I

633 24 12
                                    


witam w moim kazuscara ficu, na starcie chciałam zaznaczyć, że zawiera on sporo raiden ei slanderu. mimo, że ja ją kocham, scara niestety nie podziela tego sentymentu 💀


Patrząc z jego teraźniejszej perspektywy, podróż ta mogła wydawać się łatwiejsza niż była w rzeczywistości. Rzeki, góry i drzewa były takie, jakimi je zapamiętał, piękne zieleniące się liście, wartkie potoki, łagodne wzniesienia, otoczone zawsze lekko fioletową łuną pod wieczór, kiedy słońce chowało się za horyzontem. Burze były mniej częste niż dawniej, jedna z niewielu zmian, jakie dostrzegł, a co pewnie, jak wszystko inne było zasługą Aethera. Ludzie także wydawali się szczęśliwsi niż ostatnio, kiedy tu zawitał.
Kraj, który zostawił na skraju wojny domowej rozwijał się i kwitł, jakby przeszłość nie miała dla niego znaczenia. Archonka ludu, o której winach większość wolała zapomnieć, nadal urzędowała w stolicy. Czy przebaczenie było owocem strachu czy rzeczywistych uczuć było w oczach Scaramouche kwestią sporną.

On, na przykład, nigdy jej nie wybaczy. Nie sądził jednak, aby uczucia rzeczy tak małych, jak on miały dla niej jakieś znaczenie. Ciężko było być czymkolwiek w oczach bogów, jeżeli było się człowiekiem. Jakie prawa mogła rościć sobie kukła?

Nie mógł poradzić nic na gorzki uśmiech, który zawitał na jego twarzy, zwłaszcza, kiedy przed oczyma miał starą niezmienioną niczym Tataratsunę. Zrujnowana kopalnia była miejscem całkowicie opuszczonym, a tym, którzy weszli na jej teren groziła śmierć. Oczywiście dotyczyło to śmiertelników, więc Scaramouche był bezpieczny.
Mimo to obserwował konstrukcję z daleka. Nie potrafił postawić tam swojej stopy, przyglądał się więc tylko siedząc pod drzewem purpurowego melona, z którego nikt nie odważyłby się zerwać owoców, z powodu bliskości do tego skażonego terenu.

On sam nie miał takich uprzedzeń, jedząc owoc za owocem i delektując się ich smakiem, za którym tęsknił. Importowane towary w Sumeru nigdy nie smakowały tak samo, ciężko więc było zajeść nimi tęsknotę, która niedawno się w nim obudziła.

Nahida uprzedzała go przed tym, prosząc, aby chociaż zabrał ze sobą Aethera do towarzystwa. Samotna podróż w miejsce, w którym doznał tak wielu krzywd nie mogła skończyć się dla niego dobrze, mówiła. Odkąd pokonała go i uwolniła od wiecznego więzienia w kupie żelastwa skonstruowanej przez Dottore, zachowywała się, jak jego samozatrudniona terapeutka.

Te pokłady dobrej woli i troski z jej strony denerwowały go tylko trochę. Z drugiej strony rozumiał dobrze skąd się biorą. Jeżeli miał być użyteczny, musiał być funkcjonalny. To niejako oznaczało także jego zdrowie psychiczne.

Wiedział, że jest dobrą osobą. Nahida zachowała w sobie empatię i szacunek dla reszty świata, których brakowało wielu Archonom. W domenie jednego z nich właśnie przebywał.

Czasami czuł, jak próbuje się z nim połączyć, ale jako niedoszły bóg potrafił odmówić jej dostępu do swojego umysłu. Było to coś, co musiało ją niezwykle irytować, gdyż po pewnym czasie zaczęła wysyłać do niego listy. W każdą środę przynoszono mu korespondencję wraz z poranną herbatą, to jest, dopóki nie znudził się miastem i wiszącym nad nim widmem Raiden i nie wyruszył w podróż, aby obejrzeć tę część kraju, która mniej mu o niej przypominała.

Od tego czasu minął już miesiąc. Nie miał pojęcia co obecnie dzieje się z listami Nahidy. Być może przestała je wysyłać odkąd nie otrzymała odpowiedzi. Jego celem nie była ucieczka przed nią, jak umknięcie przed dyskomfortem. W stolicy czuł się przewrażliwiony i słaby, często pił i wstawał późno. Życie utracjusza nie było ani jego marzeniem, ani planem. Nigdy nie miał zamiaru maczać palców w tej stronie człowieczeństwa.
Dzikość kraju i jego opuszczonych wysp ukoiła na chwilę jego żenujący ból, jaki całe to miejsce w nim wywoływało.

koniec burzy [kazuscara] Where stories live. Discover now