. Powiedziałam mój plan Mery a ona stwierdziła że spotkamy się przed następną lekcją a ona pójdzie do stołówki. Zgodziłam się z jej pomysłem i pożegnałam się z nią kierując się w przeciwną stronę niż Mery.

Drogę na dwór zapamiętałam więc nie musiałam nikogo pytać o kierunek. Po wyjściu ze szkoły uderzyło we mnie świeże powietrze i poczułam się wolna. Usiadłam na ławce i wzięłam z torebki paczkę a z niej jednego papierosa.

Zapaliłam i popatrzyłam w niebo. Wydawało się takie piękne lekko burzowe, jakby zaraz miało padać. Papieros dawno się wypalił więc odpaliłam kolejnego i tak parę razy. Nie zauważyłam że zaczęło padać. Wyłączyłam kompletnie myślenie. Patrzyłam tylko jak chmury nad szkołą stają się coraz ciemniejsze. 

Gdzieś w oddali usłyszałam znajomy głos wołający mnie. To mogła być tylko Mery. Słyszałam ze podbiega do mnie mówiąc coś o jakimś morderstwie. Poczułam że coś przyjemnie ciepłego spoczywa mi na ramionach. Rozejrzałam się, ale mojej przyjaciółki nie było w zasięgu wzroku. Był za to chłopak który prosił mnie rano o zapalniczkę. Nazywał się chyba Tony. Z tego co pamietam, a pamięć mam średnią. Uśmiechną się przyjaźnie. Zorientowałam się ze mam na ramionach jego bluzę, za którą byłam mu niesamowicie wdzięczna.

- Cześć Blondyneczko. Chodź do szkoły bo się przeziębisz w pierwszy dzień. A tego byś chyba nie chciała?- powiedział a ja w odpowiedzi pokiwałam głową. Skierowałam się do budynku mając mętlik w głowie. Czemu on się o mnie martwił? Przecież nawet mnie nie zna. Kątem oka widziałam jak Tony patrzy za mną ale się nie rusza z miejsca.

***Pov. Tony Monet***

Nie wiem co mi odbiło żeby dać jej moją bluzę. Ale wyglądała tak pięknie że chciałem żeby każdy dziad na korytarzu wiedział że jest moja. Gdy zobaczyłem ją siedzącą na tej ławce zakuło mnie serce. Wiem już że będę się starał żeby mnie zauważyła. Żeby mi zaufała.




*****
620 słów
Rozdział miał być wczoraj ale totalnie się rozchorowałam.

Postać Mery jest inspirowana Zdolcykk o

You are my angel || Tony MonetWhere stories live. Discover now