𝐨𝐧𝐞

81 5 0
                                    

LONDON, UK

Podczas jednego z kwietniowych wieczorów, a dokładniej w piątek, osiemnastoletnia Willow postanowiła pójść na imprezę do jednej ze swoich koleżanek ze szkoły. Kiedy około dwudziestej drugiej dotarła na miejsce tam było już mnóstwo ludzi, z czego znała większość. Od razu po wejściu skierowała się w stronę kuchni, żeby wypić trochę znajdującego się tam alkoholu. Była tam sama, wszyscy pozostali byli albo w salonie albo na zewnątrz przy basenie. Siadając na kuchennym blacie zaczęła pić swojego drinka, kiedy podszedł do niej jakiś chłopak. Tylko odrobinę kojarzyła go ze szkoły, jednak był jej zupełnie nieznajomy. Wyglądał bardzo dobrze, ale dziewczyna nie chciała, żeby zaczynał z nią rozmowę. Blondyn podszedł do niej bliżej, a ona w bezruchu mu się przyglądała.

- Może chciałabyś pójść na górę? - spytał, stając między jej nogami i delikatnie odsuwając włosy z jej twarzy.

- Nie, nie szukam towarzystwa - odpowiedziała nerwowo rozglądając się za kimkolwiek w pobliżu, jednak nikt nawet nie patrzył w ich stronę, nikt oprócz jednego chłopaka, którego też tylko trochę kojarzyła ze szkoły.

Kiedy niebieskooki ułożył dłonie na jej talii, ona aż podskoczyła ze strachu.

- Zostaw mnie - powiedziała cichym tonem, na co chłopak przybliżył się do niej jeszcze bardziej. - Naprawdę daj mi spokój - dodała głośniej.

Po chwili, kiedy blondyn próbował ją pocałować, ona zaczęła wyrywać się z jego rąk, ale bezskutecznie - był od niej o wiele silniejszy.

W pewnym momencie jednak zauważyła, że ten sam chłopak, który wcześniej z daleka się jej przyglądał, zaczął iść w jej stronę. Mimo tego, że znalezienie się przy niej zajęło mu kilka sekund, ona czuła jakby była to wieczność.

- Zostaw ją - zaczął, kiedy w końcu znalazł się obok niej i zupełnie nieznanego jej blondyna.

- Bo? - nieznajomy spytał, patrząc na chłopaka z nienawiścią w spojrzeniu.

- Bo to moja dziewczyna - odpowiedział, na co niebieskooki stracił jakąkolwiek pewność siebie i puścił blondynkę, jednak wciąż przy niej stał i teraz bez słowa na nią patrzył. - Chodź, kochanie - dodał, na co Willow szybko zeskoczyła z blatu i razem poszli do salonu, gdzie znajdowała się większość osób.

Uśmiechnęła się do niego, na co on zrobił to samo. Ta chwila nie trwała jednak długo, bo od razu później szatyn odszedł od niej zostawiając ją samą. Próbowała utrzymać na nim spojrzenie, jednak on od razu zniknął z jej pola widzenia. Teraz odwróciła się za siebie, żeby zobaczyć nieznajomego jej blondyna opuszczającego dom, na co jedynie odetchnęła z ulgą.

Następnie próbowała znaleźć chłopaka, który ją uratował, jednak nic z tego nie wyszło. Chodziła po całym domu, po wszystkich pokojach, w których zastawała tylko całujące się pary, ale wciąż nic. W końcu natrafiła jednak na jedno pomieszczenie, w którym znajdowały się tylko granitowe schody i zamknięte drzwi. Weszła po schodach, a po otwarciu drzwi znalazła się na dachu. Rozejrzała się dookoła i wtedy zobaczyła jakąś osobę, ale przez to, że było już ciemno, nie mogła stwierdzić kto to. Dlatego podeszła bliżej, aż zorientowała się, że właśnie odnalazła chłopaka, który ją uratował. Siedział na środku płaskiego dachu budynku i spokojnie palił papierosa. Dziewczyna jedynie cały czas na niego patrzyła i usiadła obok niego, przez co teraz powoli odwrócił na nią swój wzrok.

- Dziękuję - zaczęła po chwili patrzenia na niego w kompletnej ciszy. - Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.

- Nie masz mi za co dziękować - odpowiedział i zaciągnął się dymem papierosa. - Chyba każdy by to zrobił.

- I tak jestem ci wdzięczna - uśmiechnęła się, a on ponownie zaciągnął się dymem.

Znów patrzyła na niego w milczeniu. Miał idealnie ułożone brązowe włosy, piękne, ciemne oczy, a zwłaszcza skupiała się na jego ustach. On też na nią patrzył - analizował zieloną taflę jej spojrzenia, drobne piegi na nosie i policzkach, ale też skupił swój wzrok na jej ustach.

- Jestem Louis - zaczął delikatnie się uśmiechając i znów zaciągnął się papierosem.

- Willow - też się uśmiechnęła, a zaraz po tym sama zaciągnęła się papierosem, którego chłopak jej podał.

- Nie jest ci zimno? - spytał, widząc, że nie miała na sobie żadnej bluzy ani niczego ciepłego.

- Tylko trochę - odparła ignorując chłód.

Chłopak szybko zdjął swoją skórzaną kurtkę, którą zaraz jej podał, a ona ją na siebie nałożyła.

- Nie musiałeś - dodała, gdy znów na niego spojrzała, a on znów delikatnie się do niej uśmiechnął.

- Nieważne, przynajmniej nie będzie ci zimno - odpowiedział cichym tonem.

Znów przyglądali się sobie przez długi czas, a w międzyczasie chłopak odpalił kolejnego papierosa, którego spalili na pół, a cały czas rozmawiali na najróżniejsze tematy, które im się nie kończyły. Po kilku godzinach, kiedy na imprezie zostali tylko oni i może dwie czy trzy inne osoby, oni z powrotem zeszli na dół i chłopak odprowadził blondynkę do domu. Kiedy już byli na miejscu, ona jedynie delikatnie go przytuliła, a następnie zaczęła zdejmować kurtkę, którą jej dał, żeby mu ją oddać.

- Dasz mi ją w poniedziałek - uśmiechnął się, a zaraz po tym zostawił ją samą.

𝐂𝐎𝐍𝐒𝐓𝐄𝐋𝐋𝐀𝐓𝐈𝐎𝐍𝐒, 𝐩𝐚𝐫𝐭𝐫𝐢𝐝𝐠𝐞Where stories live. Discover now