♡power of the trauma♡

160 8 33
                                    

W pomieszczeniu panowała wyjątkowo niezręczna cisza.

Analissa wbijała wzrok w ziemię.

Richard wbijał wzrok w Analissę.

Nie padło między nimi ani jedno słowo, odkąd Connor wyszedł na zewnątrz i najwyraźniej dziewczyna nie miała zamiaru tego zmieniać.

Może faktycznie miała rację i to miasto działało na niego źle, a może to ona była jeszcze bardziej drażliwa niż normalnie odkąd się w nim znaleźli, ale był pewien, że coś nagle przestało między nimi działać i nie miał pojęcia co z tym faktem zrobić.

Musieli działać. Lepiej niż kiedykolwiek. Tymczasem bardzo trudna sprawa robiła się coraz trudniejsza, kiedy zamiast się nią porządnie zająć skakali sobie nawzajem do gardeł.

-Więc... - zaczął, ale umilkł, zderzając się z płonącym spojrzeniem jej zielonych oczu.

-Daruj sobie. Kazał nam się tylko nie pozabijać. Nie musimy od razu urządzać grupowej terapii.

Uniósł brwi.

-Nie sądziłem, że będziesz kiedykolwiek przywiązywała wagę do tego, co nam każe Connor.

-Nie przywiązuję. Ale ty chyba tak.

Wzruszył ramionami.

-Nie tak mocno jakby tego chciał.

Wciąż się jej przyglądał. Krótkie, rude włosy zakryły jej profil, gdy pochyliła głowę.

-Czy mógłbyś przestać się na mnie gapić w ten sposób?

-W jaki sposób?

-W taki jak teraz.

-A dlaczego?

-Bo cię kurwa grzecznie proszę.

Nie przestał. Obserwował jak czerwienieje coraz intensywniej, jak zaczyna nerwowo stukać nogą, a następnie kręcić się lekko pod wpływem dyskomfortu.

-Próbujesz wzbudzić we mnie poczucie winy? Bo jeśli tak, to moje serdeczne gratulacje, udało ci się, możesz już naprawdę przestać.

-Nie próbowałem robić niczego takiego, więc jeśli twoje sumienie robi ci wyrzuty, to pretensje możesz mieć wyłącznie do siebie.

Zmarszczyła brwi i prychnęła pod nosem, niezadowolona, ale widział, że jej złość powoli się ulatnia.

Wściekała się często i bardzo intensywnie, ale na szczęście pomiędzy wybuchami szybko stygła, pozostając w stanie standardowej dla siebie, łagodnej irytacji.

-Zachowałam się jak suka, prawda? - wymamrotała niechętnie.

Kiwnął głową.

-Musisz przestać, Lissa. Nie możemy oczekiwać, że ktokolwiek będzie chciał nam pomóc, kiedy zachowujemy się, jakby wszystko nam się należało. Jakbyśmy byli istotniejsi, tylko dlatego, że jesteśmy z Biura, a nie z posterunku.

-Richard, ale my jesteśmy istotniejsi dokładnie z tego powodu. Mamy stan wyjątkowy, zajmujemy się cholernym zamachem na głowę państwa. Przecież to ma znacznie poważniejsze konsekwencje niż jakieś pobicie o flaszkę wódki, albo kradzież kieszonkowa.

-Wytłumacz to komuś, kto właśnie stracił portfel. Gwarantuję, że będzie miał w nosie twoje dobro wyższe, stan wyjątkowy i Warren, której nigdy na oczy nie widział poza telewizorem. Będzie chciał z powrotem swoje pieniądze, które widział pół godziny wcześniej. Będzie oczekiwał, że ktoś mu pomoże. Nie zainteresuje się tym, że arcyważna agentka specjalna domagała się wpuszczenia przez bramki, zainteresuje się tym, że nie przyjechaliśmy na zgłoszenie dostatecznie szybko i nas zgnoi od góry do dołu. Czy to co robimy ma większe znaczenie w wymiarze ogólnokrajowym? Oczywiście. Ale nie w życiu pojedynczego człowieka. Poza tym, nie wiem czy zauważyłaś, ale w tym momencie gliniarz robi robotę, podczas gdy my boczymy się na siebie jak dzieci.

30th Biggest Constelation || DBH FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz