Rozdział 5. Kiedy w mroku zaległy cienie

9 1 0
                                    

Kolejne kilka dni upłynęło mi na intensywnej, choć całkiem przyjemnej i niewątpliwie satysfakcjonującej pracy we dworze. Byłam nawet z tego zadowolona. Od czasu tamtego dnia nie miałam zbyt ochoty ruszać się z domu. Kiedy tylko wyszłam za próg, czułam zapach morza. Zaczęło mnie to przerażać. Mogłam pójść w las wgłąb lądu, jednak obawiałam się spotkania z Robinem. Zbyt wiele się wtedy stało rzeczy, których nie rozumiałam. Powód naszego spotkania, sposób rozstania - wszystko to wracało do mnie co dzień w nieznośnych myślach.

Ale gdy tylko spojrzałam na rysunek motyla, który położyłam na stoliku nocnym, przypominałam sobie nasze beztroskie rozmowy. Bliskość i szczerość. To bolało. W moim sercu współistniały i walczyły ze sobą strach i nadzieja, smutek i euforia. Chyba zaczynało mi odbijać.

W niedzielny poranek wstałam, kiedy słońce wisiało już wysoko na niebie i zaglądało przez okno wieży, kładąc się promieniami na mojej twarzy. W nocy nie spałam dobrze. Gdy podeszłam do lustra, zobaczyłam pod oczami ciemne cienie. Wybrałam więc najbardziej jaskrawą sukienkę i wstążkę w odcieniu ciepłego złota, żeby ukryć swój mizerny wygląd. Choć tak naprawdę jedyną osobą w tym domu, która mogła zwrócić uwagę na takie rzeczy był Marmaduke, a akurat jego nie miały szans zmylić moje niewyszukane sztuczki.

Zanim zeszłam na dół, otworzyłam na oścież okno, aby wpuścić do pokoju chłodny powiew letniego wietrzyku. Na całe szczęście wieżyczka, w której mieszkałam, nie otwierała się na ocean; nie docierała tu morska bryza ani krzyk mew. Od ogrodu oraz rozciągających się za nim bezkresnych łąk, pastwisk i zagajników dolatywał mnie bogaty zapach dojrzałej przyrody. Po zaledwie paru chwilach trwania w oknie poczułam się rozbudzona i gotowa na kolejny dzień. Pozostawiłam okiennice otwarte i wyszłam z pokoju.

Na dole schodów prowadzących do wieży czekał na mnie Wrolf, rozciągnięty na podłodze. Od tamtego dnia trzymał się blisko mnie. Obserwował i pilnował. Ale nie czułam się z tym źle. Był dla mnie wiernym towarzyszem, przyjacielem i strażnikiem, jednak w odróżnieniu od ludzi nie oceniał, nie krytykował i nie mówił mi, co mam robić. Co najwyżej sugerował to w sposób odrzucający możliwość odmowy. Ale robił to subtelnie. Kiedy mnie zobaczył, wstał i rozciągnął pysk w uśmiechu z wystawionym mokrym jęzorem. Ruszył za mną, gdy udałam się w stronę jadalni.

Tam natomiast czekała mnie niemała niespodzianka. Już z przedsionka usłyszałam głośną, żywą rozmowę i ciepły śmiech. Kiedy przekroczyłam próg, ujrzałam wuja i Lawendę siedzących u końca stołu nad śniadaniem, które jednak nie cieszyło się zbyt wielką uwagą z ich strony. Para trzymała się za dłonie i prowadziła zaangażowaną konwersację pochylona ku sobie. Minęła dłuższa chwila, nim mnie zauważyli. Wuj podskoczył w krześle na mój widok i wyraźnie się zakłopotał, natomiast Lawenda rozpromieniła się, podniosła się z miejsca i podbiegła do mnie, rozradowana. Przytulając mnie, spytała:

- Jak ci się spało, kochana? Masz trochę podkrążone oczy. Czyżby Benjamin tak głośno chrapał, że nie dawał ci spać? - W tym miejscu wuj odchrząknął znacząco, jednak Lawenda się tym nie przejęła. - Co powiesz na okład z rumianku?

Odwzajemniając uścisk, odpowiedziałam:

- Ciebie też miło widzieć. Chętnie.

Lawenda pogłaskała mnie po włosach, po czym złapała mnie za dłoń i pociągnęła na miejsce koło siebie. Wuj za wszelką cenę starał się udawać, że cieszy się z mojego przyjścia, a ja te starania doceniałam. Nałożyłam na talerz wszystko w zasięgu ręki i zaczęłam jeść, mając nadzieję, że para powróci do rozmowy, którą im przerwałam - ale nic z tego. W końcu więc sama zagadnęłam Lawendę, która przyglądała mi się z sympatią.

- Rozmawialiście o ślubie?

- Między innymi. Porozumiewanie się przez posłańców nie jest zbyt wygodne. Tym bardziej że nie są chętni do przekazywania czegokolwiek poza suchymi faktami - powiedziała z lekką irytacją. Wyobraziłam sobie, jak Lawenda prosi jednego z zamaskowanych bandytów obwieszonych bronią o ucałowanie jej ukochanego i parsknęłam w miskę z puddingiem. Aż żałowałam, że chwilowo nie mieszkam w ponurej twierdzy De Noir, żeby obserwować ten cyrk. Zaraz jednak się zreflektowałam, gdy przypomniałam sobie, kto zamieszkuje to miejsce na stałe.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 04, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Letnie burze nad Rajskim WzgórzemWhere stories live. Discover now